{11}

664 38 1
                                    

Na balu parą królewską została Carly wraz z jej chłopakiem Conradem. Para odtańczyła piękny taniec i aż mnie skręcało, że nie mogę odwrócić od nich wzroku. Do domu zabrała mnie mama, która wypytywała o wszystko, lecz ja zbyłam ją, mówiąc, że jestem zmęczona i jedyne, na co mam ochotę, to położenie się do łóżka. W weekend wymigałam się nauką, a w poniedziałek rodzice pojechali do pracy, więc nic nie musiałam mówić na temat balu. Za to Abigail nie udało mi się tak łatwo uniknąć. Chciała znać każdy najmniejszy szczegół.

- No ale powiedz, dużo jest przystojniaków nie? - szatynka szturchnęła mnie ramieniem w drodze do szkoły. Wywróciłam oczami.

- Nawet jeśli któryś by ci się spodobał, nie mogłabyś z żadnym chodzić, bo rodzice daliby ci dożywotni szlaban. - odparłam. Miałam już powoli dosyć popędów Abigail. Dziewczyna stroiła się, by zwrócić uwagę starszych chłopców, co niekoniecznie jej wychodziło, ponieważ była z najmłodszego rocznika i nie była popularna. Moja siostra nie użalała się nad sobą, nie roniła łez nad komediami romantycznymi, jedząc przy tym lody. Ona obmyślała strategie, jak się komuś spodobać.

- A myślisz, że by się dowiedzieli? Trzymałabym to w sekrecie. Znam naszych rodziców. Na szczęście znam też ciebie, więc jak już będę miała chłopaka, to ewentualnie będziesz mnie kryć. - już chciałam się odezwać, kiedy Abigail odeszła w stronę swoich znajomych. Odetchnęłam głęboko.

- Carpenter. - pierwszy raz Carly odezwała się do mnie po nazwisku. Przełknęłam ślinę na ten lodowaty ton i spojrzałam na szatynkę, za którą stała Suzanne, Tamara oraz Jane. - Mam dosyć twojego szpiegowania dla Phillips. - zmarszczyłam brwi.

- Skąd ci przyszło coś takiego do głowy? Dla nikogo nie szpieguję. - oparłam się plecami o ścianę, na którą wpadłam przez Carly, która powoli zbliżała się w moją stronę.

- Ma rację. - przede mnie wysunęła się Tallulah. - Co znowu, Hughes? Węszysz spisek?

- Zjeżdżaj, Phillips, dobrze radzę. - warknęła Carly przez zęby. Niewzruszona Tallulah uśmiechnęła się szeroko.

- Myślisz, że werbuję w swoje czarne szeregi każdą napotkaną szarą myszkę? - wywróciłam oczami.

- Nikt mnie nigdzie nie werbuje. Ja się do żadnej grupy nie wpisywałam. - powiedziałam głośno. - Jeśli wy chcecie toczyć między sobą wojnę, proszę bardzo, ale ja nie zamierzam być w jej środku lub opowiadać się za jedną bądź drugą stroną. Po prostu zostawcie mnie w spokoju. - mocno zacisnęłam dłonie na pasku od torby i uciekłam szybkim krokiem w stronę łazienki. Zamknęłam się w pierwszej wolnej kabinie i odetchnęłam głęboko.

Sama sobie otworzyłam oczy. Niewiele osób w mojej klasie stało pośrodku konfliktu Talluli z Carly. Większość opowiadała się za Hughes, robiąc z niej tę najbardziej pokrzywdzoną, a z Phillips zrobiono brutala. Tymczasem punkt widzenia Talluli podzielało kilka osób, którzy z Carly robili najgorszą osobę w szkole. Brakowało mi pewnego balansu w obydwu historiach. To było mało prawdopodobne, że zawiniła tylko jedna. Owszem, pierwsza mogła zachować się paskudnie, a druga zaplanowała odwet, lecz wtedy tak czy siak - nie ma skutku bez przyczyny.

Obydwie coś ukrywały. Niemożliwe, żeby zwykłe kłótnie najlepszych przyjaciółek przerodziły się w takie okropne widowisko.

- Ładnie im powiedziałaś. Nie ma to jak strefa szara. - usłyszałam głos Estelle za drzwiami. - Chyba dołączę do twojej grupy. Ten ich konflikt nieźle działa na psychę. - wyszłam z kabiny. Brunetka poprawiała rzęsy maskarą, opierając się o umywalkę.

- Ile wiesz o ich wojnie? - zapytałam, nie starając się być mniej bezpośrednią. Estelle wzruszyła ramionami.

- Tyle, ile ci powiedziałam. Najlepsze kumpele, powolny rozpad ich relacji, wielkie bum, obita morda jednej i drugiej, najwięksi wrogowie. - dziewczyna schowała maskarę do plecaka.

- No tak, ale nie wiesz, co to było to wielkie bum? - spytałam. Zmierzyła mnie pytającym wzrokiem, unosząc przy tym lewą brew do góry. - Intuicja mówi mi, że tylko one znają całą prawdę.

- Myślisz, że za tym wszystkim może stać coś grubszego? - pokiwałam głową. Estelle zagryzła wargę w zastanowieniu. - Co powiesz na to, aby zabawić się w Sherlocka i Watsona, co? - uśmiechnęłam się szeroko.

- Bardzo chętnie. To będzie "zagadka wojny Phillips i Hughes". - zaśmiałam się.

- Zatem ruszajmy, mój drogi Watsonie! Musimy zacząć zbierać poszlaki! - dziewczyna ruszyła w stronę wyjścia z łazienki.

- Dlaczego to ja mam być Watsonem? To ja wpadłam na teorię poważniejszej przyczyny konfliktu. - Estelle zatrzymała się w połowie drogi.

- Bo Watson był niższy, moja kruszyno. - dziewczyna wyszczerzyła się szeroko.

- No dzięki. - wywróciłam oczami.

- Nie ma za co.

𝙰𝚖 𝙸 𝚜𝚞𝚛𝚎?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz