Rozdział IV cz.I

170 24 43
                                    

– Patrzcie, co znalazłam! – zawołała Helen, siedząc na wieku zakurzonej skrzyni.

Mężczyźni prędko przerwali znoszenie rupieci z poddasza. Alois był po trosze wdzięczny Helen, że sama zaproponowała im przerwę. Całe popołudnie starali się ogarnąć strych, kiedy to doszła do wniosku, że „ona tak tego nie zostawi". Z racji już znacznie zaokrąglonego brzucha panowie nie mogli zostawić jej samej z tym przedsięwzięciem.

Alois, wspinając się po drewnianych schodach, czuł się znowu jak mały chłopiec. Znajome zielone tapety i landszafty przywodziły na myśl czasy błogiego rozrabiania w towarzystwie wiecznie uśmiechniętego Reagana. Choć musiał się wspomagać poręczą, aby dotrzeć na poddasze, tu był w lepszym nastroju niż w domu.

Na poddaszu zastał małżeństwo przeglądające dziecięcą książeczkę. Przez szeroko otwarte okna pierwszy raz od lat wlatywał wiatr, wprawiając w ruch pajęczyny i podnosząc zalegający od lat pył.

Alois nie musiał nawet podchodzić, aby rozpoznać książkę znalezioną przez Helen. Lawirując między kupkami śmieci i pudełkami, nie mógł nie cieszyć się z rezultatów porządków. Na jego twarzy zawitał szczery uśmiech.

W dłoniach kobiety widniał zbiór baśni i legend. Stara ilustrowana pozycja miała zarówno wartość sentymentalną jak i zabytkową – wychowywali się na niej dziadkowie Aloisa, jeszcze na swoich dworkach. Historie zawarte na pożółkłych stronicach dotyczyły przede wszystkim zmagań ludzi ze zmiennymi. Mężczyzna cenił tę książkę od małego nie za szczęśliwe zakończenia, ale za mnogość wizerunków poszczególnych plemion ludu Ezdenu.

Stworzenia w tej książce były ukazywane nie tylko jako monstrualne mieszanki wilków, niedźwiedzi, drapieżnych kotów z mrokiem w ślepiach czy potworów obdarzonych skrzydłami i niemal boską mocą. Oprócz przerażających nawet dorosłe osoby wizerunków bestii pojawiały się ilustracje delikatnych, pięknych istot. Alois nie miał wątpliwości, że one także były groźne. Niemniej fascynowało go w jaki sposób u nich zwierzęce cechy harmonizowały się z ludzkimi jak chociażby u faunów, centaurów, syren czy sfinksów i harpii.

– To była książka, którą czytaliśmy z Reaganem, gdy byliśmy mali – wyjaśnił Alois, przejmując wolumin z rąk kobiety. Delikatnie przewracał strony i pogrążał się w świecie wspomnień. – Reagan woził ją ze sobą wszędzie. Chyba jeszcze to pamiętasz, Riff?

– Oj tak! Jak jakiś maniak wertował ją, kiedy tylko to było możliwe – przyznał mag, wytrzepując ze swoich włosów kurz.

– On przynajmniej umiał czytać – sarknęła Helen, karcąc małżonka spojrzeniem.

Mag wydął usta, zakładając urażony ręce na piersi. Alois uśmiechnął się na ten widok jeszcze szerzej.

– Tak? A teraz jestem tu przy tobie, i co? – zapytał Riff żartobliwie.

– Ty tłumoku! – warknęła, szturchając stopą w chorą nogę Griffina .

Jęknął przeciągle z wyrzutem i dezorientacją, patrząc na twarz Helen wykrzywioną gniewnym grymasem. Dopiero wtedy dostrzegł w spojrzeniu gospodarza smutek.

Reagan uwielbiał czytać. Niekoniecznie się uczyć, ale nie przeszkadzało to jego matce, aby wysłać syna na studia. Był zdrowym, pełnym potencjału i ambicji młodym człowiekiem ze świetlaną przyszłością. Alois nigdy nie miał takich możliwości jak on. Zawsze kalał wizerunek idealnej rodziny. Trzy lata starszy brat spełniał wszystkie oczekiwania, czego nie można było powiedzieć o nim.

Wychowywali się w trójkę, razem z Reaganem i Griffinem. Jednak kiedy przyszły czasy wojny, do armii nadawał się tylko starszy brat Aloisa, który nie cierpiał na choroby serca ani nie miał deformacji szkieletu.

Seria Noruk: Syn PółnocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz