W przyszłym tygodniu rozdziału nie będzie, bo wyjeżdżam, więc dzisiejszy jest później niż zwykle. Żebyście nie musieli tak długo czekać na kolejny! Trzymajcie się ciepło i miłego czytania <3
Harry zerwał się do siadu i pierwszym, co poczuł, było jego serce szybko uderzające w piersi. Przez chwilę był zdezorientowany- potrzebował chwili, by zrozumieć gdzie tak właściwie jest i dlaczego, a kiedy jego otumanione przez nagłe wyrwanie z głębokiego snu szare komórki zaczęły z powrotem funkcjonować jak należy, odetchnął z ulgą. Tym, co wyrwało go ze spoczynku było nic innego, jak panująca na zewnątrz wichura. Wiatr wygwizdywał wszystko, co stanęło mu na drodze, a gałęzią przydomowego drzewa uderzał prosto w jedno z okien sypialni. Całe szczęście nie to, które znajdowało się na ścianie, do której przylegał prawy brzeg łóżka, a to drugie- znajdujące się w linii prostej jego spojrzenia, na przeciwległej ścianie. Zmrużył oczy i poczekał, aż jego wzrok przyzwyczai się do mroku panującego w pomieszczeniu, by móc upewnić się, że to na pewno żywioł go obudził, a nie żaden włamywacz, albo domownik, który jednak zdecydował się, by ukradkiem poderżnąć któremuś z nich gardło. Upewniwszy się, że nic mu nie grozi, przymknął zmęczone powieki na krótką chwilę i ściągnął brwi w zastanowieniu, by spróbować odtworzyć w myślach przebieg ostatnich minut ich wieczornego spotkania. Radio było wyłączone; ciemny kabel zwisał spokojnie z brzegu komody, a on nie pamiętał, żeby go wyłączał. Harry przetarł oczy dłonią i westchnął cicho, gdy już zdołał uspokoić się na tyle, by zacząć myśleć racjonalnie. Jego wzrok prześlizgnął się po jasnej pościeli, prawie równie jasnej skórze Draco, na parapet i...
Chwila, co?
Z prędkością światła wrócił spojrzeniem na śpiącego chłopaka i aż pisnął z zaskoczenia, na co jasne brwi drgnęły niebezpiecznie. Nie obudził się, więc Harry złapał się za serce i wzniósł oczy ku niebu.
Kiedyś zejdę przez niego na zawał — stwierdził w myślach i ponownie na niego spojrzał, tym razem już spokojniej.
Niejednokrotnie już dane mu było podziwiać twarz śpiącego Malfoya, ale musiał przyznać, że wcześniej nie dostrzegał w niej tak wielu detali. Zwyczajnie nie zwracał na nie większej uwagi. Choćby na to, jak co jakiś czas jego nos uroczo drgał i marszczył się na kilka sekund albo tego, jak jego idealne blond włosy w nieładzie opadają na czoło, a niektóre kosmyki sięgają prawie do nieznacznie ściągniętych brwi. Uśmiechnął się i usiadł wygodniej, by móc z bliska przyjrzeć się niespokojnej we śnie twarzy. Obserwował zaciśniętą na pościeli pięść i widział, jak uścisk wzmacniał się i rozluźniał, idąc w parze ze zmieniającym się wyrazem twarzy Ślizgona. Chłopak mruczał coś co jakiś czas, aż z jego ust wydostał się sekundowy bełkot, który ponownie przyspieszył bicie serca Harry'ego i z którego zrozumiał tylko niewyraźne „H" i słabo słyszalne, końcowe „i", lub „y". Nie był pewien. Brunet odetchnął ponownie i delikatnym, prawie czułym gestem odgarnął mokre od potu kosmyki z jasnego czoła. Draco miał niesamowicie gładką skórę, jak przystało na prawdziwego arystokratę.
— Śni ci się coś złego, co? — szepnął prawie niesłyszalnie, a niektóre litery były wypowiedziane bardziej poruszaniem wargami, niż użyciem prawidłowego brzmienia głosu. Odchrząknął cicho, by pozbyć się chrypy i pochylił się nad blondynem, by musnąć wargami jego ciepłe czoło, gdy ten ponownie zaczął majaczyć. — Shh...
— Ha... — mruknął i zacisnął pięść mocniej, a Gryfon spojrzał na niego z niepokojem. — Har... ry...
Serce bruneta przyspieszyło gwałtownie, a policzki zalały się gorącem. Nie, to nie mogło być to. Musiało mu się przesłyszeć...
A jednak blondyn uparcie powtarzał jego imię, zupełnie jakby chciał zrobić mu na złość. Jak mantrę. I sądząc po niekontrolowanych drganiach jego ciała, nie był to dobry sen.
CZYTASZ
Home | Drarry fanfiction
FanfictionO tym, jak podstępnie ukryty świstoklik połączył dwójkę chłopaków miłością, w nastroju zmieniających się pór roku i podróży, która już na zawsze miała odmienić ich życie. Zapraszam na historię o powrocie do domu, przekraczaniu barier w uczuciach i...