Rozdział 16

629 33 2
                                    

– Jesteś pewny? – spytał Pascal trochę zaniepokojony.

Wywróciłem oczami z irytacją. Wziąłem go jako wsparcie moralne a nie idiotę, który na każdym kroku będzie podawał w wątpliwości moją pewność siebie.

– Tak, jestem. A ty? Tak się cisnąłeś, że to jest dobry pomysł. Zwątpiłeś?

– Nie, oczywiście, że nie – odparł szybko. – Po wypadku zostałem bez przyjaciół, nadal praktycznie ich nie mam... Byłoby super, gdyby udało ci się nawiązać kontakt z kimś, kto tak wiele dla ciebie znaczył.

Spojrzałem na niego z zaciekawieniem.

– Dlaczego twierdzisz, że nie masz przyjaciół?

– Bo to prawda – powiedział spokojnie. – Widziałeś kiedyś, żebym z kimś gdzieś wychodził? Mam mnóstwo znajomych, z którymi mogę imprezować i robić różne inny zwariowane rzeczy, ale tacy bliscy przyjaciele... Nope.

– Przestali się z tobą kolegować po twoim wypadku?

Westchnął cicho.

– Można tak powiedzieć? Nie zrozum mnie źle, to nie była ich wina... Po prostu... byłem dwa lata w śpiączce. Wiele się w ich życiu wydarzyło, niektórzy nawet się pożenili i założyli rodziny, nawiązali nowe kontakty... Kiedy odwiedzali mnie po wypadku, czułem się jak intruz i jeszcze dołowali mnie. Miałem przez nich depresję. Słuchałem, jak zmieniło się ich życie, jak szczęśliwi są, przynajmniej niektórzy z nich, i zazdrościłem im tego czasu, który mnie odebrano. Fakt, że byłem kaleką i nie wiedziałem, czy to kiedykolwiek się zmieni, wcale mi nie pomógł. Odepchnąłem ich od siebie. Widzieli, że nie jestem zadowolony z ich zainteresowania, więc postanowili dać mi trochę przestrzeni. Nadal jestem z nimi w kontakcie, czasami się spotykamy lub piszemy do siebie, ale nigdy już nie będziemy tak bliskimi przyjaciółmi jak wcześniej. Dlatego cieszę się, że zdecydowałeś się chociaż przeprosić swojego przyjaciela. Zobaczysz, że będzie ci o wiele lżej. Mnie było, gdy stanąłem na nogi i ich przeprosiłem. Wiedziałem, że przyjaźń już nie wchodzi w grę, ale i tak dobrze było mieć świadomość, że nikt nie ma do ciebie pretensji, wiesz?

Mruknąłem coś tylko bez ładu i składu.

Całe to przedsięwzięcie stresowało mnie w chuj. Miałem cykora wielkości dziury ozonowej – jest całkiem duża, prawda? – ale nie zamierzałem się poddawać ani rezygnować. Chciałem wreszcie to zrobić. Byłem też ciekawy, co Robin będzie miał do powiedzenia i w ogóle.

Tak, jechałem do Monachium, żeby porozmawiać z Robinem. Zbierałem się do tego tylko... jakieś dwie godziny od momentu, kiedy postanowiłem go przeprosić i spróbować się pogodzić. Zadzwoniłem do Hanysa – ciągle miał ten sam numer – i poprosiłem go o numer do Robina. Wiedziałem, że go ma, jako jeden z niewielu był z nim w kontakcie od samego początku, kiedy Robin wyprowadził się z Sebastianem do Monachium. Ku mojemu zaskoczeniu, nawet zbytnio nie protestował i po krótkiej chwili miałem już numer w swoim telefonie. Chwilę później dzwoniłem już do mojego byłego najlepszego przyjaciela z sercem bijącym mi dosłownie w uszach. Oczywiście, jak to ostatnio bywało z moim szczęściem, odebrał Sebastian. Byłem szczęśliwy, jak bardzo zszokował go mój telefon, chociaż trochę wkurzony, że to akurat on musiał odebrać. Przy okazji dowiedziałem się też, że ciągle są razem. Robin zawsze szedł na całość w tym, co robił. Fakt, że nadal byli razem, nie powinien być taki zaskakujący, ale z jakiegoś powodu był. Myślałem, że Sebastian się rozłączy i zablokuje mój numer, ale z niechęcią zawołał Robina – „kochanie! Nie uwierzysz, kto do ciebie dzwoni" – i po chwili miałem już przy telefonie niepewnego Robina. Nie wdając się w żadne szczegóły powiedziałem, że chciałbym się spotkać i porozmawiać i czy ma czas i ochotę, by to zrobić. Szybko ogarnął, że to poważna sprawa, skoro mu powiedziałem, że jeśli się zgodzi, przyjadę specjalnie do niego do Monachium. Obawiałem się też, że każe mi się pierdolić – totalnie sobie na to zasłużyłem – ale on powiedział tylko, że najbliższy weekend ma wolny i może się wtedy ze mną spotkać. Dogadaliśmy miejsce i czas i było po wszystkim.

Granice 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz