V

1.4K 183 191
                                    

Jego dni mijały tak jak zwykle.
Szkoła, zadania i nauka , ćwiczenia, sen, szkoła, zadania i nauka, ćwiczenia, sen, szkoła, zadania i nauka, ćwiczenia, sen i tak dzień w dzień.
Nic się nie zmieniło i raczej nie zamierzało. Ale nie narzekał, raczej nie miał na co. Co prawda miejscami chciał wyrwać się z tej monotonii, ale nie widział nawet jak, więc po prostu siedział w niej od  lat popadając w depresję, która dla niego nie istniała, nie w jego przypadku. 

Kolejny dzień jednak różnił się od pozostałych. Wstanie z łóżka było dla niego cięższe,  przez co prawie spóźnił się na pierwszą lekcję. Wyglądał i czuł się jak żywy trup. Cienie pod oczami mocno odznaczyły się na jego bladej skórze, a włosy które zwykle starał się mieć chociaż uczesane teraz rozwalały się w wszystkie strony świata, potargane i rozczochrane, i zamiast standardowo bardziej wyszukanego ubioru, zdecydował się na zwykłą czarną koszulę i na to sweter w dwóch innych odcieniach granatu, oraz, standardowo, spodnie garniturowe. W szkole na szczęście nie był pytany, ani nikt jakoś się do niego nie zwracał, nawet o pożyczenie czegokolwiek z czego był niezwykle zadowolony. 

Jego humor był dziwy. Sam nie umiał go określić. Wychodząc ze szkoły poczuł ulgę. Hałas panujący w niej był okropny, co tylko drażniło.

Spojrzał w zachmurzone niebo. 

Dziś mijał tydzień od jego przygody w skate parku. Z dnia na dzień, był coraz bardziej zmotywowany, by poznać chłopaka z parku. I mimo, że humor mu nie dopisywał postanowił spróbować.

Wziął głęboki wdech i zaciskając dłonie na szelkach torby ruszył przed siebie.

Pogoda nie była ładna, ale też nie najgorsza. W powietrzu było czuć wczesną jesień.

Ucieszył się w duchu, że jednak ubrał ten sweter bo pewnie było by mu zimno.

Szedł z pośpiechem by jak najszybciej dostać się do skate parku, tak by nie miał czasu się rozmyślić. Starał nie skupiać się na niczym. Po prostu szedł i gdyby nie fakt, że to by było dziwne, spotkać taką osobę w środku miasta, ludzie mogli by go wziąć za lunatyka.

Parę metrów od parku Ranboo stanął właśnie zdając sobie sprawę z swojej głupoty.

Szybko wyciągnął telefon z kieszeni i spojrzał na godzinę. 16:37. 

W tamtym tygodniu spotkał go po 18, ale nie miał pewności. Cholera, że też przyszło mu mieć taką słabą pamięć. Teraz tylko pytanie, skąd mógł mieć pewność, że chłopak będzie tam o tak wczesnej godzinę w dniu szkolnym. Mógł być w szkole. Albo mogło go tam w ogóle nie być. Mógł nawet nie być skaterem. Dlaczego nie wziął pod uwagę tak ważnych szczegółów?

Zagryzł wargę i ruszył znowu.

Cóż bywa. Nie będzie go tam, to trudno. Spróbuje może kiedyś. To nawet w sumie będzie lepiej dla niego. Będzie mieć więcej czasu na przygotowanie się psychicznie do tego i w ogóle. Dokładnie. Zignoruje fakt, że to głupie wymówki i po prostu zaakceptuje swoją porażkę.

- Hej!

Odwrócił się w stronę parku. Nawet nie zauważył jak już koło niego był. Spojrzał w stronę osoby krzyczącej od razu rozpoznając w niej chłopaka, który nie dawno tak go zaintrygował. Miał na sobie te same ogrodniczki co ostatnio, ale zamiast zielonej koszulki Ranboo zauważył, że miał na sobie czarny golf i założoną na wierzch jeszcze długą żółtą koszulę w kratkę. Wyglądał promieniująco i, o zgrozo, machał do niego.

Przecież o to chodziło. O integrację. To jego szansa.

Chwila, a co jeśli macha do kogoś za nim? Co jeśli to nie do niego? Czy to oznacza, że teraz się błaźni? Nie, nie spojrzy za siebie bo to będzie wyglądało jeszcze żałośniej niż fakt, że stoi jak kołek na chodniku wpatrzony w niego.

W takim razie co miał zrobić? Po prostu tak stać? Może po prostu odwróci się i ruszy do domu? Tak jakby to nigdy się nie wydarzyło, zaprzepaszczając szanse na poznanie kogoś w jego wieku. Po co komu ludzie?

- Slenderboy! Podejdź!

Momentalnie otrząsnął się z natłoku myśli i zaciskając dłonie w pięści zaczął podchodzić do chłopaka.

Integracja nie może być aż tak trudna. Przecież każdy to potrafi, prawda? Uczymy się tego jak chodzenia, a chodzić nauczył się już dawno.

Nim się obejrzał stał już przed chłopakiem. 

Co miał zrobić teraz? Przywitać się.

- H-hej - niepożądane zająknięcie wypadło z jego ust. Zarumienił się zażenowany.

Czy odwrócenie się teraz i odejście będzie odpowiednie?

- Czyli jednak spotkaliśmy się jeszcze. Zacząłem tracić nadzieję - szatyn zaśmiał się cicho na co Ranboo uśmiechnął się delikatnie - Mam nadzieję, że masz czas bo poznanie cię jest na mojej liście zadań od tygodnia i nawet jakbyś błagał, nie puszczę cię tak łatwo.

Oczko które niższy puścił w jego stronę skonfundowało go trochę, ale nie skomentował tego. Dopóki to on prowadzi rozmowę nie ma zamiaru narzekać.

- Więc? Jak się nazywasz? - niższy podniósł deskę której ten nie zauważył i ruszył przed siebie, a on niepewnie za nim. Przynajmniej miał teraz pewność, że chłopak jest skaterem.

- Ranboo - odpowiedział zdawkowo zastanawiając się gdzie idą. Stwierdził, że po prostu mu zaufa. Był niemalże pewny, że był silniejszy i udało by mu się obronić w przypadku zagrożenia.

- Okej. Jestem Toby, ale proszę mów mi Tubbo.

- Czemu? - zapytał z automatu nim zdążył pomyśleć, czy taktownie jest pytać o to.

- Nie przepadam za swoim imieniem, a teraz - stanął przed drzwiami do budynku w którym zniknął ich pierwszego spotkania i otwierając je z rozmachem uśmiechnął się do niego dziwnie. Nie był jeszcze pewny czy ten uśmiech mu się podoba i nawet nie miał czasu się zastanowić. Spojrzał do środka budynku dostrzegając mnóstwo par oczu zwróconych w ich stronę. Serce zabiło mu szybciej.

- Witam w L'Manburg. Ah i nie wystrasz się na starcie.

Wziął głęboki wdech wiedząc, że już za późno. 

Ciekawe jak bardzo będzie żałował tego, że poszedł z chłopakiem.

____________

W KOŃCU SKOŃCZYŁEM TEN ROZDZIAŁ
nawet nie wiecie jak dużo przeklinałem i wkurwiałem się pisząc to. miałem cholerną ochotę napisać ale mój mood mi na to nie pozwalał

i loool. teraz zrozumiałem że nie wiecie co będzie dalej. nie macie pojęcia czy to będzie angst, czy fluff, jak to zakończę i czy będzie to wesołe. L

-julek

~My beloved~ [beeduo]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz