Rozdział 13

564 28 3
                                    

– Shit.

Spojrzałem na Pascala, który grzebał namiętnie w plecaku, szukając czegoś.

– Nie wziąłeś tych kartek i pendrive'a, które leżały na biurku, prawda? – spytał.

– Te do twojej prezentacji?

– Taa.

– Nie, sorry. Myślałem, że je spakowałeś.

– Egh, ja też. Okej, fuck it, pójdę po to teraz. Widzimy się na następnych zajęciach, okej?

– Em, jasne. Okej.

Pascal pocałował mnie szybko w policzek, odwrócił się na pięcie i odszedł. Czułem, że coś jest totalnie nie tak. Pokręciłem głową i poszedłem na seminarium z profesorem Barkerem, który w tym semestrze zastępował swojego kolegę z urazem kręgosłupa.

Usiadłem przy stoliku obok Kazury, nowego kolegi, który grzebał namiętnie w swoim telefonie. Wyciągnąłem zeszyt i otworzyłem go idealnie na środku, gdzie zrobiłem sobie kalendarz. Zaznaczyłem kolejny krzyżyk przy seminarium, które Pascal właśnie zamierzał ominąć.

Coś było cholernie nie tak.

Od początku semestru minęło sześć tygodni. Tylko swojej nienawiści do Pascala mogłem dziękować, że od razu się pokapowałem, że coś jest nie tak.

Pascal nie należał do grupy ludzi, które z błahych powodów omijają zajęcia. Potrafił wstać na nie po maratonie seksu i wytrwać do końca, nawet jeśli przychodziło mu to z wielkim trudem. Wiedziałem o tym dobrze, bo za każdym razem, gdy Pascal wylewał się na zajęcia na naszym pierwszym roku, byłem mega szczęśliwy. I dla jasności – nie zdarzało się to zbyt często.

Pascal chodził na zajęcia. Mógł nie odrobić zadania domowego, nie przeczytać tekstu i przemilczeć całe półtorej godziny, ale był na zajęciach. Z jakiegoś powodu w tym semestrze się to nagle zmieniło. Przez pierwszy miesiąc nie rozumiałem, o co chodzi, więc zrobiłem sobie kalendarz i z pomocą Weroniki zacząłem w nim zaznaczać, kiedy Pascala nie było i na czym. Dopisałem też przyczyny jego nieobecności. Po sześciu tygodniach już wiedziałem.

Pascal omijał zajęcia profesora Barkera. Samo zwijanie się z wykładów i seminarium zupełnie bym olał, ale nie chodziło tylko o to. Od jakiegoś czasu koszmary Pascala się nasiliły. Co kilka dni budził się z krzykiem lub zlany potem. Był dziwnie nieswój i zamyślony. Zaczął palić. Próbowałem go podpytać, o co chodzi, ale mnie zbywał. Twierdził, że to przez to, iż Travis został ostatnio postrzelony na służbie i to go tak wytrąciło z równowagi. Przemogłem się nawet i zadzwoniłem do jego brata, żeby wyprostować fakty. Travis powiedział mi, że nie, nie został postrzelony, tylko draśnięty i że po dwóch tygodniach wraca do pracy w terenie. Nie chciało mi się wierzyć, że coś takiego mogłoby do tego stopnia wyprowadzić Pascala z równowagi. Nie na tyle, żeby zaczął palić, na litość boską.

No i fakt, że Pascal omijał głównie profesora Barkera, nie pomagał mi rozwiązać zagadki.

No więc... byłem w kropce. Wiedziałem, że ten matoł nie będzie chciał ze mną o tym rozmawiać. Stało się to dla mnie jasne już jakiś czas temu.

Spojrzałem na wymówki, jakie Pascal podał, żeby nie pójść na poszczególne z zajęć. Był tylko na dwóch, a zaczął się już siódmy tydzień zajęć!

Drugie zajęcia opuścił, bo wydawało mu się, że zostawił włączoną kuchenkę w mieszkaniu.

Trzecie zajęcia opuścił tak o, bo był zmęczony po całej nocy pełnej seksu. Te opuściłem razem z nim, bo też byłem, do cholery, zajechany w pizdu. Serio, gdybym go nie znał pomyślałbym, że nałykał się Viagry zanim zaczęliśmy się seksić.

Granice 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz