Rozdział 14

1.1K 62 92
                                    


Witajcie kochani

- Chyba muszę zapisać w kalendarzu, że mój syn raczył pojawić się w domu.

Przewróciłem oczami, ignorując komentarze ojca i przeszedłem w głąb korytarza.

Fakt. Od czasu mojego powrotu z studiów, można zliczyć na palcach ile razy odwiedziłem swój rodzinny dom.

Przyszedłem tu tylko po rzeczy mamy, tak jak mnie prosiła. Był ranek, nie spodziewałem się, że będzie w domu. Szczerze, miałem nadzieję, że go tutaj nie zobaczę. Kilka aut, które stały na podjeździe od razu rozwiały wszelkie moje myśli. Nie wszystkie samochody należały do niego. Kto raczył odwiedzić go o ósmej rano?

- Mógłbyś chociaż udawać, że choć trochę ci przykro, że wasze prawie trzydziestoletnie małżeństwo właśnie się rozpadło. I to z twojej winy. - burknąłem idąc w kierunku schodów, które prowadziły na piętro gdzie znajdowały się pokoje.

Szczerze nie oczekiwałem od niego zbyt wiele. Wolałem trzymać swoje nerwy na wodzy, zanim zrobię coś pochopnie.

- Dam jej ochłonąć, później z nią porozmawiam jak się trochę uspokoi. - powiedział to z taką lekkością, jakby była to najprostsza i najmniej istotna rzecz.

- Jasne, nie spiesz się. - przewróciłem oczami nie zatrzymując się. - Wyjeżdża za kilka dni. - dodałem od niechcenia, wchodząc na pierwszy stopień schodów.

- Niespieszenie się mamy we krwi. - usłyszałem, za swoimi plecami jego warknięcie. - Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o nowych wiadomościach na temat śmierci Claire?

Zatrzymałem się w połowie drogi. Odwróciłem się i spojrzałem na swojego ojca. Wzrok jego szarych tęczówek był wlepiony we mnie. Skrzyżował ręce na piersi, wyczekując mojej odpowiedzi.

- Od początku przecież to wszystko cię nie obchodziło. Wybacz, ale jak to mówiłeś? Masz ważniejsze sprawy na głowie. - prychnąłem.

- Dlaczego miałoby mnie obchodzić, coś co zrobiła sobie sama? Zresztą pewnie z jakiejś głupoty. - prychnął, a ja zamrugałem parę razy, myśląc że się przesłyszałem.

Harrison Mcguire w czystej postaci.

- Teraz myślę inaczej. Była taką uroczą dziewczynką, zanim postanowiłeś wciągnąć ją w swoje towarzystwo. Może wszystko potoczyło by się inaczej, gdybyś dał jej spokój?

- Obwiniasz mnie za jej śmierć?! - znalazłem się tuż przed nim. - Jesteś niedorzeczny! Jak możesz...

- Sumienie cię zżera? - przerwał mi, przenosząc wzrok na kogoś za moimi plecami.

- Znaleźliśmy.

Przysięgam, że gdyby nie osoba za mną moja pięść właśnie zdobiłaby jego twarz. Złość we mnie bazowała. Nic się nie zmienił, nic. Od zawsze mnie nienawidził. Claire wręcz przeciwnie, dopiero gdy poszła do liceum do którego ja chodziłem. Jego nastawienie do niej się zmieniło. Claire poznała nowych znajomych, zaczęła częściej wychodzić z domu. Ojciec wpadł w furię kiedy, ze mną poszła na jedną imprezę i wróciła pijana. Zresztą ja wcale nie byłem w lepszym stanie. Uważał, że wciągnąłem ją do złego towarzystwa. Nadal tak uważa, mimo że moja siostra tak właściwie z moimi znajomymi rzadko się widywała. A na imprezy chodziła raz na jakiś czas. Chroniłem ją przed wszelkim złem. Wiem, że chciała tylko przez chwilę poczuć się wolna i się zabawić, rozerwać.

Odwróciłem się i spojrzałem na młodego chłopaka ubranego całego na czarno. Jego dłonie zdobiły niebieskie lateksowe rękawiczki. W jednej z nich trzymał pióro. Czarne pióro. Zmarszyłem brwi. Jestem w stu procentach pewien, że nie należało ono do mnie. Oprócz tego jednego razu nigdy więcej w tym domu nie rozprostowałem skrzydeł. Chłopak zszedł po schodach i znalazł się obok nas.

DARK CROW [18+] PRZED KOREKTĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz