~Rozdział XXVIII~

165 9 0
                                    

Pov. Trzecia osoba 

-On nawet ich nie otworzył- powiedział załamany Luther przeglądając dokumenty, które wysyłał ojcu z księżyca. Nagle do pokoju wszedł Pogo.

-Dlaczego!!- krzyknął w jego stronę ze łzami w oczach.

~~~

-Luther, musisz mnie związać- rzekł Klaus do brata, który pił przy barku.

-Ty pijesz?- zapytał zdziwiony.

-Kurde jesteś pijany i włamałeś się do szafki z wódom! Ale się ojciec wścieknie- zaśmiał się Klaus.

-Ściągnij go, tatę teraz- powiedział pijany Luther.

-Już ci mówiłem, że nie mogę- powiedział, a Luther ze wściekłością zaczął go dusić.

-Pieprzysz!!- powiedział dalej dusząc brata.

-Jezu Luther- powiedział z trudnością i w końcu go puścił i spadł na ziemie kaszląc i próbując złapać powietrzę.

-Przecież próbowałem! Próbowałem, ale jest taki jak za życia uparty wał!- tłumaczył.

-Musi powiedzieć po co mnie tam wysłał, wszystko dla niego poświęciłem całe życie, nie wychodziłem z domu, nie miałem przyjaciół i po co po nic.

-Nie. Uspokój się, mogę jeszcze raz spróbować, ale nie wiem czy jestem czysty- mówił Klaus gdy jego brat upijał się ze smutku.

-Ej już ci wystarczy- powiedział.

-Posłuchaj rozchmurz się.

-Idź z tond.

-Może znajdźmy resztę, Alison może coś pomoże.

-Nie chcę by widzieli mnie w tym stanie, poza tym tak jak ty będę im tylko przeszkadzać, robią coś ważnego.

-Co ty gadasz jesteś numer jeden nasz kapitan- powiedział i usiadł koło brata, a on zaczął naglę płakać i położył głowę na jego ramieniu.

-Diego miał rację tata wysłał mnie na księżyc ponieważ nie mógł znieść tego widoku, tego co mi zrobił, co ze mnie zrobił.

-Nie to nie tak ojciec był wałem do końca... jeśli mogę coś zrobić?- spytał.

-Chcę być taki jak ty i robić to co ty- powiedział Luther.

-Nie nie zdecydowanie nie.

-Klaus ty zawszę jesteś taki beztroski chcę być taki jak ty, chcę być numerem cztery.

-Uwierz mi wcale nie chcesz taki być. Poleż sobie tutaj odeśpij rano poczujesz się lepiej.

-W takim razie sam idę- powiedział i wstał.

-Nie Luther nie mogę ci pozwolić!- powiedział chcąc zatrzymać brata, ale on go tylko odepchnął z wielką siłą.

~~~

-Ostrożnie nie wiemy do czego jest zdolny- powiedziała Alison do braci idąc razem z nimi do domu Harolda.

-Jak go widziałem nie wyglądał na groźnego taki wątły jakiś- stwierdził Diego.

-Jak większość seryjnych morderców, na tego popatrz- powiedziała wskazując na brata.

-Dzięki- odezwał się Pięć.

-To czego on chcę od Vany?

-Nie wiem zapytamy jak go zabijemy.

-Wskoczę przez okno... Może wypadało by się trzymać się...- nie zdążył powiedzieć bo Pięć się przeteleportował, więc został sam i postanowił wskoczyć przez szybę w drzwiach rozbijając ją przy skoku.

-Jaka delikatność- rzekła Alison.

-Drzwi były otwarte- powiedział Pięć.

-Mój sposób był lepszy, sprawdzam dom i krzyczeć jakby były problemy- powiedział idąc przeszukać dom.

-Urodzony przywódca.

-I to wielki- powiedział zgadzając się ze swoją siostrą.

~~~

Alison weszła po schodach na piętro i weszła do pomieszczenia na poddaszu.

-Chodźcie tutaj!- krzyknęła i od razu zjawili się tam Diego i Pięć.

~~~

-Mamy spalone głowy, oprócz Zero.

-Gościu jest nieźle porąbany.

-Jemu nie chodzi o Vanie tylko o nas i chyba w szczególności o Zero- stwierdziła Alioson.

Naglę Pięć upadł na podłogę.

-Pięć nic ci nie jest... to krew- powiedziała i podniosła koszulę i razem z Diego ranne od pocisku.

-Jezu czemu nic nie powiedziałeś- zapytał Diego.

-Musimy szukać... jestem tak blisko...- nie dokończył mówić ponieważ zemdlał.

-Pięć!!

-Pięć!!

~~~

-Dasz radę Klaus, Luther cię potrzebuję- mówił Ben do swojego brata.

-To bez sensu, wracam do domu nie dobrze mi- powiedział mając zamiar już iść, ale Ben stanął mu na drodze na co Klaus się zaśmiał.

-Wiesz, że mogę przejść przez ciebie.

-Tak wiem. Postaraj się pomóż Lutherowi, nie wiemy gdzie jest i co robi.

-I dobrze on musi zacząć normalnie żyć dziś pierwszy raz poznaję świat!

-Nie jest na to gotowy!

-A kto jest?! My byliśmy gotowi?... Przepraszam... wiem, że nie byłeś gotowy na śmierć w tak młodym wieku... O Jezu nie łatwo być trzeźwym- powiedział Klaus.

-Co się tak gapisz!! To nie moja sprawa, nie pisałem się na ratowanie ciebie ani jego!!

-Masz rację ale jakbyś to ty miał kłopoty to Luther wszystko by zrobił żeby ratować twoją ćpuńską dupę!!- krzyknął Ben.





The Umbrella Academy ~ Numer Zero  ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz