15. Wojna

501 36 6
                                    

Od ostatniej rozmowy Tony poświęcał Peterowi strasznie dużo uwagi. Rozumiał jak się czuje. Pomagał mu w lekcjach, rozmawiali o bzdetach i swoich przemyśleniach, jedli razem posiłki, a nawet gdy Tony tylko mógł odbierał go osobiście ze szkoły. Ciągle jednak miał wrażenie, że to za mało. Peter więcej razy nie otworzył się tak jak u Sama i prawdopodobnie udawał, że wszystko jest dobrze. Stark wiele razy proponował mu rozmowę z psychologiem ale chłopak kategorycznie odmawiał więc nie naciskał.

- Więc tworzymy broń, na kogoś, kogo nie wiemy jak i czym pokonać? - parsknął Peter. 

- Coś w tym stylu - odparł Tony dokręcając śrubkę w prototypie nowego uzbrojenia. - Thanos nie jest...Jest czymś...Kimś? Innym. - zastanowił się. - Wiemy, że chce zniszczyć świat chociaż prawdopodobnie jest teraz zbyt słaby. Musimy być jednak przygotowani na każdą sytuację. 

- Rozumiem - odparł nastolatek, a po chwili dodał: - Nie ma pan za dużo na głowie?

 Tony'ego zdziwiło to pytanie.

- Nie wydaję mi się. Dlaczego tak uważasz? - zapytał nie przerywając pracy.

- Zajmuje się pan firmą, siedzibą, jest pan Iron Man'em, tworzy pan broń na jakiegoś kosmitę i jeszcze musi zajmować się mną. To dosyć dużo.

 Wynalazca zamilkł. Chłopak miał rację. Miał dużo na głowie i czasami go to przerastało. Czasami czuł taki ciężar na barkach, że miał ochotę rzucić wszystko i gdzieś uciec, a przecież mógłby to zrobić. Gdyby chciał, a przecież nie chciał. Nie mógł bo czuł się odpowiedzialny. Gdy miewał takie myśli brał się szybko w garść i udawał, że jest w porządku. 

- No widzisz, a moim największym utrapieniem jest to, że zwracasz się do mnie na pan  - zaśmiał się. - Okej, nie wiem jak ty ale ja zgłodniałem, jedziemy gdzieś? - zapytał wycierając dłonie w mały ręcznik. 

 Chłopak przytaknął i gdy tylko Tony przebrał się z ubrudzonych rzeczy w czarny garnitur ruszyli do miasta. Tym razem miliarder sam usiadł za kierownicą co cieszyło Petera bo siedząc z przodu obok mężczyzny czuł się jak ktoś na równi z nim, jak z najlepszym przyjacielem. Z resztą miał wrażenie, że może tak być. Stark  mówił mu praktycznie o wszystkim i on też się starał chociaż wspominać czasami o czymś sam z siebie nie chcąc wyjść na gburowatego nastolatka. Doceniał więź jaką buduje z Tony'm chociaż czasami, a właściwie nieustannie czuł się przy nim blado, niepotrzebnie. Codziennie zadawał sobie pytanie co właściwie robi na przednim miejscu Audi R8 Tony'ego Starka?

 W końcu dostali się na miejsce. Była to jakiś zwykły fast food jaki Tony uwielbiał. To było w jego  stylu. Raz wykwintna restauracja, a raz prosty hamburger. No może nie raz bo w końcu Burger King potrafił uzależnić.

Tradycyjnie również kilka osób otoczyło ich prosząc o zdjęcie. Potrwało to chwilę aż w końcu mogli wejść do środka. 

- Uważaj! - Tony przewrócił chłopaka na ziemię chroniąc tym samym przed pociskiem lecącym w jego kierunku. Wszystko dzięki Jarvisowi w okularach geniusza.

 Pocisk ku uldze Starka minął nastolatka ale trafił za to w jego podbrzusze. Intensywny ból przeszył jego ciało ale był twardy. Wepchnął chłopaka do środka budynku gdy zbroja pokryła jego skórę. Namierzył celującego mężczyznę. Stał na dachu jednego z budynków kilkanaście metrów dalej. Snajper. Szybko poderwał się z ziemi w kierunku mężczyzny. W kilka sekund znalazł się obok niego i omijając jego strzały uderzył laserem w jego nogę uniemożliwiając mu ruch. 

 Ciągle celując stanął na dachu  i podszedł bliżej mężczyzny.

- Kim jesteś? - warknął. - Celowałeś w Petera? 

- Oczywiście, że tak. - odparł. - Zawsze bronimy swoich. Ktoś jeszcze po niego przyjdzie. - powiedział i sam szybkim ruchem wyjął gdzieś zza siebie mały pistolet i wycelował sobie w głowę.

- Co do...

  Niedługo potem przylecieli agenci Tarczy i Tony wrócił do nastolatka.  Uprzednio opatrzyli mu ranę postrzałową. Na szczęście nie stało się nic poważnego ale kule będzie trzeba wyciągnąć.  To samo chciał powiedzieć nastolatkowi i nie dawać znaku, że strasznie go boli jednak gdy ten rzucił mu się na szyje stęknął z bólu. 

- Wszystko dobrze panie Stark? - spojrzał na jego bladą twarz.

- Tak, usiądźmy - rzucił. - Poproszę wodę - powiedział do kelnerki spokojnie, mimo, że oczy wszystkich zwrócone były ku nim i panowała kompletna cisza. 

- Nic ci nie jest Peter? - zapytał przyglądając mu się.

- Mi nic ale pan... - wskazał na przeciekający bandaż na brzuchu mężczyzny.

- To nic. Nie martw się. - próbował go uspokoić ale widział, że powieki nastolatka zaczynają się trząść. 

  Wcale nie dziwiło to Starka. Chłopak był emocjonalną bombą po tym co ostatnio przeżył, a ta sytuacja na pewno była cholernie stresująca. 

- To na pewno przeze mnie... - głos Petera był przerażony.

- Nic nie jest przez ciebie - Tony nachylił się przez stół i przytulił do siebie chłopaka.

  Peter widząc ranę na brzuchu mężczyzny przeraził się, że może mu się coś stać, że go straci. Uświadomił sobie jak ważny stał się dla niego Tony. Jak zastępuje mu ojca, jak  stał się jego jedyną rodziną...Cholernie się wystraszył, że go  straci. Przytulił się mocno do mężczyzny jak jakiś  mały chłopczyk jednak wtedy kompletnie go to nie interesowało.

***

- To jeden z tych gości od kosmicznej broni - rzuciła Natasha wchodząc do laboratorium Starka. - Tworzą jakiś gang czy coś. Najprawdopodobniej chcą zemścić się na Peterze.

  Tony zmarszczył czoło i przesunął wzrok za okno, na świat pogrążony w ciemności. Był wykończony. Psychicznie i fizycznie.

- Za co mścić niby na Peterze? - zacisnął mimowolnie pięści.

- Za to, że odkrył ich kryjówkę i to co robią. Przez niego Tarcza zamknęła kilkunastu ich ludzi. To wystarczający powód.

- Dlaczego w takim razie nie mszczą się na nas wszystkich? 

- Bo on to rozpoczął.

- A oni rozpoczęli wojnę. 

Together AloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz