Rozdział trzydziesty piąty

1.6K 113 62
                                    

Pokój Życzeń stał się ich ulubionym miejscem w całym zamku.

Naprawdę. Odkąd Harry zaprowadził tam blondyna po raz pierwszy, spędzali tam praktycznie co drugą noc, a gdy Ślizgon mógł ponownie budzić się i widzieć przy sobie zakopanego w jasnej pościeli bruneta, znacznie poprawiał mu się wtedy nastrój na cały dzień. Dlatego nic dziwnego, że ich przyjaciele szybko połączyli fakty.

Nagminnie mylone krawaty, spóźnienia na śniadania, gdy w pośpiechu wbiegali do Wielkiej Sali, jeszcze szepcząc coś sobie na ucho z cichym śmiechem (czasem zapominając, że blondyn już dawno powinien przestać trzymać go pod ramię), krwistoczerwone, a czasem nawet fioletowe ślady, których nie zdołali zbyt dobrze ukryć, a także oczywista nieobecność dwójki chłopaków w swoich łóżkach w nocy, zdecydowanie częstsza, niż ich obecność, mówiły wszystko. I musieli używać całej swojej silnej woli, by nie zadawać żadnych pytań.

Draco wydawał się nieco spokojniejszy, jak zdążyli już zauważyć, ale wciąż był chamem. Tylko teraz przynajmniej starał się nad tym panować, nawet jeśli nie zawsze mu to wychodziło i za „szlamę", rzuconą niemalże automatycznie w stronę Hermiony pewnego popołudnia, dostał już od Harry'ego niezłą reprymendę. Przynajmniej przeprosił, nawet jeśli bardzo gburowato i z nadętymi policzkami, niczym małe, obrażone dziecko. Za to Harry... po prostu na niego patrzył i każdy mógł zauważyć, że w jego potencjalnie karcącym wzroku błyszczała czułość. 

Hermiona nie mogła się na nich napatrzeć, traktując ich relację trochę jak trudny do rozwiązania przykład. W samotności zachowywali się inaczej, w otoczeniu najbliższych przyjaciół inaczej, a w klasach i na korytarzach na początku nawet nie nawiązywali ze sobą żadnego kontaktu. Również wzrokowego. Ciekawiło ją to.

— Potter, ty łajzo. Nie możesz być tak tępy, no patrz, tutaj.

Dziewczyna obserwowała, jak jej przyjaciel wywraca oczami i wręcz kładzie się na biurku, jęcząc cierpiętniczo, gdy blondyn pokazywał mu coś na kartce. Niektóre rzeczy pozostały takie same i ich przyjaciele nie mogli nie czuć ulgi, gdy to widzieli. To było pocieszające, jeśli mieć na uwadze ogrom zmian, obserwowanych przez nich w ciągu tych kilku dni, które minęły od kiedy Harry i Draco wrócili do szkoły. Gryfonka prawie odchodziła od zmysłów. Nie rozumiała, co stało się z jej przyjacielem, a już tym bardziej z Malfoyem, a bezsilność wobec tego ją dobijała.

Co więcej, blondyn zaczął być częstym gościem w wieży Gryffindoru. Na tyle częstym, że po tygodniu wpuszczał go do środka już praktycznie każdy. W większości co prawda niechętnie, ale Harry miał swój autorytet i to wystarczyło, by Gryfoni zaczęli przynajmniej tolerować towarzystwo Dracona przez jakiś czas. A chociaż na początku jego obecność była dla nich wszystkich czymś niesamowicie niewygodnym, w tej chwili już prawie się do niej przyzwyczaili. Aż Harry przypomniał sobie o Pokoju Życzeń, plując sobie w brodę, że nie wpadł na to wcześniej.

Oczywiście zarzekał się, że będą się tam tylko uczyć, ale gdy nie wrócił na noc już kolejny raz, po kilku dniach nawet Ron zrozumiał, że coś było na rzeczy.

Pomijając to, akurat nieprzykładania się do zajęć, szatynka nie mogła im zarzucić. Chłopcy naprawdę uczyli się wspólnie przez większość czasu, czy to w bibliotece, na błoniach, czy w którymś z dwóch dormitoriów, a nawet na korytarzach, co było bardzo logiczne i zrozumiałe, również, kiedy patrzyli na to zwykli uczniowie. Z ich punktu widzenia, ta dwójka zachorowała w podobnym czasie i na podobny okres trafiła do domów, więc wspólne nadrabianie zaległości wyglądało dla nich całkiem normalnie, gdy już przyjęli do świadomości fakt, że z jakiegoś niezrozumiałego dla nich powodu, ten duet nagle zaprzestał dostarczania im dziennych porcji rozrywki w postaci swoich bójek i wrednych docinek.

Home | Drarry fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz