Słowa wydawały się stanąć w miejscu. Zawisły nad nimi jak stare pajęczyny na strychu. Stały się ciężkie, jakby nagle ważyły parę ton. Zabierały oddech, dusiły ich w tym miejscu. Już w tamtej chwili Riven i Carter wiedzieli, że te słowa będą ich prześladować do końca życia.
— Jak to, kurwa, nie ma? — zapytał Riven. Jego głos był ostry jak brzytwa, a jednocześnie nerwowy jak nigdy. Riven tracił kontrolę, tylko gdy chodziło o nią. — Co ty pierdolisz, Lee?
— Chciałbym wiedzieć. Nawet nie wiesz, jak kurewsko chciałbym zrozumieć. — Dopiero w tym momencie wzrok Rivena wyostrzył się na cechy, których na pierwszy rzut oka nie zauważył. Podkrążone oczy blondyna, brudne ubrania, góra alkoholu w mieszkaniu i zjarane spojrzenie. Nie tak zawsze prezentował się Carter. To dało czarnowłosemu do myślenia. — Wejdź, nic dobrego nie wyniknie z rozmowy, jeśli mamy towarzystwo — powiedział Carter, mierząc spojrzeniem za ramieniem chłopaka. Riven obrócił się, zauważając kilku młodych dzieciaków. — Wypierdalać.
Nie wyglądali na przerażonych, a przecież powinni. WallStreet rządziło się własnymi prawami. I choć w żadnym stopniu nie było to miejsce dla dzieci, często można było je tam zauważyć. Ich rodzice albo sami się tam wychowali i nigdy nie uciekli, albo ćpali, popijając prochy alkoholem. Dlatego dzieci WallStreet były obrzydliwie przykrym widokiem.
Ona też nim była!
— Spokojnie. Chcieliśmy tylko powiedzieć, żebyście się uwijali. Macie mało czasu — powiedział jeden z nich. Był pewny, jego spojrzenie wyrażało czystą troskę. Zmierzył wzrokiem Rivena i Cartera, po czym zawijając swoich kolegów, zniknął za winklem.
— Pojebane. — Carter zmarszczył brwi, odsuwając się. — Właź, Vouters. Podobno mamy mało czasu.
Riven przekroczył próg mieszkania. Było zwyczajne, mimo że Lee miał pieniądze. Na ścianach wisiały zdjęcia. Wszystkie przedstawiały ją. Ich.
Czuć było ból, gdy o tym mówił.
Riven był rozproszony. Nie potrafił się skupić i myśleć. Nie miał pojęcia, co się działo. Co z nią? Pytanie chodziło mu po głowie, jednak do odpowiedzi nie doszło.
— Mów, co wiesz. Błagam, mów, bo nie wytrzymam — powiedział szybko, pierwszy raz nie wstydził się swoich uczuć, desperacji i strachu w głosie.
— Re ma brata. — Re. Mówił na nią Re. — Zawsze mówiła, że jest dla niej dobry. Że ją kocha. Że jest idealnym starszym bratem. Czaisz? Widziała w nim pierdolony ideał. — Przerwał i westchnął głęboko. — Mnie on się nigdy nie podobał, mimo że nigdy nie widziałem go z bliska. Wolałem obserwować, gdy się z nim spotykała, co robił w swoim życiu, jak cudownym był dzieckiem i szefem korporacji.
— Alexander?
— Właśnie on. Ostatnio dostał się na naszą imprezę. Idealny synalek burmistrza wpadł na WallStreet. Zgarnął grama i informacje o swojej siostrze. Wiedział, po co tu przychodzi. I ktoś mu to dał.
— Kurwa, co dalej? — zapytał Riven, mimo że bał się odpowiedzi. Cholernie się bał.
— W jakiś tam dzień mieli rodzinne kolacyjki. Nienawidziła ich. Były kurewsko fałszywe jak cała jej rodzina. Idealni starzy, wiesz, o co chodzi. To było pojebane. On tak po prostu zaczął gadać im wszystko, czego się dowiedział. Że Re żyje z nami na WallStreet. Że jest dziwką, że pije, że ćpa! Że zadaje się z dilerami. Że jest ze mną! I z tobą! — Wtedy już krzyczał. Carter nie miał już siły się powstrzymać. — Ten skurwiel przedstawił ją w najgorszym świetle! Rozumiesz to, kurwa? Mam ochotę odstrzelić mu łeb, nie wiem, zrobić cokolwiek, żeby cierpiał. To jej pierdolony brat.
CZYTASZ
CHEMICAL HEARTS
Storie d'amoreAce nie wiedział, dlaczego mówili na nią Eva. Nie wiedział, dlaczego jej różowe włosy, czarne Martensy i chemiczne serce stały się jego kolejnym nałogiem. Nie wiedział też, że Eva była już stracona. Stracona przez strumień zapomnienia. Bo jej płacz...