᯽ Prolog ᯽

5.3K 133 160
                                    

Mrok otaczał ulice Mind City. Gdyby nie światła latarni i samochodów miasto byłoby całkowicie pogrążone w mroku. Piątkowe wieczory zawsze wyglądały tak samo. Niektórzy wracali z pracy, tworząc niesamowity korek w centrum miasta. Inni zaś rozpoczęli weekend z przytupem tworząc kolejkę do pobliskiego klubu. To wszystko było standardem piątkowego wieczoru i niczym innym się nie różniło. W dzień taki jak dzisiejszy, Mind City było zwykłym miastem, niczym nie różniącym się od innych.

Wszyscy czuli się bezpiecznie, pochłonięci weekendem, zabawą, odpoczynkiem. Ale czy powinni się tak czuć? W gruncie rzeczy na każdym kroku czyha na nas śmierć. Mordercy, wypadki lub inne równie nieprzewidywalne zdarzenia. W Mind City jest coś jeszcze, co mogłoby zagrażać życiu. A przynajmniej tak uważano. Przeważnie na sama myśl o tym wywoływała w ludziach strach. Znajdą się oczywiście tacy co w to nie wierzą, uważają to za bzdurę, nakręcaną przez media i ludzi.

Jednak w każdej legendzie jest ziarenko prawdy, czyż nie?

Wziąłem łyk bursztynowego płynu, który trzymałem w szklance. Mój wzrok przykuło własne odbicie. Szare tęczówki wydawały się błyszczeć w półmroku pomieszczenia. Kosmyki włosów opadły na skronie. Przeczesałem je dłonią i ostatni raz rzuciłem wzrokiem na miasto które pokazało swoje drugie oblicze. Bardziej mroczne, w dzień Mind City należało do tych bardziej spokojnych miejsc. Odsunąłem się od okien, a raczej ściany pokrytej w całości przez nie. Podszedłem do czarnego biurka. Gdyby nie mała lampka, która na nim stała, i światła ulicy gabinet opanowałby mrok. Odetchnąłem i usiadłem na skórzanym fotelu, wcześniej odkładając szklankę na blat. Na biurku panował względny porządek, a pomieszczenie było zachowane w ciemnych kolorach. Uwielbiałem to miejsce, cisza i spokój jaki tutaj panował był odprężający. To drugie miejsce w jakim spędzam większość dnia. Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem oczy aby na chwilę odetchnąć i rozkoszować się ciszą.

Niestety wszystko co dobre szybko się kończy.

Ciszę zakłócił odgłos pukania.

- Przepraszam, że przeszkadzam - podniosłem wzrok i natknąłem się na niską blondynke ubraną w czarną obcisłą spódnice i białą koszulę. Okulary trochę jej się zsunęły, szybko je poprawiła. Trzymała w dłoniach czarną teczkę. - Pan Mcguire chce Pana widzieć w swoim gabinecie - łagodny głos wypełnił pomieszczenie.

Uśmiechnęła się delikatnie i po moim skinięciu wyszła z gabinetu zamykając czarne drzwi. Westchnąłem spoglądając na telefon, żadnego powiadomienia. Tak ciężko zadzwonić? Niechętnie wstałem z fotela i przeszedłem w stronę wyjścia. Otworzyłem czarne drzwi i wyszedłem na oświetlony korytarz. Skierowałem się w stronę schodów. Korytarz wypełniała cisza, którą zakłócał odgłos moich kroków. Wszedłem po schodach i przeszedłem przez kolejny korytarz. Zatrzymałem się i nie tracąc czasu na zbędne pukanie wszedłem do gabinetu. Zamknąłem za sobą drzwi. Spojrzałem na niego, stał odwrócony do mnie plecami ubrany jak zwykle w czarny garnitur. Usiadłem na kanapie przed jego czarnym biurkiem. Odwrócił się do mnie i usiadł na fotelu.

Harrison Mcguire jeden z najbardziej wpływowych ludzi tego miasta, a jednocześnie, niestety, mój ojciec. Czarne starannie ułożone włosy pokryte kilkoma siwymi pasmami, przystrzyżony zarost i szare oczy. Twarz dobrze znana każdemu mieszkańcowi Mind City. Wspiera różne fundacje i zawiera współprace z równie cenionymi ludźmi. Media i gazety aż huczą i śledzą każdy jego krok.

Jak i całej naszej jakże wspaniałej rodziny.

- Chciałeś mnie widzieć - burknąłem, tym samym przerywając ciszę.

DARK CROW [18+] PRZED KOREKTĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz