✯ 𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆𝖑 𝟑.

2.2K 142 200
                                    

Przez całą noc, kolejny dzień i następny Judy dobijała się do Ace'a na wszystkie sposoby. Gdy dzwoniła — odrzucał połączenia, gdy pisała — ignorował wiadomości, a gdy przyszła do jego domu — miał ochotę zwymiotować. Same wspomnienia, zdjęcia i stare konwersacje sprawiły, że telefon bruneta stał się tylko kawałkami metalu i rozbitego szkła.

Siedział na łóżku w swoim pokoju, między palcami obracając blanta, którego dała mu Eva. Myślał o niej. O tym, dlaczego tak wyglądają jej warunki mieszkania, dlaczego zamykana na kłódkę szafa mieści w sobie tyle blantów i dlaczego jej ściany zdobią wyrwane z zeszytów kartki.

Chciał ją o to zapytać. Chciał ją poznać. Zaintrygowała jego myśli, zaintrygowała jego całego. Wiedział, gdzie mieszkała dziewczyna, wiedział, że lubiła palić. I wiedział, jak miała na imię. Myślał o ich kolejnym spotkaniu, choć ostatni raz widział ją kilka dni temu.  

Jego wewnętrzną walkę przerwało pukanie w drzwi wejściowe. Był sam w domu, myślał więc, że to któryś z domowników. Mruknął niezadowolony, poprawił dresowe spodnie, które spoczywały na jego biodrach i zbiegł po schodach, aby zaraz otworzyć drzwi, w których nie stał nikt, kto z nim mieszkał.

W progu stała Judy. Zapłakana Judy, ubrana w dresowy komplet, z rozczochranymi blond kosmykami.

Zamarł z dłonią na klamce. Zamarł, gdy dziewczyna przekroczyła próg i wtuliła się w jego tors. Ace nie wierzył w to, co się działo. Ponownie czas się zatrzymał, tak samo, jak przepływ powietrza przez jego nozdrza.

Odzyskał świadomość, dopiero gdy ucisk w jego płucach stał się nie do zniesienia. Odsunął się od dziewczyny, kręcąc głową. Ponowne zobaczenie jej było bardziej bolesne, niż się spodziewał. Przecież był pewny, że jego smutek zaraz minie. Był pewny, że jej nie kochał. Bo nie kochał. Potrzebował tylko osoby, która odciągała go od domu. Potrzebował leku na zło, którym stała się jego Judy.  

— Ace... — Jej wargi niebezpiecznie zadrżały, gdy chłopak po raz kolejny pokręcił głową. Nie patrzył na nią. Swoje spojrzenie skierował na podłogę.

— Nie, Judy. Po prostu stąd wyjdź i już nie wracaj — powiedział bez emocji. Nie chciał pokazać, że jej obecność na niego wpłynęła.

— Ace, nie mogę cię stracić! — Załkała. Kolejny raz próbowała do niego podejść.

— Kurwa, odejdź ode mnie. To, co tworzyliśmy, zniknęło, rozumiesz? Rozjebałaś i ten związek, i mnie!

Słowa chłopaka były jak cios prosto w serce. Obwiniał ją. Tylko ją. Przez żyły Judy przepłynęła nieopanowana złość. Nie chciała tego słuchać. Zaśmiała się histerycznie. Otarła łzy tak, jakby właśnie zdjęła maskę z twarzy.

— Jestem twoim marzeniem, Ace. Beze mnie nie istniejesz, kurwo! Przypomnieć ci, że nie masz na kogo liczyć? Że nie możesz liczyć na własną matkę?

Słowo za dużo. Chude, długie palce zacisnęły się na szyi Judy, a silne, męskie ciało przycisnęło ją do ściany. To było zbyt wiele. Zbyt wiele, by Ace nie zareagował. A Ace był jak bomba. Wybuchał i dobrze o tym wiedział. Judy też wiedziała.

Zaciskał dłoń na jej delikatnej szyi tak długo, aż dziewczyna nie zaczęła tracić oddechu, a spod jej powiek nie wypływały łzy. Poluźnił uścisk, zaraz puszczając ją zupełnie. Blondynka upadła na kolana, krztusząc się powietrzem, własnymi łzami i krzykiem, który chciał opuścić jej gardło. Mimo że brunet był sprawcą jej cierpienia, bolało go to. Postanowił dać jej chwilę, zanim wyrzuciłby ją z domu.

Wrócił do przedpokoju, trzymając w dłoni butelkę piwa. Oparł się nonszalancko o framugę i patrzył na ślad dłoni, który pozostał na szyi dziewczyny. Uśmiechnął się. Sprawił jej ból. Ona jemu też sprawiła ból, gdy poszła się jebać z kimś innym. Poczucie winy nie istniało.

Podszedł, klęknął i jedną ręką podniósł ją z podłogi. Judy, myśląc, że Ace chce jej pomóc, wtuliła się w jego nagą klatkę piersiową i ponownie cicho załkała. Wtedy chłopak skierował się do nadal otwartych drzwi. Stanął na ganku i zrzucił jej ciało z siebie. Spadła z hukiem wprost na mokrą, drewnianą podłogę.

— Spierdalaj. — Odwrócił się i wszedł do domu, słysząc tylko za sobą:

— Ace, to nie jest nasz koniec! Nie trać mnie, skurwielu!

Źle umeblowane mieszkanie. Rap, lecący ze starych głośników. Litrami przelewany alkohol i...

Dwa nagie ciała. Jedno przy drugim. Carerra i Riven.

Ich spotkania już takie były. Często pili, bo Carerra tego chciała. Gdy popili, często się pieprzyli, bo tego chcieli obydwoje.

Ciało Carerry wręcz krzyczało w stronę czarnowłosego weź mnie. Sama Carerra też krzyczała, gdy kolejne pchnięcie Rivena zbliżało ją do upragnionego orgazmu. Ponownie wbiła długie, ostre paznokcie w jego umięśnione plecy. Jęknęła. Zasysał skórę na jej piersiach, brzuchu i dekolcie. Riven znał jej ciało doskonale. Ją całą znał doskonale. Tak przynajmniej myślał.

Wiedziała, że zostawia blizny nie tylko na jego plecach. Ich relacja była blizną, która pozostawi ślad na psychice. Bo oni nie powinni. A każdy kolejny raz to tylko kolejny raz.

I zatracenie w tym przyszło za szybko. Za szybko, gdy kolejny raz w pogoni do szczytu Riven splatał ich palce, całując ją w usta.

Opadł na drobne ciało Carerry i schował głowę w jej szyi, i włosach. Wtedy wzrok czarnowłosej rozsypał się po podłodze. Kolejny raz... To tylko kolejny raz, mówiła sobie, wplatając palce w jego włosy. Wiedziała, do czego prowadzi. A jednak... Jednak brnęła w to dalej, tworząc sobie mogiłę.

Telefon Rivena zaczął dzwonić. Czarnowłosy mruknął coś pod nosem, wstał i zaczął szukać urządzenia. Carerra obserwowała jego wyrzeźbione ciało. Uwielbiała je. Czarne tatuaże na dłoniach, plecach, torsie i szyi. Czarne włosy, opadające na skronie, które uwielbiała ciągnąć, wyraźne mięśnie, w tym tak dobrze zaznaczone V.  

— Siema, stary — odezwał się Ace w słuchawce. — Muszę wyjść, Judy tu była... Pomyślałem, że jakieś piwko? Wiesz, pogadamy o głupotach...

— Będę.

Carerra westchnęła. Nadal leżała naga. W głębi serca liczyła, że Riven zostanie. Lubiła go. Lubiła, jak spędzali razem czas i jak poświęcał jej swoją uwagę. Może był to tylko prosty chłopak, może nie był wyjątkowy, ale Riven potrafił wyrażać uczucia. W postaci mowy i czynów. Riven był jej najlepszym przyjacielem.

Zakładając koszulkę, podszedł, by złożyć na jej ciele jeszcze kilka pocałunków. Nie mówił nic. Przecież słyszała, że wychodzi. W innym wypadku, by został. Jednak nie tym razem, bo tym razem dzwonił Ace... A Riven chciał odzyskać swojego kumpla.

Jakieś piwko zamieniło się na jeden z najbardziej obleganych klubów na WallStreet, bo oczywiście tam się udali. Ace miał nadzieję, że spotka tam Evę, a Riven? Riven miał nadzieję, że nie straci zębów.

Alkohol lał się strumieniami, ludzie ocierali się o siebie na parkiecie i nie tylko. W powietrzu unosił się zapach zioła, Ace poznał go dzięki Evie, papierosów i potu. Siedział przy barze, to jedyne oświetlone miejsce, przechylał kolejny już kieliszek. Kątem oka widział Rivena, który żarliwie całował drobną blondynkę. Myślami był daleko stąd. Przy Judy. Nie spodziewał się, że nadejdzie moment, gdy będzie musiał uciekać do alkoholu, by zapomnieć, kim była Judy.  

I Ace DeCole zadręczałby się dalej, gdyby nie drobne dłonie, które poczuł na swoich ramionach. Odwrócił się, a jego wargi zostały przykryte innymi.  

 co myślicie?

co planuje Carerra?

dziękuję jeszcze raz wierzewska
za zrobienie cudownego zwiastuna do tej historii!!! 

#chemicalheartshes

h. 

CHEMICAL HEARTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz