III

1.6K 196 242
                                    

- Nie, nie, nie. Pracuj też nadgarstkiem, nie tylko palcami. Atakuj klawisze z góry.

Obserwował uważnie jak smukłe palce jego nauczycielki suną po biało czarnych klawiszach.

Szkoła skończyła się jakaś godzinę temu. Nim się obejrzał już wracał do domu, odkładał plecak, zabierał nuty i szedł na lekcje pianina. Nie wiedział po co tam chodził. Muzyka nie była jakoś mega jego pasją, chyba nic nią nie było, ale Dave stwierdził, że jego poczucie rytmu i świetny słuch nie mogą się zmarnować, więc go na nie zapisał, a on posłusznie chodził na nie parę razy w tygodniu.

- Teraz rozumiesz?

Potwierdził lekkim skinięciem głowy układając dłonie na białych klawiszach. Ciche i czyste C wybrzmiało w pomieszczeniu by potem inne dźwięki rozlały się po ciszy. Melodia była spokojna, ale rytmiczna. Starał się jak najbardziej iść za wskazówkami swojej nauczycielki.

- Nie. W takcie 13 zwalniasz i brakuje wcześniej słyszalnej dynamiki. Nie bój się naciskać klawisze. Panino nie jest, aż tak, delikatnym instrumentem - spojrzał na zniecierpliwioną twarz pani Jones.

Zagryzł lekko wargę, kładąc dłonie na swoje kolana. Przerabianie tego w kółko musi być dla niej męczące, a poczucie winy jakie teraz poczuł było przybijające.

- Okej kończmy na dziś. Wyćwicz to. Zacznij od tych taktów które idą ci gorzej. Jak narazie jest okej, ale od fis się sypie - blondynka wstała podnosząc nuty z pulpitu.

- Dobrze - wstał zaraz po niej odbierając kartki z jej rąk i wkładając je do teczki, a później do torby, ruszył do drzwi - Dowidzenia i miłego wieczoru.

- Dowidzenia - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, który razem z nią zniknął za drzwiami.

Ranboo spojrzał na zegarek.

Zbliżała się 18. Wyszedł z budynku szkoly muzycznej, by chwilę później móc odetchnąć świeżym powietrzem. Pogoda była ładna i rześka. Było ciepło, ale też nie gorąco, a słońce chowało się lekko za budynkami, ale dalej oświetlało ulice.

Idealna pogodna żeby się przejść. Pójście na około chyba nie zrobi mu nic złego, najwyżej spóźni się trochę do domu.

Ruszył spokojnie przed siebie wkładając słuchawki do uszów. Stawiał kroki w rytm muzyki. Był to jego dziwny zwyczaj, przez co czasami wyglądał, jakby wręcz tańczył. Zwykle udawało mu się wtedy zapominać, że jest na ulicy, co jest miejscem publicznym i że ludzie mogą na niego patrzeć. W takich momentach jego, czasami jego zdaniem wyimaginowane, lęki społeczne się kryły i mógł pobyć sobą.

Wszytko dookoła wydawało się być naprawdę spokojne i ciche, ale zmieniło się to w momencie gdy zaczął przechodzić obok skateparku.

- Hej! Slenderboy! - podniósł wzrok, który utkwiony do tej pory miał w chodniku i spojrzał w stronę drzewa. Wisiały na nim liczne pary butów. Niektóre wyglądały starzej, niektóre nowiej. Wiedział, że skaterzy je tam wieszają, ale nigdy nie zastanawiał się czemu i po co. Nie było mu to potrzebne wiedzieć.
Rozglądnął się zdezorientowany, by po chwili zauważyć chłopaka siedzącego na jednej z grubszych gałęzi. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że chłopak, na oko w jego wieku, miał na nogach rolki.

- Podejdź tu!

Spiął się słysząc kolejny krzyk w jego stronę. Niepotrzebna integracja ewidentnie go zestresowała, ale posłusznie podszedł pod wielkiego dęba chowając słuchawki do kieszeni. Tuż obok stał blondwłosy chłopak, który przysłaniając swoje usta tłumił swój śmiech.
Nie miał pojęcia co się dzieje i naprawdę wolał być gdzieś indziej.

- Złap mnie!

- Co? - spojrzał w górę, a widząc jak chłopak odpycha się od gałęzi i leci w jego stronę wyciągnął spanikowany przed siebie ręce, czując jak chłopak wpada w niego prawie wywracając ich na twardy beton. Okazało się jednak, że chłopak nie był taki ciężki. Wręcz przeciwnie. Był niezwykle lekki i po odłożeniu go na ziemię okazało się, że też niski.

- O mój boże. Nigdy więcej tak nie zrobię - chłopak usiadł na podłodze i zaczął ściągać rolki z nóg co dało czas Ranboo do przygladniecia się chłopakowi.

Brązowe roztrzepane włosy opadały w nieładzie na jego czoło, ładna i lekko zarumieniona twarz wyrażała pełne skupienie gdy odpinał klamry. Jego postura była drobna, a w wytartych luźnych ogrodniczkach wyglądała dziecięco. Zielona koszulka oversize która wydawała się być dla niego za duża tylko go zmniejszała.

- Co się tak gapisz?

Podskoczył lekko na słowa chłopaka obok niego.

Blondyn wyglądał mniej przyjaźnie niż siedzący dalej na podłodze szatyn. Jego niebieskie oczy iskrzyly się wrogością, a rozczochrana fryzura dodawała mu bardziej niebezpiecznej aury. Plaster na szczęce też nie pomagał mu w wygladaniu przyjaźnie, tak samo zabandażowana ręką i obite kolana. Wyglądał jakby się z kimś bił.

- Tommy, bądź milszy - szatyn skarcił go wstając z podłogi i rzucając rolki w stronę wyższego.

Ranboo nie za bardzo wiedział co ze sobą zrobić. Miał już iść? Powinnien się pożegnać? Powiedzieć "dowidzenia" czy "pa"? Były to osoby w jego wieku, ale nie wydawało mu się żeby przeszli na "ty". No ale nie powie do nich przecież "Pan", bez przesady, chyba tak nawet nie wypada. Nawet nie wie czy nie jest od nich starszy. Wygiął nerwowo palce patrząc na niskiego szatyna. Wyglądał przyjaźniej więc wolał patrzeć na niego, niż na Tommyego który patrzył na niego złowrogo.

- Dziękuję za pomoc i- O mój boże - szatyn zakrył szybko swoje usta w szoku na co białowłosy tylko się zestresował - Jakie ty masz cudowne oczy! To jest heterochromia prawda? Tommy, Tommy patrz. Jedno ma zielone, a drugie-

- Jezu nie musisz tak krzyczeć. Lepiej wracajmy do środka bo powiedziałem Wilburowi ze zaraz wracamy - blondyn przewrócił oczami i ruszył w stronę budynku tuż obok rampy.

- Okej - szatyn stanął przed nim i uśmiechnął się serdecznie - Jeszcze raz dziękuję za pomoc i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Papa - nie pozwalając mu nawet odpowiedzieć odbiegł od niego doganiając blondyna przy drzwiach. Wyższy przepuszczając chłopaka przodem posłał mu jeszcze mordercze spojrzenie i zamknął drzwi.
Ostatnim co zostało w pamięci Ranboo był uśmiech niższego, który wręcz topił jego serce. Zacisnął rękę na pasku torby i odwracając się ruszył energicznie do schodów, by wyjść z parku.

Starał się zbyt nie cieszyć i nie zaciekawić chłopakiem, którego imienia nie zna. Zapewne to było ich pierwsze i ostatnie spotkanie co na chwilę obecną zaczęło robić się dołujące. Ale musi zostać przy dobrym humorze, nie może dać pochłonąć się nie zbyt pozytywnym myślą, więc wkładając słuchawki spowrotem do uszu ruszył dalej przed siebie z swoim ulubionym wykonawcą śpiewającym w tle.

___________

Ten rozdział ma ponad tysiąc słów. Nie mam pojęcia jak to zrobiłem ale pog pog?
Pls jak na mnie którego shoty potrafią mieć mniej niż 100 słów to dużo dhshshhs
Postaram się nie kazać wam czekać kolejnego miesiąca na nowy rozdział i wydaje mi się że wyjdzie

-julek

~My beloved~ [beeduo]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz