Rozdział 15

696 34 1
                                        

Obudziłem się w szpitalu z Pascalem wciśniętym w róg łóżka zaraz obok mnie. Trzymał mnie za nieuszkodzoną rękę, skulony na samym brzegu, żebym miał wystarczająco dużo miejsca. Zawsze w filmach i książkach mijało trochę czasu po przebudzeniu, zanim do ludzi docierało, co im się przydarzyło. Ja wiedziałem od razu. Wiedziałem, że ktoś chciał skrzywdzić Pascala i mnie przy okazji i że mu się to nie udało. Wiedziałem, że pojawiła się policja i że dopiero, kiedy wziąłem Pascala w ramiona, moje ciało wreszcie się poddało i zemdlałem. Nie dziwiło mnie, że wylądowałem w szpitalu. Głowa pękała mi w szwach.

Obróciłem ją lekko, starając się nie robić tego gwałtownie i przyjrzałem się Pascalowi. Wyglądał normalnie. Chyba nic mu nie było. Odetchnąłem z ulgą.

Podejrzewałem, że już nastawili mi bark. Spróbowałem nim poruszyć. Bolało jak diabli. Pascal poruszył się i zamrugał. Miał wory pod oczami wielkości ciężarówek i był wyraźnie zmęczony. Nie miałem pojęcia, która godzina, ale policja prawdopodobnie nieźle go przemaglowała, zanim mógł przyjechać do szpitala.

– Obudziłeś się – wymamrotał śpiąco, trąc ręką zaspane oczy.

– Ty też – odparłem. Chrząknąłem, kiedy głos odmówił mi posłuszeństwa.

– Jak się czujesz? – spytał, siadając. Ziewnął szeroko.

– Połóż się z powrotem – poprosiłem.

– Za chwilę – odparł, schodząc z łóżka. Patrzyłem, jak bierze z szafki szklankę i nalewa do niej wody. Podszedł do mnie i pomógł mi się napić. Nawet nie wiedziałem, że byłem spragniony, ale jak już zorientowałem, sam wycedziłem całą szklankę prostując zażarcie, gdy chciał mi zabrać. – Jezu – rzucił tylko, patrząc na mnie szeroko rozwartymi oczami. – Naprawdę chciało ci się pić.

Odetchnąłem tylko, kładąc głowę na poduszce. Pascal nalał wody jeszcze dla siebie i napił się, po czym wrócił do łóżka. Wsunął się pod kołdrę i przysunął blisko mnie.

– Wszystko w porządku? – spytałem cicho.

– Teraz już tak – odparł po chwili. Przeczesał palcami moje włosy i pocałował mnie w policzek. – Jutro cię wypuszczą. Masz lekki wstrząs mózgu, ale wszystko powinno być w porządku. Porządnie mnie nastraszyłeś, wiesz?

– Ty mnie też – odparłem cicho. – Nie wiedziałem, czy ten psychopata ci coś zrobił. Czego on w ogóle chciał?

Pascal westchnął ciężko.

– Chcesz o tym rozmawiać teraz? Jest – zerknął na swój telefon – piąta rano.

– Chcę wiedzieć – powiedziałem stanowczo. I rzeczywiście tak było. To nie był przypadek, że Pascal unikał zajęć profesora Barkera, a ten nagle próbował nam zrobić krzywdę.

Brunet westchnął cicho i złapał mnie za rękę. Bawiąc się moimi palcami, powiedział:

– Pięć lat temu, kiedy przydarzył mi się ten wypadek... kierowca zbiegł z miejsca wypadku i mimo śledztwa, nie udało się go znaleźć i pociągnąć do odpowiedzialności. Gdy się obudziłem po dwóch latach śpiączki, nie powinienem nic pamiętać z wypadku. Dość konkretnie uderzyłem się w głowę. Ludzie zazwyczaj nie pamiętają, ale... ja pamiętałem. – Urwał na chwilę i wziął głębszy oddech. Zacisnąłem palce na jego dłoni, chcąc mu dodać otuchy. Chyba wiedziałem, w jakim kierunku zmierza ta historia. – Było ciepło. Noc przepiękna, drogi praktycznie puste, idealny czas na przejażdżkę. Zatrzymałem się na światłach. Mogłem przejechać na czerwonym, nie raz i nie dwa mi się zdarzyło, ale tym razem postanowiłem zastosować się do przepisów ruchu drogowego i poczekać. Samochód z mojej lewej strony zatrzymał się na światłach na krzyżówce, więc niedługo u mnie powinno zapalić się zielone. Z jakiegoś powodu minęły jakieś dwie minuty, zanim światło zmieniło się na zielone. Ruszyłem przed siebie. Ze zdumieniem zobaczyłem, że samochód z mojej lewej też ruszył... prosto za mną. Prosto na mnie. Potem wbił kierunkowskaz i zaczął mnie wyprzedzać. A potem skręcił gwałtownie na mnie, uderzając we mnie z pełną premedytacją. Pamiętam, że leżałem przy drodze, cały poharatany i przygnieciony do asfaltu motorem, krztusząc się własną krwią. Kierowca osobówki wysiadł i stanął tuż przy mnie. Spojrzałem na niego. Patrzył na mnie beznamiętnie przez krótką chwilę, po czym po prostu odjechał, zostawiając mnie na pewną śmierć. – Pascal przełknął ciężko ślinę. Zagryzłem dolną wargę. Poczułem wyrzuty sumienia, że wcześniej kpiłem sobie z niego i jego wypadku. Co prawda nie z tego, że cierpiał, ale miałem wyrzuty sumienia za samo poruszanie tego tematu. – W moich ustach było coraz więcej krwi. Nie czułem bólu, tylko strach. I krew. Jej metaliczny posmak w ustach i świadomość tego, że się nią duszę i że nikt mi nie pomoże. Że... – urwał. – To cud, że udało mi się przeżyć. Za każdym razem, kiedy śnią mi się koszmary... właśnie to mi się śni. Jak zjeżdżam z autostrady do tej nieszczęsnej krzyżówki, a potem ten samochód we mnie uderza. Wiem, że umieram. Mimo tego, że mnie nie boli, jestem niespokojny. I boję się. Gdybym mógł o tym zapomnieć, byłbym przeszczęśliwy.

Granice 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz