✯ 𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆𝖑 𝟗.

1.1K 93 78
                                    

Od tygodnia jej nie było. Od tygodnia też jego życie dzieliło się na dom i bar. Przebywał tylko tam. Chciał skontaktować się z Evą, tym razem to ona unikała jego. Chciał też skontaktować się z Ace'em — nigdy nie odbierał. Riven czuł, że z przyjacielem nie jest dobrze.

Naprawdę nie chciał dla Ace'a takiego życia. Teraz dopiero zaczynał żałować, że kiedykolwiek zabrał bruneta na WallStreet. Że pozwolił, aby wokół Ace'a kręciła się Eva. I że takim sposobem razem wplątali go w swoje bagno.

Bo Riven miał wokół siebie bagno. Ogromny syf, który sam powinien posprzątać. Jednak w tej części świata to tak nie działało. Bo na WallStreet za grzechy innych odpowiadały najbliższe im osoby.

Dlaczego?

Każdy wiedział, że najłatwiej kogoś złamać, uderzając w jego czuły punkt. W coś, co kocha, w coś, o co się martwi, w coś, co sprawia, że jest szczęśliwy. Coś lub kogoś.

Tak łamali się ludzie. Tak łamano ludzi. Niszczono. Od środka zabijały ich problemy, więc sięgali po używki — chcieli się ratować. Och, używek tam nigdy nie brakowało. Dlatego ludzie na WallStreet umierali młodo. Jako narkomani, alkoholicy, śmieci, z których żadna matka nie była dumna.

Czasami pisał z Lind. Dziewczyna odezwała się pierwsza, uprzednio znajdując profil czarnowłosego. Widział, że szukała o nim informacji, bo przez przypadek polubiła jedno z naprawdę starych zdjęć. Zaśmiał się, widząc to. Intrygowała go, jednak wiedział, że z tego nic nie będzie.

Myślał, że miał Carerrę.

Ostatni raz wyjął pieniądze z metalowej części, po czym zostawił kilka banknotów na ladzie. Nie miał pojęcia, ile jest winny. Spędził tutaj kilka dobrych godzin. Właściciel był jednak jednym z jego znajomych — na WallStreet znali się wszyscy.

Wyszedł z budynku, odpalając papierosa. Chciał odwiedzić Ace'a. Liczył, że zastanie chłopaka w jego domu. Chciał też dowiedzieć się co u Evy. Mimo wszystko wydawała się najbliższą mu osobą.

Jednak nie zaszedł daleko, przed nim stanęła postać, której widok spowodował nagły grymas na twarzy czarnowłosego. Tym razem jego przeciwnik była sam, wydawać się mogło, że nie chciał ponownie go zaatakować.

Tym razem chciał czegoś innego. Czegoś gorszego, niż kilka siniaków i trochę bólu.  

— Jeśli chcesz mnie znowu najebać, to uważaj na ramię, bo jeszcze mi się rana nie zagoiła. Nie chcę mieć blizny. — Czarnowłosy uśmiechnął się kpiąco, zaraz zaciągając papierosem.

— Humor ci dopisuje, co?

— Jak zawsze, gdy cię widzę.

Stojący naprzeciwko facet, prychnął głośno, aby zaraz zbliżyć się do chłopaka. Byli tego samego wzrostu, podobnej postury.

— Wiesz, Riven, jesteś tak cholernie ślepy, że aż się boję o stan twojego wzroku — zaczął — ale ja też byłem. Jeszcze parę miesięcy temu....

— O co ci chodzi, Carter? O pieniądze? Kurwa, powiedziałem, że...

— Nie — przerwał mu. Czarnowłosy zamrugał kilka razy, pozbywając się też niedopałka papierosa. — Nie chodzi o pieniądze...

— To o co?

— Nie przerywaj mi — warknął.

— Przecież nic nie mówiłeś. — Riven wzruszył ramionami.

— Jesteś głupi, Riven.

— Tak, tak. Skończ pierdolić i przejdź do rzeczy. — Spojrzał na nadgarstek, udając, że spogląda na godzinę. — Nie mam całego dnia.

CHEMICAL HEARTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz