Rozdział 22

1.1K 64 11
                                    

Następny dzień nie był łatwy.

Ophelia już od samego poranka czuła się jak wrak człowieka. Wczorajsza rozmowa z Syriuszem i to co przed nim przyznała, było... Choć oczywiście teoretycznie miało ulżeć na jej duszy, to zadziałało kompletnie odwrotnie.

Po nieprzespanej nocy i nietkniętym śniadaniu, w samotności ruszyła pod salę od Zielarstwa, skrycie marząc by ten dzień dobiegł już końca. Docierając na miejsce smętnie rozejrzała się po zebranych na korytarzu uczniów i z wielką ulgą przyjęła, że brakuje wśród nich Huncwotów. Szczerze nie miała ochoty dziś wysłuchiwać docinek przyjaciół - którzy z oczywistym wyjątkiem Syriusza, zdawali się nie zauważać złego humoru Gryfonki.

Zdesperowana podeszła do okna spoglądając na pokryte puchatą warstwą śniegu szkolne Błonia. To właśnie tej nocy, w końcu spadł tak długo wyczekiwany biały puch, który dokładnie obserwowała podczas, gdy jej powieki nie chciały nawet na chwilę zamknąć się, by umożliwić choć krótką drzemkę.

Helia od zawsze uwielbiała zimę, to był ten czas, który mile wspominała. Co roku wraz z James'em, Syriuszem, Remusem, Dorcas, Marleną i nawet Peter'em wybiegali na zewnątrz lepiąc ogromnego bałwana i urządzając zawziętą bitwę na śnieżki. Szczerze kochała ten czas.

Teraz jednak zdawało się być inaczej. Teraz kochała coś, a raczej kogoś i cały świat powoli obracał się do góry nogami.

-Wyglądasz tak okropnie, że sam Merlin by się ciebie zlękł-usłyszała za sobą delikatny dziewczęcy głos.

-Odpyskowałabym-mruknęła pod nosem niebieskooka-Ale mi się nie chce-dodała już nieco głośniej i odwróciła się twarzą do stojącej za nią Dorcas.

Brunetka spojrzała na Helię oceniającym wzrokiem, dokładnie przyglądając się jej od stóp do głów. Wiedziała, że coś jest nie tak. Jednak posiadała też tą świadomość, że panna Gold za nic w świecie nie wyjawi jej powodu swojego smutku, mimo iż przyjaźniły się i były gotowe wskoczyć za sobą w ogień.

-Nawet nie pytam, bo wiem, że oprócz jakiegoś durnego pomruku, nic więcej z siebie nie wydobędziesz-powiedziała kładąc jej dłoń na ramieniu-Ale gdybyś jednak chciała pogadać, wiedz że jestem i zawsze wysłucham-zapewniła uśmiechając się pocieszająco.

-Pamiętam, dziękuję Dor-odparła zmuszając się do minimalistycznego uśmiechu-To nic takiego-starała się ją przekonać.

-Mam taką nadzieję-machnęła ręką-Dopóki nie wplączesz się w jakieś bagno, nie będę się mieszać.

,,Za późno" pomyślała, jakimś cudem powstrzymując się od tego ironicznego komentarza.

-Zresztą, jestem pewna, że ta mina zbitego kundla szybko ci przejdzie-zażartowała Meadowes i wskazała na widok za oknem-Widzisz to?! Wiesz co to oznacza, prawda?-spytała podekscytowana, na co blondynka niechętnie przytaknęła.

-Nie wiem, czy dziś wyjdę z wami na zewnątrz. Po lekcjach będzie jeszcze zimniej, a ja nie czuję się zbyt dobrze-odparła nerwowo przygryzając dolną wargę.

-Że co?!-krzyknęła oburzona , zwracając na nie uwagę połowy stojącego nieopodal towarzystwa-Jeśli wydaje ci się, że wymigasz się od corocznej ceremonii lepienia bałwana to się grubo mylisz-zastrzegła grożąc przyjaciółce palcem.

-Och proszę cię Dorcas-westchnęła-Zresztą kto w ogóle nazwał lepienie gostka ze śniegu, przez siedmiu bałwanów ceremonią?-zapytała chcąc odwrócić uwagę ciemnookiej.

-Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo Wiedźmo-od razu przejrzała jej plan-Pójdziesz, czy ci się to podoba czy nie. I szczerze mam to gdzieś, że będziesz miała później katarek. Uwierz mi, że będzie z tobą gorzej jak zaczniesz izolować się od przyjaciół. Myślisz, że jestem ślepa i nie widziałam jak uciekałaś przed nami na śniadaniu?

Wykapany Gryfon • James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz