{17}

575 31 1
                                    

Minęło kilka dni. Mój uśmiech po pocałunku z Estelle długo nie mógł zejść mi z twarzy; rodzice dziwili się, że tak długo potrafię mieć dobry humor, podczas gdy oni martwili się zbliżającymi się świętami. Zawsze mieli mnie za optymistkę, dlatego nie dopytywali, co jest powodem mojego ciągłego uśmiechu.

Tallulah natomiast była co do tego podejrzliwa. Estelle obiecała nikomu nie mówić, co się wydarzyło w szatni, więc o to mogłam być spokojna. Tallulah jednak, po naszym pamiętnym wypadzie do Venice Beach, kompletnie nie rozumiała mojego tanecznego kroku, bycia miłą nawet dla największych zakał w szkole czy częstszego zgłaszania się na lekcjach zawsze z szerokim uśmiechem.

W pierwszy poniedziałek grudnia na godzinie wychowawczej losowaliśmy osoby, którym mieliśmy kupić prezenty i dać je na wigilii w szkole. Zgłosiłam się, by przejść po klasie z koszykiem wypełnionym karteczkami. Gdy rozdałam już wszystkie i wzięłam ostatnią dla siebie, nauczycielka dała sygnał, że możemy już spojrzeć, kogo wylosowaliśmy. Z lekkim niepokojem rozwinęłam karteczkę.

Garcia, Dominic

Wybałuszyłam oczy. Pierwsza wigilia klasowa i pierwszy prezent dla kogokolwiek z klasy i trafił mi się akurat Dominic. Uznałam, że nie spojrzę w jego stronę, bo to dałoby sygnał, że wylosowałam właśnie jego. Przygryzłam delikatnie dolną wargę. Kompletnie nie znałam Dominica; wiedziałam tylko tyle, że grał w drużynie futbolowej, jeździł harleyem do szkoły, podobał się dziewczynom i był popularny. Po balu jakoś nie zamieniliśmy z sobą słowa, mimo że całkiem miło spędziliśmy razem czas. Westchnęłam cicho.

Po dzwonku udałam się do biblioteki. Potrzebowałam kilku książek i spokojnego miejsca, aby zastanowić się, co mogłabym kupić Dominicowi. Przechadzałam się między regałami i przeglądałam tytuły na okładkach. Za bardzo się zamyśliłam, przez co prawie na kogoś wpadłam. Spojrzałam w górę i nie mogłam uwierzyć w moje szczęście. A może nieszczęście?

- Hej Dominic. - uśmiechnęłam się lekko, maskując zdenerwowanie.

- Cześć. Zapytałem już wszystkich, kogo wylosowali i wychodzi na to, że to ty masz mnie. - uśmiechnął się szeroko i oparł się ramieniem o półkę. Wybałuszyłam oczy.

- Myślałam, że to ma być tajemnica. - obruszyłam się, chowając coraz to większe zdenerwowanie.

- Z takim założeniem wyszła wychowawczyni, ale i tak nikt nie może się powstrzymać przed ujawnieniem prawdy. - wzruszył ramionami. - W każdym razie. Skoro ty mnie wylosowałaś, chciałem ci powiedzieć, co byłoby idealnym prezentem.

- Mam nadzieję, że nie próbujesz oskubać mnie z pieniędzy. - zażartowałam. Chłopak uśmiechnął się.

- No coś ty. Nawet lepiej. Nie wydasz na mnie ani grosza. - zmarszczyłam brwi i zlustrowałam go pytającym wzrokiem. - Spędzimy razem przyjemnie czas. - wytrzeszczyłam oczy. Dominic od razu się zreflektował. - Spokojnie, nie zamierzam nic ci zrobić. Myślałem bardziej o jakimś spacerze, może pojechalibyśmy na plażę, coś wszamali... - złapał się za kark. Zamyśliłam się.

- I wtedy nie muszę ci niczego kupować? - dopytałam.

- Nie. Czas spędzony ze mną będzie najlepszą alternatywą. Nie masz nic do stracenia. To jak? Pasuje ci taki układ? - spytał blondyn, uśmiechając się lekko. Zastanowiłam się krótko.

- Niech będzie. - i tak nie miałam pomysłu, co mogłabym mu dać. Chłopak rozpromienił się.

- Ekstra. Wyślę ci później szczegóły. Na razie. - odszedł w sobie znanym kierunku. Odetchnęłam z ulgą, choć mój spokój nie trwał długo, ponieważ koło mnie pojawiła się Tallulah.

- Kiedyś zawału dostanę przez ciebie. - złapałam się teatralnie za serce. Mało ją to cokolwiek obchodziło; wywnioskowałam stąd, że przywarła mnie do regału i zablokowała drogę ucieczki. Spojrzałam jej w oczy, czułam, jak drżą mi kolana.

- Umówiłaś się z Garcią? - zapytała poważnym tonem. Przełknęłam ślinę.

- Tak. W ramach jego prezentu gwiazdkowego ode mnie. - Tallulah zmarszczyła brwi. - Masz do niego zastrzeżenia?

- Po pierwsze podobasz mu się. Wkurwia mnie jego oddychanie blisko ciebie, a co dopiero inne rzeczy. - jej bezpośredniość wbiła mnie w ziemię. - Po drugie on dalej podoba się Clive. Nie mów potem, że cię nie ostrzegałam o zemście tych wywłok. - już się odsuwała, gdy złapałam ją za przedramię. Spojrzała na mnie pytająco.

- Czy ty jesteś zazdrosna? - spytałam. Tallulah jednym krokiem stanęła bardzo blisko mnie, przez co cofnęłam się i ponownie uderzyłam plecami o regał. Złapała mój podbródek, delikatnie przesunęła palcem po mojej brodzie, po czym przysunęła się najbliżej, jak się dało, lecz nie pocałowała mnie. Dzielił nas milimetr.

- Czy to wystarczająca odpowiedź? - gdy mówiła, jej wargi zahaczały o moje. Po chwili puściła mnie i odeszła. Zrobiłam kilka głębokich wdechów i ruszyłam w kierunku stolika, przy którym siedziała Jane. Tallulah trąciła jej krzesło, co spotkało się z oburzeniem rudowłosej, ale dziewczyna nie przyjęła się tym i wybiegła z biblioteki.

- Co za świruska. - powiedziała Jane, kiedy usiadłam niedaleko niej. - A propos. Wiesz już, że wylosowała cię Carly? - zmarszczyłam brwi. - Masz szczęście. Ona zawsze kupuje najdroższe i najlepsze prezenty. Rok temu dostałam od niej ten zegarek. - Jane pokazała mi przepiękny, złoty zegarek, ozdobiony rubinami. Wytrzeszczyłam oczy. - Dwa lata temu wylosowała Tamarę i jej dała taki śliczny złoty naszyjnik, także z rubinami. - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Skinęłam głową.

- Bardzo ładny. - skomentowałam, widząc dziwny wzrok Jane. Ta machnęła tylko ręką i zabrała się za robienie notatek. Chwilę posiedziałam przy stoliku, po czym wstałam i poszłam na poszukiwania Estelle.

Znalazłam ją koło klasy, nie zwracała uwagi na otoczenie, tylko patrzyła w telefon.

- Czy Tallulah dostała kiedyś od Carly coś z rubinami? - zapytałam bez jakiegokolwiek wstępu. Estelle zagryzła wargę.

- Prawdopodobnie. - brunetka wzruszyła ramionami.

- Mogła dać coś takiego Clive lub komukolwiek innemu, kogo chciała mieć po swojej stronie? - spytałam, patrząc na reakcję Estelle. Dziewczyna zmarszczyła brwi.

- Hughes ma ci dać prezent. Jak da ci rubiny, to kaplica. - Estelle podzielała mój niepokój. - Oby jej przeszło werbowanie ciebie, bo to się robi chore.

- To jest chore od samego początku.

- Możesz mieć rację.

𝙰𝚖 𝙸 𝚜𝚞𝚛𝚎?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz