{9}

691 35 0
                                    

Carly napisała do mnie, czy pójdę z nią, Suzanne i jakimiś dwoma innymi dziewczynami, które nosiły imiona Jane oraz Tamara (były ze mną w klasie, ale jakoś nie wiedziałam, o kogo chodzi) na zakupy. Oczywiście chciały kupić coś na bal. Myślałam nad odpowiedzią półgodziny i rozważyłam wszystkie możliwości. Na wdechu odpisałam jej, że "z chęcią się z nimi wybiorę".

W sobotę, tydzień przed balem znalazłam się w galerii handlowej. Stanęłam przy Starbucksie, ponieważ tam umówiłam się z dziewczynami. Przyszły dziesięć minut spóźnione, ale nie zamierzałam im tego wytykać. Carly promieniała jak zawsze, Suzanne chichotała za każdym razem, jak Carly powiedziała coś zabawnego (lub nie), Jane nosiła mnóstwo biżuterii i miała ciemnorude włosy, natomiast Tamara wydawała się poważna i ubrała ciemną, wyprasowaną dokładnie spódnicę.

W ciągu godziny okrążyłyśmy centrum chyba dwa razy. Jak dotąd żadna nie wybrała sukni, jedynie jakieś pojedyncze dodatki lub kosmetyki. Ja wrzuciłam do koszyka tylko błyszczyk i maskarę, przypomniawszy sobie, że obydwie te rzeczy zgubiła mi Abigail. Wróciłyśmy do sklepu z sukniami i tam każda po kolei mierzyła różne kreacje. Tiul, koronki, brokat, cekiny i inne tego typu materiały były wszędzie.

- Co myślicie? - Carly wyłoniła się zza zasłony w pięknej sukni w kolorze głębokiego błękitu. Przypatrzyłam się jej ciału, zmierzyłam każdy centymetr oczami. Musiałam przyznać, Carly miała rewelacyjną figurę.

- O mój Boże, wyglądasz przepięknie! - Suzanne gestykulowała gorączkowo.

- Świetnie wyglądasz. Ta kiecka idealnie podkreśla to, co trzeba. - zaśmiała się Jane. W duchu zgodziłam się z jej opinią. Tamara tylko pokiwała głową z uznaniem.

- A ty, Bri? - Carly zmieniła pozę, jakby specjalnie dla mnie. Ostatni raz zeskanowałam ją wzrokiem.

- Majestatycznie. Wyglądasz, jak królowa balu. - zapanowała cisza, przez co przeraziłam się, że powiedziałam coś nie tak. To już bardziej komentarz Jane był mniej odpowiedni od mojego. A może wyraziłam się zbyt wyniośle? Nie zapanowałam nad drżeniem głosu?

- Tak, też tak myślę. - Carly zaśmiała się, na co dziewczyny jej zawtórowały. - Przymierzę jeszcze jedną, a potem zajmiemy się Sabriną. - szatynka zasłoniła przebieralnię. Odetchnęłam z ulgą, ale tylko na moment, ponieważ dotarło do mnie, co przed chwilą powiedziała. Wybór ubrań nie był dla mnie jakimś wielkim problemem, aczkolwiek sukienki stricte na bal nie przymierzałam nigdy.

Kiedy Carly opuściła przymierzalnię i kupiła swoją suknię, przyszła kolej na mnie. Założyłam chyba ze sto kreacji, ale zawsze miałam jakieś "ale". A to za ciasna w pasie, a to za bardzo przy podłodze, za krótka, za luźna. Cały czas coś. Gdy dziewczynom skończyła się cierpliwość, oznajmiły, że idą napić się kawy, a ja mam do nich dołączyć, dopiero kiedy kupię sukienkę. Przynajmniej zrzuciłam z siebie ciężar patrzących na mnie oczu.

Przechadzałam się między wieszakami, dotykałam miłą satynę i zastanawiałam się, czego ja właściwie chcę. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, starając się wyobrazić sobie mnie na balu. Tyle że nic takiego się w mojej głowie nie pojawiło. Moja irytacja powoli rosła, gdy usłyszałam, jak ktoś mocno szarpie za wieszaki. Potem czyjeś szybkie kroki, a następnie głucha cisza. Otworzyłam oczy. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam się zaledwie metr, kiedy zobaczyłam śliczną, złotą kreację z kwiatkami pokrywającymi dekolt. Nie mogłam sobie przypomnieć, czy już wcześniej ją widziałam w tamtym miejscu, ale wtedy to nie było istotne. Porwałam ją z wieszaka, przymierzyłam i to zdecydowanie było to. Znalazłam moją suknię.

Zapłaciłam, wyszłam ze sklepu i znalazłam kawiarnię, w której siedziały dziewczyny. Rozmawiały na jakiś temat, często przerywając dyskusję śmiechem. Na początku nie słyszałam, o czym mówią. Później tylko żałowałam, że usłyszałam.

- Kompletnie tego nie czaję. Jakby, jak tak można? Koleś z kolesiem? Ble. - dziewczyny zaśmiały się. - I nie wiem, co gorsze. Dwie laski czy dwaj faceci. - dla mnie najgorsze było to, że te słowa wypowiedziała Carly. Wtedy do mnie dotarła cała niechęć Talluli i Estelle do niej.

- Wyobrażacie sobie taki ślub? - zaśmiały się szyderczo na słowa Suzanne. Krew zaczęła się we mnie gotować.

- A ty co myślisz Bri? - niewinny ton Carly kompletnie nie pasował do sytuacji. Zacisnęłam zęby, szukając odpowiedniej odpowiedzi.

- Cześć Carpenter. - koło mnie stanęła Tallulah. Nie miałam zielonego pojęcia, skąd się tam wzięła, w skórzanej kurtce, krótkim czarnym topie i dziurawych jeansach, ale chyba nie pojawiła się tam przypadkowo. - Hughes. Jej świto. - Tamara zmrużyła oczy, Suzanne z niesmakiem wymalowanym na twarzy wywróciła oczami, Jane nie zareagowała, a Carly zamaszyście wstała.

- Phillips. Co tu robisz? Myślałam, że takie bezpańskie kundle jak ty nie zapuszczają się w te rejony. - dziewczyna podeszła do nas i zmierzyła Tallulę wzrokiem. Brunetka uśmiechnęła się półgębkiem i włożyła dłonie do kieszeni.

- W takim razie co tu robi Clive? - Suzanne wstała, głośno odsuwając przy tym krzesło. Tallulah krótko na nią spojrzała, po czym zerknęła arogancko na Carly. Szatynka zmrużyła oczy.

- Myślałam, że ostatnim razem wyraziłam się odpowiednio jasno. - Hughes zrobiła krok w stronę Talluli, która nie odsunęła się od niej, wręcz przeciwnie, przysunęła się. Patrząc na to z boku, wyobraziłam sobie walkę zażartych wrogów.

- Więc uciekaj. Podkul ogon i do mamusi. - Tallulah nie była wystraszona. Raczej to ona budziła postrach. Carly tylko wydawało się, że jest górą.

- Uważaj na słowa. Chyba że ręka też cię świerzbi. - Hughes zniżyła ton głosu.

- Kogo świerzbi, tego świerzbi. Widzę te pięści, Carly. - szatynka faktycznie zaciskała dłonie w pięści. Rozluźniła je z miną, jakby usłyszała swoje imię wypadające z ust brunetki po raz pierwszy od długiego czasu. Może tak właśnie było. Hughes spojrzała na mnie, zmierzyła od góry do dołu i po prostu odwróciła się, zabrała torbę i szybkim krokiem oddaliła się w sobie znanym kierunku. Suzanne, Tamara i Jane poszły za nią.

- Co ci mówiłam? - Tallulah znalazła się blisko mnie, złapała moje ramię. Wpatrzyłam się w jej kocie oczy. - Miałaś mi napisać, gdzie będziecie.

- Ściskasz mnie trochę za mocno. - wypaliłam od razu. Dziewczyna zreflektowała się; puściwszy mnie, odsunęła się. - Przepraszam, zapomniałam o tym. - brunetka odetchnęła ciężko.

- Następnym razem pomyśl dwa razy. Chodź, odprowadzę cię na przystanek.

𝙰𝚖 𝙸 𝚜𝚞𝚛𝚎?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz