9. To nic takiego

655 58 17
                                    

Dzisiejszego ranka Tony odwiózł Petera do szkoły. Widać było, że sprawia mu pewną ulgę fakt, że chłopak w końcu wróci do pawie normalnego życia ale z drugiej strony znosił to bardzo ciężko. Ostatnie tygodnie spędzali praktycznie bez chwili rozłąki. Peter już do końca zaufał Starkowi ale nadal nie przemógł się aby zwracać się do niego po imieniu. Tony nie robił z tego jakiejś wielkiej sprawy mimo, że kilka razy upewniał go że może mówić mu na ty. Wracając, Tony od godziny ósmej nie umiał znaleźć sobie miejsca. W warsztacie miał kilka zaczętych projektów ale były to też pomysły Petera więc nie chciał grzebać przy nich bez niego. W firmie zawsze mu się nudziło, a kiedy coś się działo to Happy lub asystentka dzwonili do niego. Nick też na razie nie zgłaszał żadnych misji.

- Co ty robisz Tony? - Natasha spojrzała na mężczyznę  kiedy ten obracał się w jadalni na fotelu obrotowym od ściany do ściany.

- Kompletnie nic - wzruszył ramionami patrząc jak rudowłosa uzupełnia kubek kawy - A ty?

- Mam grupkę nowych agentów, których Nick kazał mi przeszkolić i mam już dosyć - pokręciła głową - Z kolei ty chyba bardzo się nudzisz.

- Nie masz pojęcia jak

- Idź do Steve'a może mu pomożesz. Główkuje nad jakąś sprawą w sali spotkan z tego co widziałam.

- A wiesz, że to świetny pomysł?

Brunet wyszczerzył się do kobiety i pomknął windą na piętro wyżej do kapitana. Natasha miała rację, kiedy wszedł do sali Steve siedział pochylony nad stosem kartek i mapek z pozaznaczanymi na czerwono punktami i kreskami. Nawet nie zwrócił uwagi na bruneta.

-  Pomóc ci w czymś? - Tony usiadł obok Steve'a.

- Nie dzięki - burknął nadal wpatrzony w jedną z kartek.

- Mogę przerzucić to na ekran i rozwinąć siatkę będziesz lepiej widział to wszystko i Jarvis wyszuka ci...

- Dzięki Tony ale wiesz, że wolę tradycyjne sposoby -  spojrzał na niego spode łba.

- Mogę ci pomóc to ogarnąć i wszystko. Może szybciej wykminisz to co tam teraz sobie robisz.

- Tony naprawdę nie - powiedział twardo Kapitan - Dam radę sam - spojrzał surowo na Tony'ego.

- Jasne - odchrząknął geniusz - To już sobie pójdę.

Jak powiedział tak zrobił i chwilę później szedł z rękoma w kieszeni przez korytarze siedziby. Czuł się teraz cholernie niepotrzebny. Jakby wyłączono go z grupy co przecież jest absurdem ale emocje zawsze biorą górę. Jednak wynalazca tak jak zawsze próbował stłumić emocję i kiedy tylko ktoś koło niego przechodził przybierał na twarz szeroki uśmiech. Wrócił do swojego pokoju, na swoim piętrze. Usiadł przy biurku gdzie leżały jakieś niepotrzebne bzdety. Tony zawsze miał ich pełno ale nigdy do niczego się nie przywiązywał.

Przysunął do biurka kosz i zaczął wrzucać do niego przestarzałe dokumenty, kartki z luźnymi myślami, niepotrzebne kable i inne. Te same czynności powtórzył z szufladą. Zgniatał papiery i wrzucał do kosza aż natknął się na coś co chwyciło go za serce. Drżącą ręką sięgnął po fotografie leżącą na spodzie szuflady. Znajdował się na niej on razem z May. Zrobili to zdjęcie kiedyś na jakimś spacerze. May była na nim szeroko uśmiechnięta, włosy luźno leżały na jej barkach a promienie słońca oświetlały jej twarz.

Tony zsunął się z czarnego fotela i oparł o łóżko nieprzerwanie wpatrując się w fotografie. Wspomnienia wypełniły go całego i teraz ten chłopak, który przed chwilą śmiał się na korytarzu teraz siedzi w pokoju na podłodzę i ociera łzy. W tamtym momencie cholernie wstydził się obrazu jaki przedstawia.  Nie uświadomił sobie, a raczej nie chciał uświadomić tego, że zawsze najbardziej bał się samotności, a teraz czuł się cholernie opuszczony. Patrząc na zdjęcie wszystko co miał obecnie zdawało się być bezsensowne. Słyszał jak ktoś puka do jego drzwi. Pociągnął nosem starając się być tak cicho żeby ten ktoś pomyślał, że go tu nie ma. Okazało się to o wiele trudniejsze niż myślał. Chyba jeszcze nigdy się tak nie czuł samotny, bezradny, niechciany. To nieprawda, że czas leczy rany. Gdyby tak było czułby się lepiej po stracie May a tymczasem Tony czuł się tylko coraz gorzej.

- Co się dzie...? - Steve wszedł w końcu do pokoju mężczyzny słysząc, że coś jest nie tak. Z początku chciał go przeprosić za swoje zachowanie w sali ale widząc zapłakanego przyjaciela na podłodze zabrakło mu słów. Rzadko, ba, wcale nie widywał go w takim stanie.

  Tony ukrył twarz w kolana panując nad głosem na tyle żeby rzucić "wyjdź" co oczywiście nie przekonało Steve'a bo dosiadł się obok Tony'ego i zabrał zdjęcie z jego ręki. Zacisnął szczękę ze współczucia jakie przepełniło go widząc przyjaciela. Normalnie by się na to nie zdobył ale tym razem przytulił do siebie playboya, który nie przeciwstawił się ale nawet położył głowę na ramieniu blondyna.

-  Wszystko się ułoży Tony -  mruknął Kapitan.

Normalnie ta dwójka ciągle nawzajem się ze sobą droczyła. Zwłaszcza Stark uwielbiał to robić. Rogers z kolei traktował go od zawsze jak młodszego brata. W końcu przyjaźnił się z jego ojcem, a Tony był tylko jego trochę bardziej nieodpowiedzialną i młodszą wersją. Obydwoje się po prostu kochali ale duma nie pozwalała im tego okazywać. Chyba, że jeden z nich cierpiał.

- Nie chcę się tak czuć - brunet po kilku minutach zabrał głowę z ramienia Steve'a i przetarł kilka razy mokrą twarz - Robię z siebie ofiarę.

- Wcale nie - westchnął blondyn - Nie musisz zawsze być twardy. Tym bardziej nie musisz nic nikomu udowadniać. Nie ważne co myśli reszta. Wszystkie problemy są do przejścia, a ja nie znam odważniejszego człowieka niż ty.

- Jasne - brunet prychnął - Podlizujesz się - zaśmiał się ale w głębi duszy czuł jak cholernie słaby jest i powtarzał to sobie w głowie.

- Nieśmiałbym dzieciaczku - pokręcił głową.

- Dobra idź już. Muszę się doprowadzić do porządku.

Obydwoje wstali. Brunet starał sie unikać wzroku gościa, a kiedy ten wyszedł skierował się do łazienki. Czuł się żałośnie widząc czerwone oczy i zmęczona od łez twarz. Boże, czuł się tak bardzo źle, że Steve to wszystko widział. Kilka razy ochlapał buzię zimną wodą. Dochodziła piętnasta. Musiał jechać po Petera więc z głową spuszczoną w dół przemierzał korytarze aż do wyjścia.

Kiedy znalazł się pod szkołą nastolatka upewnił się w lusterku,  że nikt nie pozna po nim, że ryczał jak dziecko. Czekając na chłopaka starał się zachowywać tak jakby nie widział tych wszystkich spojrzeń zaachwycających się jego osobą. Nie miał na to zupełnie ochoty. Założył swoje ulubione okulary ze sztuczną inteligencją jeszcze bardziej ignorując natrętne dzieciaki.

Tymczasem Peter zbiegał ze schodów wyjściowych. Cały dzień czuł jak ludzie o nim szepczą. Czuł ich bezpośredni wzrok na sobie. Zawsze nim pomiatano w szkole ale dzisiejszy dzień doprowadzał go do skraju załamania. Ani trochę mu tego nie brakowało. Szedł w kierunku luksusowego samochodu Starka, a wszyscy uczniowie przed szkołą jakby zamilkli lub szeptalj obserwując każdy jego krok do auta. Kiedy w końcu w nim usiadł odetchnął z ulgą.

- Ciężki dzień? - zapytał go Tony ale w odpowiedzi dostał tyko jakiś pomruk. Mężczyzna ruszając z parkingu przyglądał się chłopakowi. - Wszystko okej?

-  Tak panie Stark - pokiwał głową ale w tej sekundzie nie umknęła Tony'emu rana na jego policzku.

Zwolnił i obrócił dłonią jeho twarz. Nastolatek spuścił wzrok. Miał rozcięty policzek i sine oko z prawej strony dlatego Tony nie zauważył od razu.

- Kto ci to zrobił? - zapytał go zaciskając szczękę.

- To nic takiego Panie Stark.

Tony tylko głęboko westchnął znowu naciskając gaz.
 

Together AloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz