{30}

520 32 1
                                    

Idąc do szkoły, przystanęłam kilka metrów od niej i zaczęłam wpatrywać się w dziwną scenę przed budynkiem. Na chodniku stały dwa radiowozy. Dwóch policjantów odprowadzało skutego młodego mężczyznę. Po dłuższych oględzinach rozpoznałam w nim Craiga. Phillips podniósł głowę i spojrzał na mnie. Oczy błysnęły mu niebezpiecznie i uśmiechnął się strasznie, na co się wzdrygnęłam i odwróciłam głowę. Omijając wzrokiem Craiga, obejrzałam otoczenie. Kolejny mundurowy wychodził ze szkoły, jeszcze jeden rozmawiał z Tallulą, która właśnie wycierała usta z krwi. Szybko do niej podeszłam, kiedy policjant zniknął.

- Co tu się stało? - szatynka była kompletnie spokojna, jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie drżała z wściekłości, co uznałam za dobry znak.

- Dogadałam się z glinami. Okazało się, że ten sukinsyn handlował prochami po szkole. Dałam im cynk i zgłosiłam się, aby pomóc go złapać. Pozwolili mi, bo powiedziałam coś w stylu, że "jako jego siostra uda mi się go powstrzymać". Przyłapałam go w drodze tutaj. Od razu się domyślił, o co chodzi. Zaczął się wyrywać, to mu przywaliłam, on mi, jak widać, a teraz go zapuszkują. Nareszcie spokój. - powiedziała. Obejrzałam jej zapuchniętą wargę. - Policjant kazał mi pójść do pielęgniarki, wiesz, żeby to zbadała. Pieprzenie, nie ma tu nic do badania, nie przyłożył mi tak mocno. - Tallulah wzruszyła ramionami.

- Boli cię? - zapytałam z politowaniem, zakładając ręce na piersi. Zawahała się na moment.

- Szczypie. - przyznała. Uśmiechnęłam się delikatnie. - Pójdziemy razem? - zaproponowała, poprawiając plecak na ramieniu. Zgodziłam się.

Pielęgniarka zapytała Tallulę o chyba każdą możliwą część ciała. Czy głowa jej nie boli, brzuch, czy rusza wszystkimi palcami, a może ma złamany nos, nadgarstek, a może ma krwotok wewnętrzny, źle się czuje i trzeba ją odwieźć do szpitala. Szatynka na spokojnie starała się jej wytłumaczyć, że Craig przyłożył jej zaledwie raz, ponieważ za pierwszym nie trafił i czuje się doskonale i jedynie odrobinę boli ją warga. Kobieta dokładnie obmyła jej usta, dała lód i leki przeciwbólowe. Wyszłyśmy z gabinetu i odetchnęłyśmy z ulgą, by za chwilę zaśmiać się.

- Ona ma chyba za mało do roboty. - stwierdziłam.

- Dobrze, że po wszystkim nie zaczęła nam opowiadać o swoim życiu. "Mój kotek Pimpuś zmarł rok temu, więc na jego miejsce sprawiłam sobie dwa kolejne kotki". - zapiszczała nienaturalnie; ryknęłyśmy śmiechem. Przysunęłam się do niej i cmoknęłam ją delikatnie, uważając na małe rozcięcie.

- Chyba po raz pierwszy od dawna bardzo nie mam ochoty na lekcje. - stwierdziłam, zamyśliwszy się.

- Dotrwamy do egzaminów, potem można robić, co nam się żywnie będzie podobać. - Tallulah przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała. Syknęła przy tym cicho. - Skoczę po wodę.

- Poczekam przy szafce. - ucałowała mój policzek i zniknęła między uczniami. Stanęłam przy swojej szafce, otworzyłam ją i poprzerzucałam w niej kilka rzeczy. Zanim jednak ją zamknęłam, gwałtownie musiałam się odsunąć, inaczej moją głowę przytrzasnęłyby drzwiczki popychane przez Suzanne. Złapała mnie mocno za ramię i docisnęła mnie do szafki. Nie mogłam się zbytnio ruszać, choć starałam się wyszarpać. Spojrzałam jej w oczy, złość we mnie rosła.

- Czego ty chcesz Clive? Może oceny ci spadły, bo ktoś przestał robić za ciebie całą robotę? - mocniej zacisnęła pazury na mojej skórze. Spięłam mięśnie, żeby powstrzymać się od pisku z bólu.

- Jesteś małą, obrzydliwą...

- Suzanne. - z nieba spadł mi Dominic, który chwycił dziewczynę i mocno ją ode mnie odsunął. Nie spodziewałam się go tutaj. Nasza relacja nie zmieniła się bardzo od pamiętnego wypadu podczas wigilii klasowej. Nie rozmawialiśmy także za wiele, czego trochę żałowałam.

- Puść mnie, Dominic. - szatynka wyrwała rękę z jego uścisku. Chłopak stanął po mojej stronie i uważnym wzrokiem zlustrował Suzanne. - Niby czemu ty ją bronisz, co? To mała, zdzirowata lesba. - zacisnęłam dłonie w pięści.

- Nie waż się tak do niej mówić, Clive. Do niej, ani do nikogo innego. A teraz spadaj stąd, póki nie skończyła mi się cierpliwość. - Dominic założył ręce na piersi i patrzył na nią wyczekująco. Suzanne prychnęła, lekceważąco wzruszyła ramionami i szybkim krokiem się oddaliła.

- Wszystko gra? - zapytał blondyn. Przytuliłam go.

- Teraz już tak. - odsunęłam się i posłałam mu uśmiech; odpowiedział tym samym. - Dziękuję. I przepraszam, że niespecjalnie mamy kontakt. Jeśli chcesz, moglibyśmy wyskoczyć gdzieś po egzaminach, nie wiem, do kina może... - zaskoczyłam go taką nagłą propozycją. - Moglibyśmy pojeździć na twoim motorze... - dodałam niewinnym tonem. Dominic uśmiechnął się szeroko.

- Jasne. Ja też przepraszam, mogłem napisać, albo coś... Słaby ze mnie kumpel. - podrapał się po karku.

- E tam. Lepszego nie miałam. - trąciłam go w ramię. Wyszczerzył się. - Dogadamy się co do szczegółów później, zgoda?

- Zgoda. Do zobaczenia w klasie. - puścił mi oko i odszedł.

Zrozumiałam, dlaczego sobie poszedł. Koło mnie stanęła Tallulah. Streściłam jej, co się wydarzyło. Ta przeklęła Clive i pocałowała mnie lekko. Z uznaniem pokiwała głową, gdy wspomniałam o Dominicu.

Później zadzwonił dzwonek i dzień potoczył się jak zwykle, bez dziwnych wydarzeń.

𝙰𝚖 𝙸 𝚜𝚞𝚛𝚎?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz