~Rozdział XXIV~

202 10 1
                                    

Pov. Trzecia osoba

-Chyb coś mam Dolores, nawet jest stosunkowo obiecujący- powiedział Pięć w stronne manekina pisząc obliczenia na ścianie swojego pokoju. Nagle do sypialni wszedł Luther.

-Z kim rozmawiasz? I co to jest?- zapytał.

-Mapa prawdopodobieństwa- odrzekł Pięć do brata dalej pisząc obliczenia na ścianie.

-Prawdopodobieństwa czego?

-Czyja śmierć może zapobiec apokalisie, zawęziłem to do czterech

-Ktoś z tej czwórki spowoduje apkalipse?

-Nie. Śmierć tej osoby zapobiegnie apokalisie.

-Nie rozumiem- powiedział Luther dalej patrząc ze zdziwieniem na to co robił jego brat.

-Czas jest kapryśny, najmniejsze zawirowanie w ciągu wydarzeń może spowodować całkowicie inne rezultaty w kontinuum czasoprzestrzennym. Efekt motyla, muszę znaleźć ludzi którzy mają największe prawdopodobieństwo wpłynięcia na czas i ich zabić - tłumaczył Pięć, dalej pisząc różne ciągi liczb.

-Milton Green, kto to jest jakiś terrorysta?- zapytał się Luther.

-Nie. Raczej ogrodnik-odrzekł pisząc notatki w książce.

-Żartujesz. To jest szaleństwo- powiedział z szokiem na twarzy. Pięć nie zwracał na niego uwagi i wyciągnął broń z pod łóżka.

-Skąd to masz- zapytał Luther wskazując na broń.

-Z pokoju taty, polował nim na nosorożce, podobny model miałem w pracy ładnie leży w dłoni jest niezawodny.

-Ale ten facet jest niewinny!

-To prosty rachunek jego śmierć uratuję miliard ludzi jak nic nie zrobię to i tak będzie martwy za cztery dni, apokalipsa nikogo nie oszczędzi.

-Nie robimy takich rzeczy.

-My nie, ale ja tak.

-Nie pozwolę ci zabijać niewinnych ludzi, niezależnie od tego ile ludzi uratujesz.

-Spróbuj mnie powstrzymać- powiedział Pięć idąc w stronę drzwi.

-Nigdzie nie idziesz- rzekł Luther w jego stronę biorąc manekina do ręki i wystawiając go przez okno. Pięć automatycznie wycelował w jego stronne bronią.

-Zostaw ją!

-Odłóż broń nikogo dziś nie zabijesz. Jak jest dla ciebie taka ważna to odłóż broń. Broń albo ona. Twoja decyzja.

Luther puścił manekin, a Pięć broń i szybko się przeteleportował puszczając broń, którą wziął Luther, o on chwycił szybko Dolores.

-Mogę tak cały dzień- stwierdził Luther.

-Wiem, że masz dobre serce inaczej byś nie zaryzykował wszystkiego by nas ocalić, ale już nie jesteś sam- kontynułował.

-Jest jeszcze inny sposób prawie niemożliwy- odezwał się Piątka.

-Bardziej nie możliwy niż to jak wróciłeś?

~~~

Luther i Pięć zatrzymali się samochodem na miejscu spotkania z Hazelem i Chachom, mając fałszywą teczkę.

-Nigdy nie lubiłem tego robić- odezwał się nagle Pięć.

-Czego?

-Zabijania, ale byłem w tym dobry, szczyciłę się tym co robiłem, ale nie lubiłem tego. To chyba przez te lata samotności, samotność potrafi namieszać.

The Umbrella Academy ~ Numer Zero  ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz