Rozdział 10

75 7 4
                                    

Hermiona wyciągnęła Mapę Huncwotów z torebki i zauważyła, że Ron z Potterem znajdują się w Wielkiej Sali razem ze wszystkimi uczniami i nauczycielami.

- Jakieś dziwne zgromadzenie... Nie podoba mi się to - stwierdziła Hermiona.

- Mhm - chłopak zapatrzył się w kropkę z imieniem Severusa Snape'a, który był w centrum szkolnej szarańczy, a potem dodał - Nie powinniśmy tam iść

- A jeśli coś im się stanie? – zaniepokoiła się.

- Patrz! Na mapie pojawił się Zakon Feniksa! - wskazał palcem na grupkę osób stojących przy sali do zajęć z transmutacji.

- Chodź!

Biegli, ile mieli sil w ich nogach, żeby dogonić członków Zakonu Feniksa na pierwszym piętrze i dowiedzieć się, dlaczego przybyli tu akurat teraz. Przy okazji potrącili Filcha ze swoją kotką, który pełnił straż nocną w pogoni za krnąbrnymi uczniami. Zarówno Draco jak i Hermiona wcale nie przejęli się tym, że ktoś ich goni.

- Lupin! Kingsley! - krzyknął Hermiona - Co wy tu robicie?

- Dobiegły nas słuchy, że Harry Potter pojawił się w Hogwarcie, więc przybiegliśmy mu na ratunek - wytłumaczył im Lupin.

- Akurat całe zgromadzenie znajduje się w Wielkiej Sali - poinformował ich Draco.

- Gotowi na to, żeby przywitać gości? - spytał się Kingsley.

- Nie - odpowiedzieli zgodnie George i Fred.

- Nie zgrywajcie się w takiej chwili! - zaśmiał się Kingsley i pchnął mocno drzwi.

Gdy wchodzili do środka zauważyli, że odbywa się zacięta walka pomiędzy profesor McGonagall a profesorem Snape'm, który na ich widok zrobił się jeszcze bardziej zaciekły w rzucaniu zaklęć, które o dziwo nie płynęły w stronę pani profesor, ale ugodziły jego towarzyszy. Sam potem wycofał się w stronę gwiazd niczym czarny nietoperz. McGonagall w triumfalnym geście sprawiła za pomocą magii, że wszystkie lampiony zabłysły śnieżnobiałym blaskiem. Okrzyki radości uczniów i nauczycieli wypełniły ogromną salę z wyjątkiem poniektórych naburmuszonych Ślizgonów, którzy oczekiwali innego zwrotu akcji.

- Uczniowie nie są w łóżkach! Niektórzy taranują porządnych obywateli! - wbiegł Filch, kiedy zrobiło się już bezpiecznie i cicho.

- Są tam, gdzie powinni być, zapyziały ośle - krzyknęła McGonagall.

Tymczasem Harry udał się szybko do Hermiony i Dracona.

- Mamy – wyprzedziła go z pytaniem Hermiona.

- Dobrze, ostatni horkruks to... - nie dokończył, bo coś zaczęło wyć w pomieszczeniu, jakby ogromny czajnik zaczął gwizdać z piskiem ludzi skąpanych we wrzącej wodzie. Harry osunął się na podłogę i zaczął płakać z nerwów. Głos świdrujący mu w głowie nie pozwalał na racjonalne myślenie, a co dopiero na działanie.

- Wytrwaliście dzielnie, ale nadaremnie! Moje oddziały już niebawem splądrują zamek, a Wasze ciała zamienią się w proch! – zamilkł – Oczywiście można jeszcze temu zaradzić! Teraz Harry Potterze zwracam się bezpośrednio do Ciebie. Wstaw się w lesie, a moi ludzie okażą Wam litość! A jeżeli zapragniesz olać moje zaproszenie to narazisz swoich kolegów i koleżanki na...rozczarowanie. Chyba tego byśmy nie chcieli, prawda?

Kiedy dźwięk urwał, Harry oprzytomniał dopiero wtedy, gdy Lupin podarował mu przedziwne ciasteczko, które nasiąknięte było wywarem z melisy.

- Ukoi nerwy - wyjaśnił i puścił do niego oko.

- Wąż - wybełkotał przypominając sobie, co chciał wcześniej powiedzieć - Nagini jest przedostatnim horkruksem

McGonagall nie bardzo rozumiejąc o co może chłopakowi chodzić, jedynie spojrzała na niego ze współczuciem.

Dramione: The Pure-Blood PrinceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz