(Rozdział nie ma jeszcze przeprowadzonej korekty bo mi się nie chciało już. Sory za wszelkie błędy)
Ranboo spojrzał z przerażeniem na deskę. Wizja stania na niej bez większej asekuracji strasznie go przerażała. Mój boże, na co on się zgodził?
- Trzymam cię przez cały czas więc możesz być spokojny - Tubbo stanął przed nim kładąc ręce na jego tali.
- Obawiam się, że to nie dużo daje. Jestem dużo wyższy od ciebie. Jak się wywrócę to ty ze mną - mruknął patrząc niepewnie na deskę pod jego nogami. Nie wątpił w umiejętności niższego mimo, że nigdy ich nie widział, ale wątpił w jego siłę. Położył dłonie niepewnie na jego ramionach.
- Będzie okej - determinacja w jego oczach wcale nie dodała mu odwagi, ale sprawiło, że nie miał serca mu odmówić.
- Stań na desce - Smith spojrzał w jego oczy próbując dodać mu odwagi.
- To zły pomysł.
- Stawaj - chłopak nie odpuszczał.
Albinos westchnął cicho i finalnie tak jak miał to zrobić chwilę temu stanął na deskorolce. Mimo jego obaw deska nie odjeżdżała mu, a on nie wywrócił się jeszcze, co było chyba do tej pory najdziwniejsze.
- Nogi najlepiej umieszczać na miejscach gdzie są widoczne gwoździe. Wiesz tu - chłopak nadepnął tam swoją nogą kontynuując - I tu. Bedziesz mieć lepszą równowagę i balans.
- Nie chcę balansować.
- Wtedy nie będę musiał uczyć cię hamowania bo i tak będziesz kończył na ścianach.
Dwukolorowooki spojrzał na niego z politowaniem ale i tak przesunął nogi. Cała ta sytuacja średnio mu się podobała. Może dla tego, że otaczali ich ludzie, albo może dla tego, że był w czarnej koszuli i spodniach które ograniczały jego ruchy. Tego nie wiedział, ale na pewno nie czuł się okej.
- Tubbo - powiedział cicho pochylając się lekko co było jego błędem. Zapominając, że stoi na desce zleciał z niej wtedy, gdy pochylił się upadając na niższego wywracając ich na ziemię. Przerażony, że go zgniecie szybko uniósł się na rękach patrząc na niego z góry.
- Mój boże przepraszam. Naprawdę bardzo, bardzo, bardzo przepraszam. Jakby nie chciałem - przerwał widząc, że chłopak po prostu się śmieje nie robiąc sobie nic z ich wywrotki.
- Jest okej, jest okej - szatyn wypowiedział to z trudnością w końcu uspokajając śmiech. Spojrzał na niego z uśmiechem a serce Ranboo zdawało się robić fikołka.
Tubbo wyglądał pięknie. Rozczochrane ciemne włosy otaczały jego głowę i podkreślały bladość jego skóry. Oczy wydawały się być głębokie jak jezioro w którym najlepszy pływak byłby w stanie się utopić. Policzki z małymi dołeczkami, gdy się uśmiechał, pokrywały lekkie rumieńce i chyba był w stanie dostrzec parę pojedynczych piegów.
- Wstawaj i tym razem jak się mamy wywracać to w twoją stronę.
Ranboo podniósł się powoli i czekając jak szatyn wstanie rozglądnął się jeszcze dookoła. Nikt nie zwrócił na nich uwagi jak myślał, że będzie. Żadnych śmiechów, komentarzy, obgadywania. Spokojna i przyjemna atmosfera. Uśmiechnął się lekko.
- Teraz stań, ale jedną noga i w stronę, w którą chcesz jechać - wykonał jego polecenie już bez marudzenia.
Jakby Ranboo miał opisać naukę na desce powiedziałby, że jest to dość interesujące? Na pewno nie nudne. Co prawda dostarczyło mu to stresu, ale również adrenaliny, nie licząc oczywiście paru siniaków, które na pewno znajdzie na swoim ciele podczas mycia.
CZYTASZ
~My beloved~ [beeduo]
Fanfic✨Pamiętajcie, że jest to tylko fikcja literacka i AU. Te ff nie ma na celu shipowania Ranboo i Tubbo w irl. Nie zawiera seksualizowania postaci, a jeśli tego właśnie szukałxś to powinixnxś zastanowić się nad swoją egzystencja bo to obrzydliwe gościu...