rozdział 8

1.3K 27 2
                                    

Dzisiaj było dość ciepło jak na wrześniowy poranek wiec założyłam na siebie czarny top i dżinsowe spodenki (u gory). Wskoczyłam na motocykl i ruszyłam do szkoły. Jak zawsze wszystkie oczy były wlepione we mnie.
- kurwa! To się wam nie nudzi? - wykrzyczałam w stronę gapiów, którzy zaraz po moim wybuchu się rozeszli.
Przez całą drogę do budynku szkoły kopałam mały kamień, kiedy nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i złapał za ramie. Wiec złapałam jego rękę i wykręciłam, na moje szczęście była to tylko Alice.
- przepraszam cie bardzo, wystraszyłaś mnie.
- nie ma sprawy, a teraz mow co się dzieje - nie wiedziałam o co jej chodzi wiec moja mina wyglądała jak zdziwiony shitsu (idk jak sie pisze tego psa haha).
- no co się dzieje, widzę że coś jest nie tak. Znam cie lepiej niż ty sama kochana - może ma rację przecież to, że jestem wkurwiona na cały świat nie bierze się znikąd prawda?
- no dobrze, masz rację. Może odpuścimy sobie dzisiaj szkołę i przejdziemy się do kawiarni ?
- wyjęłaś mi to z ust, lecimy ja płacę.
Jak powiedziałyśmy tak zrobiłyśmy.

Wchodząc do kawiarni wybrałyśmy najbardziej odosobnione miejsce w lokalu. Zamówiłyśmy po kawie mrożonej i muffince i pogrążyliśmy się w rozmowie. Znaczy ja gadałam ona słuchała.
- dziś jest rocznica śmierci mamy, może już się nie obwiniam za ten wypadek ale jednak to poczucie winy pozostało gdzieś głęboko w sercu. Teraz obwiniam się, że uciekłam jak tchórz i od wyjazdu nie byłam na grobie mamy.
- jak chcesz możemy nawet teraz iść na cmentarz? Nie ważne, że tam nie przychodziłas, ważne że masz mamę w swoim sercu. - dlatego kocham Alice, nie osądzi mnie tylko zrozumie.
- dobrze tak zróbmy, dziękuję. - wstałyśmy od stolika zostawiając zapłatę za rachunek i udałyśmy się na cmentarz gdzie leży mama.

- kocham cie mamo - powiedziałam kładąc jej ulubioną magnolie na grobie. Nawet nie wiem kiedy poleciała mi łza a moja przyjaciółka przytuliła mnie najmocniej jak tylko się da.
- musimy już wracać

/Ashton pov./

-stary zostaw to już, ej uspokuj się - chłopaki próbowali mnie uspokoić aż w końcu zaprzestałeś okładać ścianę w kuchni. Są dwa dni w roku kiedy moja agresja dochodzi do kulminacji. Jeden to dzień w którym Van odeszła a drugi to ten dzisiaj - śmierć mamy. Moje zachowanie po jej odejściu było czymś przez co Vanessa uciekła, za to mam najgorsze wyrzuty sumienia. Chciałbym by mama była ze mnie dumna, by widziała jak sie opiekuje jej małą córeczka a ja to zjebałem po całości. Postanowiłem, że jak co roku wybiorę się na jej grób. Wchodząc w alejkę gdzie leży ujrzałem jak Vanesse przytula ta jej przyjaciółka. Gdy postanowiły się oddalić zauważyłem jak vanessa ma czerwone oczy od płaczu. Dzisiejszy dzień jest trudny dla nas, dlatego załatwiłem szybką rozmowę z mamą i wróciłem do domu.
Chłopaki powiedzieli, że Van z Alice siedzą w pokoju więc miałem czas by przygotować dla siostry niespodziankę na poprawę humoru. Oboje uwielbialiśmy popisowe danie naszej mamy - spaghetti. Wielu z was sobie pomyśli "eee najprostsze danie ever" ale spaghetti naszej mamy było inne, najlepsze na świecie, nikt nie umiał jej dorównać. Wziąłem się za gotowanie i przygotowałem zastawę na stół w jadalni dla chłopaków i dziewczyn. Nalałem każdemu wina a na środku stołu ustawiłem ogromny wazon z magnoliami - ulubionymi kwiatami mamy. Gdy spaghetti było gotowe zawołałem wszystkich i osobiście poszedłem do pokoju Van.
Zapukałem do drzwi a gdy usłyszałem "proszę" wszedłem do środka. Ujrzałem dziewczyny leżące na łóżku oglądające netflixa.
- słyszałam, że wolałeś na obiad właśnie miałyśmy schodzić.
- nie o to chodzi, dziś jest dla nas smutna rocznica - zobaczyłem jak na twarzy Van zmienia się mina na smutniejsza. - wiec postanowiłem zrobić ci niespodziankę by ten dzień nie był smutny a pełen dobrych wspomnień.
- co masz na myśli? - zapytała Vanessa ewidetnie zaskoczona
- choć zobaczysz - jak na zawołanie dziewczyna podążyła za mną do jadalni gdzie chłopaki nakładali juz spaghetti na talerze. Dziewczyna przyłożyła dłonie do ust a w jej oczach zauważyłem łzy.
- to... to.. to jest przepiękne, Boże Ashton dziękuję naprawdę to dużo dla mnie znaczy - rzucila mi się na szyję a ja poczułem, że powoli odzyskuje moją małą siostrzyczkę

/Vanessa pov./

To co zrobił Ashton napewno zostanie mi w pamięci. Poczułam, że ten dzień nie musi być smutny. Zjadłam najlepsze danie mojej mamy, które Ashton odwzorował prawie tak dobrze jak ona a do końca dnia siedzieliśmy wszyscy wspólnie w salonie wspominając nasze dzieciństwo i wszystkie dobre chwile.
Od dawna tak dobrze się nie czułam, było tak dobrze, ale oczywiście moje szczęście nigdy nie trwa zbyt długo. Musiałam odejść od towarzyszy, ponieważ dostałam telefon od pewnej osoby, która popsuła mój dobry humor...

_________________________________________

Jak myślicie kto zadzwonił do Van ? Ktos kogo już znacie? A może ktoś pojawi się nowy? To juz w następnej części.

Przepraszam że musieliście tyle czekać na następny rozdzial, ale mam za tydzień matury i to jest od pol roku moj prorytet. Napewno rozdziały będą częściej niż raz na rok haha. Mam nadzieję że ten rozdział wam się spodobał i nie straciłam weny po takim czasie. w komentarzu mi piszcie swoje imiona i miasto skąd jesteście. Chcę was trochę poznać
Buziaki kocham was ❤❤❤

Bad Sister /LHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz