Rozdział 10

1.7K 100 5
                                    

-Rusz się Black!

-Wyżej z tym kaflem White!

-Fabian celuj tą pałką w tłuczek, a nie w tego drugiego rudzielca!

Te i inne komentarze oraz krzyki kapitana drużyny Quiddith'a dało się słyszeć już od dobrej godziny. James znęcał się niemiłosierne nad swoimi zawodnikami i nie zapowiadało się na to by miał przestać. Najbardziej jednak wyładowywał swoją złość na Syriuszu, który musiał dosłownie stawać na rzęsach żeby sprostać wygórowanym oczekiwaniom swojego kapitana.

-Błagam, ratuj...-mruknął błagalnie przelatując obok siedzącego na trybunach Remus'a.

Blondyn pokiwał głową i podniósł się z ławki kierując się schodami w dół na arenę. Przeskoczył przez niski płotek i podszedł do stojącego na środku okularnika. Właśnie beształ jedną ze ścigających, kiedy zielonooki pojawił się po jego prawej stronie i cicho chrząkając poklepał go po ramieniu.

-Czego?!-zapytał ostro odwracając się w bok. 

Widząc przyjaciela jego wzrok złagodniał, a on sam przybrał na twarz jeden ze swoich szerokich uśmiechów.

-Co tam Remi?-udał, jak gdyby sytuacja sprzed chwili wcale się nie wydarzyła.

-Musisz się tak na nich dzisiaj wydzierać?-spytał bez owijania w bawełnę i spojrzał na niego karcącym wzrokiem.

-Och błagam cię Luniu, nie widzisz jak oni latają? Przecież to kompletne ślamazary. Jak tak dalej pójdzie to na pewno przegramy kolejny mecz-mruknął pod nosem i znów odwrócił się do latających, przy okazji rzucając w stronę Black'a kolejną uszczypliwą uwagę-Wyżej łajzo, jesteś tak ślepy, że nie potrafisz trafić w te pieprzone obręcze!

-James naprawdę przesadzasz-wtrącił nerwowo poprawiając torbę na ramieniu-Odpuść już Łapie. Przecież sam wiesz, że dobrze lata i radzi sobie świetnie-dodał, na co Potter tylko prychnął pod nosem i dalej robił swoje.

Chcąc skrócić katusze tych biedaków spojrzał na swój zegarek, z radością przyjmując fakt, że trening właśnie powinien dobiec końca.

-Dobra kończ to, powinniśmy się już zbierać na kolacje-mruknął i spojrzał w górę-No i zaraz będzie padać, zobacz-wskazał na ciemne chmury nad nimi.

-Będą latać tak długo aż nie zrobią swojej roboty tak jak trzeba-odparł nie odrywając wzroku od grających-I uprzedzając twoje kolejne pytanie. Tak, mam całkowicie gdzieś, że zmokną i będą mieć katarki-dodał przewracając teatralnie oczami.

-Co się z tobą dzieje Rogaczu?-spojrzał na niego z wyrzutem-Ostatnio jesteś strasznie nieznośny i wściekły jak osa-wtrącił, na co brunet tylko wzruszył ramionami, najwyraźniej nie mając ochoty odpowiadać-Skończysz czy ja mam to zrobić?-zadał kolejne pytanie i wskazał na ledwo co trzymających się miotły Gryfonów.

Okularnik spojrzał na niego kątem oka i nie wiedzieć czemu roześmiał się kpiąco.

-Ty?-zaśmiał się znów-Daj spokój Luniek, nie jesteś kapitanem.

-Ale mogę być-uśmiechnął się cwanie i nim zdążył zaprotestować, złapał za wiszący na jego szyi gwizdek i użył go sprowadzając tym samym wszystkich zawodników na ziemię-Dobra kochani byliście świetni, na dzisiaj koniec. Widzimy się za dwa dni-zwrócił się do nich, na co zareagowali cichymi okrzykami radości, jednak widząc srogi wzrok kapitana momentalnie ucichli pędem ruszając do szatni.

-Co to miało być?!-krzyknął, gdy wszyscy oprócz Łapy zniknęli z zasięgu jego wzroku.

-Skończyłem trening-odparł jak gdyby nigdy nic i poklepał Syriusza po plecach w geście wsparcia-Dobrze ci poszło bracie-pochwalił go, na co szarooki lekko się uśmiechnął.

Wykapany Gryfon • James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz