Rozdział V

132 20 57
                                    

Krzyk rozerwał cały spokój doliny. Roztrzaskał powietrze, wszystko zamarło.

W pierwszej chwili cała trójka znieruchomiała. Ich wzrok padł na południowe kąpieliska.

Ciszę przerywało cichuteńkie, jakby spłoszone, trzaskanie ognia.

Już mieli uznać ten przerażający krzyk za omamy. Jednak ponownie rozbrzmiał w całej głuszy, płosząc ptactwo. Na pewno nie należał do jednej osoby...

Młodzi ludzie spojrzeli po sobie. Helen zerwała się z koca, a za nią mężczyźni. Kobieta, nie odezwawszy się słowem, zaczęła zbierać pośpiesznie rzeczy, w czym wspomógł ją mąż. Instynkt ofiary skłonił do pospiesznej ucieczki.

Alois gasił ognisko w towarzystwie wrzasków, wystrzałów z broni, a co gorsza, także ryków. Pozostało tylko wsiąść do auta i modlić się, żeby ich nie złapano. Jednak im częściej spoglądał w nieodległy las, tym ciężej było mu odejść. Bał się przeraźliwie, ale nadal stał przed maską samochodu wpatrzony w ciemność. Griffin również znieruchomiał.

Nawet nie zauważyli, kiedy z chaszczy wybiegł pies. Serce Aloisa zatrzymało się w piersi, gdy ta włochata bestia zaczęła zmierzać w jego kierunku. Lecz ta, skowycząc, zdradziła się jako tylko spłoszone stworzenie. Posklejana ciemną cieczą sierść nie pozostawiała złudzeń, czym było to zwierzę, które piszczało, kuląc się pod mężczyzną. Ten nawet nie zauważył, że czworonóg trzymał coś w pysku.

Alois spojrzał na Griffina, który nie odrywał wzroku od ziemi pod zwierzęciem. Szybko pojął powód trupiej bladości przyjaciela, choć jego samego także zemdliło. Na ziemi leżał fragment ręki...

Potem wydobył się tylko pojedynczy warkot z miejsca, z którego chwilę temu uciekał pies. Alois ledwo uniósł wzrok z ziemi, kiedy srebrzyste ślepia zdradziły zmiennego. Potwór rzucił się w te pędy, przecinając powietrze spowite czarną aurą.

Riff skoczył przed żonę, unosząc rękę. Konar otoczony rdzawym błyskiem magii popędził z impetem w klatkę piersiową bestii. Zwierzę zaskowyczało, lecąc z drewnem do wody. Potężne łapy biły o taflę, ale magia w kolorze ochry przytrzymywała go pod wodą. Griffin nie mógł złapać tchu, dopóki Ezdeńczyk nie przestał się szamotać.

Alois z trudem podniósł się na nogi. Jego spojrzenie padło w stronę kaźni.

– Helen, poczekaj tu – zaczął mag, przytulając kobietę do piersi. Tamta zaczęła płaczliwie sprzeciwiać każdemu następnemu słowu. – Jeśli nie wrócę za pięć minut, pewnie nie wrócę za kwadrans... Jedź. Idę się tylko rozejrzeć.

– Guzik prawda! – zaszlochała ciężarna. Griffin nie dał się jednak wytrącić z równowagi. Już podjął decyzję.

Alois również zaczął odchodzić od przerażonego zwierzęcia, które położył na tylnym siedzeniu cadillaca, nie bacząc na brud. Nie mógł też mimo uszu puścić okrucieństwa, choć teraz panowała cisza.

Nieco nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na przyjaciela, który pocałowawszy pośpiesznie Helen, zamknął drzwi samochodu i pokuśtykał w mrok. Nie spojrzał już na samochód, z którego żona błagalnie patrzyła teraz na Aloisa.

Zaszlochała jeszcze bardziej, gdy na jego twarzy dostrzegła zaciśnięte usta oraz chłodne, kalkulujące spojrzenie. Z łomoczącym sercem Alois, próbując za wszelką cenę pohamować strach, zagłębił się w ciemnościach.

Ledwie co widział, gdy z Griffinem brnęli przez setki gałęzi i krzewinek zaścielających ziemię. Grunt uginał się pod nimi, miejscami okazując się błotnymi nieckami. Nieprzyjemna wilgoć oblepiała wówczas ich nogi. Każdy krok wydawał się za głośny, choć ci stawiali je z niespotykaną starannością. Podpierając się o drzewa, nasłuchiwali zagrożenia, by nie dać się zaskoczyć, ale chrzęst podłoża zdradzał ich położenie.

Seria Noruk: Syn PółnocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz