Jego myśli były chaosem. Bo rzeczywistość uderzyła z podwójną siłą. To jego pierwsza kreska. Pierwszy raz organizm Ace'a przyjął taką substancję. Pierwszy raz czuł tę wolność.
I pierwszy raz złamał swoje nigdy.
Kilka minut wcześniej powiedział, że nigdy tego nie weźmie. Swoje w życiu widział. Swoje wiedział. Ich widział. Na WallStreet było pełno narkomanów. Ćpunów. Ci ludzie nie mieli życia. Walczyli, choć wiedzieli, że przegrają. Nikt ich nie rozumiał, bo nikt nie stanął w tym samym miejscu.
Miejscu, w którym natłok myśli jest nie do zniesienia, a bezsilność staje się tak uciążliwa, że zaczyna zabierać oddech. To wysysa dusze. Wewnętrzna śmierć przychodzi, sprawiając, że zostaje się tylko marnym śmieciem.
Śmieciem, dla którego każdy ruch jest wyzwaniem, a pojęcie koncentracji już nie istnieje. Śmieciem, który nie poradził sobie z własnymi demonami, te w jego głowie tańczyły do granego przez siebie rytmu. Śmieciem, który nie miał tyle silnej woli, aby raz zaprzeczyć, aby powiedzieć NIE, aby już nie wracać. I śmieciem, który nie otrzymał wystarczająco wsparcia, żeby się podnieść i już nie zatęsknić.
Ćpunem.
Nie chciał się z nim stać. Naprawdę nie chciał.
Myślał o tym wszystkim, wpatrując się w podania, propozycje i ulotki. Ace'a czekały studia. A najpierw ich wybór. Kilka tygodni temu skończył szkołę z wyjątkowo wysokimi wynikami.
Ace potrafił ściągać. I uciekać.
Świat stał przed nim otworem. Uniwersytet, nowe miejsca, otoczenie i nowi ludzie. Kolejna odsłona świata.
Ale czy ta odsłona była tą jego? Tą, w której Ace byłby sobą?
Burzę myśli przerwał dzwonek telefonu. Wyjął urządzenie z kieszeni dresów, dostrzegając połączenie od Evy. Ekran rozświetliło zdjęcie, które dziewczyna zrobiła, wcześniej zabierając Ace'owi telefon.
Leżała na ziemi. Jej włosy porozrzucane wokół twarzy, zmoczone przez wodę, poplątane zakrywały twarz, zostawiając widoczny tylko uśmiech.
Bo uśmiechała się tak fajnie. Tak ładnie.
— Pamiętasz o tym całym Tylerze? Nie? To ci przypominam. — Usłyszał, gdy tylko odebrał połączenie. Brunet nie miał siły, by żyć, a Eva? Eva wydawała się mieć niekończące pokłady energii. — Mam plan. Ty go realizujesz — mówiła na jednym wdechu.
— Mhm.
— Przyjedź do mnie później. Mam, cóż... Mam nowego bucha. Pa, Ace.
I tyle.
Ponownie chodziło o coś, czego robić nie powinien. Ba, miał zapomnieć o Tylerze, o Judy i najlepiej też o wszelkich używkach, które nie były papierosami.
Ale nie mógł. Bo czekało na niego coś innego. Ace DeCole miał stać się śmieciem.
✯
Siedział przy barze, popijając kolejne już piwo. Nie przejmował się tym, że było południe ani tym, że jego wczorajszy wygląd tylko odstraszał ludzi.
Nie przejmował się tym, bo myślał, co zrobił źle i dlaczego ponownie tu wrócił. Znowu zrobił to, czego już robić nie miał. Przecież obiecał. Obiecał Care, gdy przyszła i po raz kolejny siłą odrywała go od zajęcia. Obiecał Evie, gdy po raz pierwszy to ona oberwała za niego.
Niespodziewany nalot policji zdecydowanie był dobrą prowokacją.
A mimo to w najgorszym momencie wrócił ponownie i zrobił to ponownie. Jednak... Jednak coś go powstrzymało. Może to poczucie winy, może strach, a może myśl, że znowu zawiedzie Ace'a?
CZYTASZ
CHEMICAL HEARTS
RomanceAce nie wiedział, dlaczego mówili na nią Eva. Nie wiedział, dlaczego jej różowe włosy, czarne Martensy i chemiczne serce stały się jego kolejnym nałogiem. Nie wiedział też, że Eva była już stracona. Stracona przez strumień zapomnienia. Bo jej płacz...