Rozdział 36

431 37 3
                                    

Ten dzień okazał się być iście słoneczny i pogodny, mimo iż wszędzie wokół wszystko wciąż pokryte było gruba warstwą śniegu. Nawet zajęcia trwały o wiele krócej niż zwykle, jak to bywało w każdy ostatni piątek miesiąca. Dlatego też nie dziwne było, że już o godzinie trzynastej korytarze szkolne roiły się od roześmianych i pełnych energii uczniów.

-Ta teoria nijak ma się do praktyki Gideonie-od samego progu wejścia do Pokoju Wspólnego Gryffindoru dało się słyszeć uniesiony głos Heli-Ta kobieta na prawdę nie nadaje się by uczyć wróżbiarstwa. W życiu nie słyszałam większych głupot-skarżyła się na jedną z profesorek, która już po raz trzeci w tym miesiącu przepowiedziała jej, że skończy jako stara, bezdzietna panna i nigdy nie znajdzie wybranka swojego serca.

Idący za nią rudzielec tylko cicho podśmiewał się pod nosem. Ona tak uroczo się złościła.

-Dziwię się Dumbledore'owi, że jeszcze ją tu trzyma-westchnęła ciężko i spojrzała na kartkę, z którą miała udać się na szlaban do opiekunki swojego domu.

Może i niepotrzebnie wdawała się w dyskusje z obłąkaną nauczycielką, ale przecież nie mogła tak po prostu pozwolić jej na szarganie swojego honoru.

-Hel... Hel... Hel...-wymruczał Prewett i gdy tylko zatrzymała się w miejscu stanął przed nią wyrywając z jej rąk kawałek pergaminu-Na prawdę przejmujesz się tym głupim babsztylem?-spytał z rozbawieniem unosząc w górę jedną z brwi.

Na ten ruch blondynka tylko parschnęła śmiechem. Wyglądał tak przezabawnie.

Widząc, że udało mu się ją rozbawić wyszczerzył się jeszcze bardziej. Ophelia była tak zachwycająco piękna, zwłaszcza gdy na jej twarzy widniał rozmiękczający serce uśmiech. Dokładnie przyjrzał się każdemu zakamarkowi jej twarzy, była wprost idealna.

-Czemu się tak patrzysz?-spytała, gdy wciąż nie spuszczał z niej wzroku-Mam coś na nosie?-złapała się za wystający czubek nosa i bacznie zbadała go dłoni dłońmi.

Znów roześmiał się i kręcąc głową sam chwycił jej twarz obie ręce.

-Ale ze mnie szczęściarz-czule pogładził jej poliki.

-A to niby czemu?-zapytała choć przecież i tak dobrze znała odpowiedź.

Gideon wydawał się być w niej tak prawdziwie zakochany, zupełnie bez opamiętania poświęcał jej każdą chwilę i każde spojrzenie.

Nie będąc mu dłużna zarzuciła ręce na jego szyję czując przyjemne ciepło skóry na jego karku. Od czasu pamiętnego związku z Syriuszem nie czuła takiej bliskości i dopiero teraz przypomniała sobie jak bardzo jej tego brakowało. I choć w głębi serca pragnęła by na jego miejscu stał ktoś zupełnie inny, to zaakceptowała ten stan rzeczy i nawet się z niego cieszyła.

-Jeszcze się pytasz? Idę na randkę z najpiękniejszą dziewczyną w szkole-oświadczył tak jak gdyby była to najzwyklejsza oczywistość.

Perlisty śmiech opuścił jej usta a rumiane poliki zaczerwieniły się jeszcze bardziej. Komplementy Gideona zawstydzały ją, jednak nie tak bardzo jak te, które zawsze mówi jej James. Przy nim rumieniła się bardziej, częściej czuła energiczne uderzenia serca a język zaciskał się w węzeł nie pozwalając by wydusiła siebie nawet jedno, krótkie słowo a wszystko to przez wpływ namiętnego spojrzenia czekoladowych tęczówek.

Teraz znów czuła się inaczej, jednak wciąż pamiętała, że James Potter był dla niej bardziej niż nieosiągalny. "Coś" uporczywie odciągało ich od siebie i najwyraźniej oboje nie powinni byli z tym czymś walczyć.

-Spotkamy się dziś?-głos rudzielca wyrwał ją z zadumy, na którą tak właściwie nie powinna sobie wcale pozwalać-Na przykład po kolacji. Może wybierzemy się na jakiś spacer?-zaproponował, jednak Helia była zmuszona mu odmówić.

Wykapany Gryfon • James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz