Rozdział 5

651 33 0
                                    

Nim się obejrzałem, listopad się skończył. Na dworze zrobiła się prawdziwa pizgawica i jakby tego było mało, zaczęło lać. Idąc na zajęcia pierwszego grudnia miałem ochotę się zwyczajnie zastrzelić. Tyle dobrze, że wreszcie dałem Pascalowi kasę za czynsz – zaległy listopad i z góry za grudzień. Czułem się o niebo lepiej, nawet jeśli Pascal kompletnie nie robił mi problemów z tą kasą i mówił, że nigdzie się nie pali i mogę mu zapłacić, kiedy będę miał z czego. Jego podejście trochę mnie irytowało – jak zwykle zresztą – bo tego typu zachowanie utrudniało mi nielubienie go. Ale whatever.

Na pierwszych zajęciach był hiszpański, gdzie już miałem zaklepane miejsce z Weroniką. Uwielbiałem ją – była sarkastyczna i przy tym zabawna. Robiła sobie jaja ze wszystkiego i wszystkich. Jej komentarze już nie raz doprowadziły do tego, że ze śmiechu leciały mi łzy.

– Jaka historia na dziś? – spytałem, siadając obok niej w sali.

Oderwała głowę od swoje czytnika e–booków i spojrzała na mnie trochę nieprzytomnie.

– He?

– Jaką masz dla mnie historię na dziś?

Zamrugała, zastanawiając się przez chwilę. Albo po prostu próbując zmusić swoje szare komórki do pracy, kto wie.

– Eee... już chyba wyczerpałeś to źródełko, wiesz?

Spojrzałem na nią z miną zbitego psa. Miałem nadzieję, że trochę mnie rozweseli po tym, jak zwlokłem się z łóżka o nieludzkiej porze, bo o ósmej zaczynał się hiszpański. Do tej pory Weronika opowiedziała mi masę fantastycznych historii o dziewczynie, która przyjechała na Erasmusa. Laska musiała być jakąś mega blondynką, skoro była w stanie aż tak utrudnić sobie życie w ciągu dwóch miesięcy pobytu w Niemczech. No bo kto w dwa miesiące dał radę DWA razy zatrzasnąć przez przypadek klucz w pokoju i nie móc wejść do środka? Kto przegapił osobną rejestrację do Sprachenzentrum i musiał iść na hiszpański od podstaw, bo nie przeszedł testu poziomującego? Kto podał błędny adres, przez co miał problem z odebraniem paczki od rodziców z rzeczami, które nie wlazły do walizki? Kto zapomniał, że włączenie transmisji danych zagranicą wiążę się z o wiele wyższymi stawkami, przez co dostał rachunek za telefon opiewający na ponad sto euro? Kto zgubił portfel w drodze powrotnej ze sklepu i kłócił się o niego z rozbawionym bezdomnym w trzech językach jednocześnie, z których biedny bezdomny nie rozumiał ani jednego? Weronika miała tych historii znacznie więcej. Jej sposób relacjonowania wydarzeń i tego, co faktycznie się kryło pod z pozoru niewinnie brzmiącymi przygodami było jedną z tych rzeczy, dla których warto było wstać na ósmą na hiszpański.

– Na pewno coś się jeszcze znajdzie.

Weronika westchnęła, podpierając brodę ręką.

– Musiałabym się zastanowić. Ostatnio się trochę ogarnęła i już powoli zaczyna jakoś kooperować w społeczeństwie, więc jest tego mniej. Ale jak Boga kocham, to jest ostatni raz, kiedy się w coś takiego angażuję.

Zaśmiałem się. Od samego początku postawa jej rodaczki mocno ją bulwersowała, co mnie osobiście niezmiernie bawiło.

Wyprostowałem się na krześle i obejrzałem. Miałem głupie wrażenie, że ktoś cały czas się na mnie gapi. Nie myliłem się.

Dwie ławki z tyłu siedziała za nami Lucy. Uniosłem brwi, rzucając jej wyzywające spojrzenie. Gdy zorientowała się, że na nią patrzę – chyba się zamyśliła – od razu odwróciła wzrok i zaczęła się bawić telefonem. Prychnąłem.

Nie widziałem jej ponad tydzień, bo ostatnio nie pojawiła się na hiszpańskim. Podejrzewałem, że może mieć to związek z tym całym zakładem i faktem, że sporo ludzi o tym plotkowało. Tak czy siak, do tej pory kompletnie mnie ignorowała, a teraz nagle pojawiła się w zasięgu wzroku i co chwilę czułem, że się na mnie gapi. Nie miałem pojęcia, czego ode mnie chce, ale zdecydowanie nie zamierzałem jej tego dać.

Granice 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz