Był na WallStreet może od godziny, a Ace DeCole już wpakował się w bagno. Nie wiedział o tym, nie myślał, gdy słodki język Evy nadal przeplatał się z tym bruneta.
A Riven? Riven się wkurwiał, bo Riven znał Evę lepiej. Była pierwszą osobą, która odezwała się do niego, gdy stchórzył, gdy pojawił się pod hangarem, ledwo stojąc i gdy dowiedział się, że jego matka zdziera sobie kolana, klęcząc w jednym z mercedesów swojego szefa.
Dlatego nie chciał, aby siedziała z nimi. Aby siedziała z Ace'em, który pojawił się kompletnie złamany. Riven wiedział, do czego zdolni są złamani ludzie. Oni chcą się uwolnić. Od myśli, uczuć i prawdziwych ludzi. Ci z WallStreet nie byli tacy. Racja, żyli, ale każdy z nich miał swoją własną drogę, żadna nie kończyła się dobrze. Każdy z nich miał swój świat albo cholernie kolorowy, albo w najczarniejszych barwach.
Eva postrzegała świat w takim samym kolorze, w jakim były jej włosy. I tabletki.
— Ace, do kurwy! — krzyknął Riven. Chciał sprowadzić bruneta z powrotem na ziemię, jednak nie był w stanie zatrzymać tej podróży.
Bo Ace właśnie po raz pierwszy posmakował rozkosznej euforii, w której wyimaginowane istoty tworzyły swój własny świat. I choć jeszcze niczego nie czuł, spodziewał się. Spodziewał się, że Eva nie będzie zwykłą dziewczyną. Bo zwykłe dziewczyny nie pojawiały się na WallStreet, nie wbijały paznokci w skórę aż do krwi i nie całowały idioty, który dopiero co przeżywał swoje rozstanie. I zwykłym dziewczynom nie wypadały blanty z kieszeni.
Ace to widział. Czuł też, że przez jego przełyk przetoczyła się mała tabletka. Jednak... Jednak miał to gdzieś. Potrzebował czegoś, co pokaże mu nowy świat, który po odejściu Judy i Tylera musiał zbudować. Czegoś, co sprawi, że będzie czuł się dobrze. Czegoś, co połączy go z kimś innym, równie potrzebującym.
Riven strącił dziewczynę z kolan przyjaciela, złapał jej nadgarstek, pociągnął w stronę jednej ze ścian hangaru. Przycisnął jej ciało, które w porównaniu z nim było drobne, wątłe, plecami do twardej powierzchni. Oparł dłonie obok jej głowy, była od niego o wiele niższa. Spojrzał na twarz, skanując wzrokiem każdy jej element. Nie wydawała się zaskoczone jego nagłym ruchem. Znała Rivena, znała jego słabe punkty i znała też Carerrę.
— Co ty chcesz osiągnąć? — wysyczał. — Znam twoje sztuczki, kurwa, Eva, zostaw tego idiotę.
— Mhm...
— Co mu dałaś?
— Ace, tak? — Uśmiechnęła się szeroko. — Och, Riven. Twój przyjaciel jest za blisko gruntu... A im bliżej gruntu, tym bliżej szaleństwa.
— Co mu dałaś? Ja pierdole.
— Lepiej nie pierdol teraz, kochanie. Za fabryką stoi twoja Carerra... To przez nią nie chcesz ze mną pracować — westchnęła i spojrzała w stronę brunetki. — Masz okazję. Spierdalaj, Riven. Zostaw Ace'a. Zajmiemy się jego problemami. — Zacisnęła swoje dłonie na barkach czarnowłosego. Przeszedł go dreszcz.
— To nie jej wina, Eva. Nie chcę się bawić w twoje gówno.
— Zapamiętam. — Wyjęła z kieszeni jednego blanta. Pomachała nim kilka razy, po czym ukryła w połach kurtki Rivena. — Ale nie przychodź do mnie, gdy twoje zęby pójdą w pizdu. Carter nadal cię szuka, wystarczy, że ktoś mu powie...
— Odpierdol się, Eva. — Odszedł. Odszedł, decydując, że pozwoli Ace'owi podjąć własną decyzję. Skierował się w kierunku brunetki, która czekała na niego z wódką w dłoni. Ona też chciała zgasić płonący w niej żal.
CZYTASZ
CHEMICAL HEARTS
RomanceAce nie wiedział, dlaczego mówili na nią Eva. Nie wiedział, dlaczego jej różowe włosy, czarne Martensy i chemiczne serce stały się jego kolejnym nałogiem. Nie wiedział też, że Eva była już stracona. Stracona przez strumień zapomnienia. Bo jej płacz...