Fred siedział na ganku nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zbliżało się już południe i było zbyt gorąco żeby wystawiać się na pełne słońce. Pozostawało siedzieć w cieniu albo w domu. Chłopak mógłby pójść do George'a i chociaż z nim porozmawiać, ale jego bliźniak dostał szlaban od matki za wczorajszy żart, który z Fredem wymyślił. Oboje byli winni, ale tym razem oberwał tylko George. Dlatego właśnie rudzielcowi bardzo się nudziło. George był osobą, z którą naprawdę bardzo lubił spędzać czas, miał wrażenie, że rozumieją się bez słów. Ale cóż się dziwić, skoro przebywają razem od chwili narodzin?
Niespodziewanie w drzwi coś uderzyło. Fred przestraszony hukiem przechylił się do tyłu i upadł na podłogę, przewracając ławeczkę, na której siedział. Podnosząc się, przeklął pod nosem i zaczął otrzepywać swoje spodnie z ziemi.
— Dlaczego to właśnie mi się to przytrafia? — mruknął, patrząc na połamaną ławkę. — Jeśli mama zobaczy, że ją zniszczyłem to mogę już pakować walizki.
Chłopak odwrócił się i przypomniał sobie o hałasie, który tak bardzo go przestraszył. Dopiero w tym momencie zauważył ogromną, ciemno brązową sowę, która trzepocze mocno skrzydłami, powodując lekki wiatr. Sowa zatrzasnęła się o barierkę, znajdującą się na werandzie i teraz nie mogła się wydostać.
— Nie myśl, że ci teraz pomogę — warknął do sowy Fred. — Przez ciebie zniszczyłem ławkę i dodatkowo nabiłem sobie wielkiego siniaka z tyłu głowy, pokazać ci?
Ptak nic nie odpowiedział, zamiast tego zaczął jeszcze bardziej się miotać i wznosić w górę kurz. Fred widząc nieszczęsne zwierzę zaklinowane w barierze postanowił jednak je uwolnić. Podszedł i spróbował wyjąć jego nogę, która zaklinowała się w szczelinie. Po minucie ptak był już wolny, ale prawdopodobnie mocno się zranił, bo zamiast polecieć, usiadł na ziemi z podkuloną jedną nogą.
— Co się tak na mnie gapisz? Pomogłem ci, a ty nawet nie podziękujesz, bezduszne stworzenie z ciebie — syknął rudzielec.
Chciał już odejść, ale sumienie nie dało mu spokoju. Fred przecież całkiem lubił zwierzęta i chociaż ta sowa porządnie go zdenerwowała, nie umiał jej zostawić.
— Dobra, słuchaj — powiedział w końcu kierując się do ptaka. — Zaniosę cię domu, ale jeden twój głupi wybryk i wylatujesz przez okno, rozumiemy się? — sowa jakby odpowiadając na jego słowa kiwnęła głową.
Fred chwycił ją ostrożnie i sadzając na swoim ramieniu zaniósł do kuchni.
— Musi mi się naprawdę nudzić w życiu, by gadać z sową.
Posadził zwierzę na kuchennym blacie i nie wiedząc co z nim zrobić oparł się o stół. Po chwili zastanowień zaczął szukać w szafkach jakiegokolwiek bandaża czy plastra. Minęło kilka minut, gdy znalazł opatrunek, który starannie owinął wokół nogi ptaka i mimo, że nie zna się kompletnie na opiece nad sowami to z tym zadaniem poradził sobie całkiem nieźle. Przy okazji sowa uszczypnęła go kilka razy w palec, ale postanowił wybaczyć jej to, bo napewno boli ją zraniona kończyna.
Po skończeniu bandażowania wziął ptaka i nie wiedząc gdzie może go umieścić, włożył go do przeszklonej szafy, którą zostawił lekko uchyloną, tak, żeby zwierzę miało jak oddychać.
Ponownie wyszedł na zewnątrz i zauważył na wycieraczce list. Kolejny. Znowu.
List był w bardzo dobrym stanie, przeciwnie do listów poprzednich. Przyleciała z nim zapewne ta sowa.
Wziął kopertę z wiadomością i wszedł do mieszkania. Rozdarł papier i wyjął jego zawartość, a następnie zaczął czytać.
Cześć!
Znów nie otrzymałam od ciebie odpowiedzi, co się z tobą dzieje? Napewno wszystko w porządku? Jeśli nie będziesz odpisywać będę zmuszona napisać do ojca, a dobrze wiesz, że tego nie chcę. Piszę, bo chciałam ci powiedzieć, że możesz do mnie w końcu przyjechać. Mniej więcej pod koniec lipca odwiedź mnie, ale wcześniej uprzedź ojca, dobra?
Do zobaczenia!PS. Nakarm proszę Winky'ego, musiał zgłodnieć podczas lotu.
— Winky? — Fred podszedł do sowy, która na dźwięk swojego imienia odwróciła głowę w stronę chłopaka. — Kto ci dał takie imię? Śmiesznie brzmi.
Fred spojrzał ponownie na list, w którym nie było właściwie nic ciekawego oprócz tego samego rysunku słonecznika, który widział ostatnio. Sama treść nie była bardzo interesująca , a przynajmniej mniej interesująca od pozostałych.
— Co mam z tobą zrobić, Winky? Nie zostaniesz u mnie, napewno.
Sowa nie mogła zostać u Fred'a w domu, a jak narazie polecieć też nie mogła ze względu na uraz nogi i zadrapanie na skrzydle.
Po krótkich przemyśleniach, chłopak, postanowił, że przechowa sowę w szopie na narzędzia, do której raczej nikt już nie wchodzi. Kiedy tylko stan jej nogi się polepszy wypuści ją. Nie zamierza jednak wypuścić jej bez niczego, gdyż chce wreszcie odpisać nieznajomej osobie. Powiadomi ją tylko, że listy, które wysyła trafiają pod zły adres. I tyle.
Fred chwycił Winky'ego i zaniósł do starej szopy. Było w niej na tyle przyjemnie, że sowa napewno sobie poradzi. Będzie jej przynosił resztki jedzenia z obiadu, bo nie wie co jedzą ptaki.
— Mam ochotę opowiedzieć o tym wszystkim George'owi, ale znając go, wpakuje nos w nie swoje sprawy i nie będzie to miało dobrych skutków.
Był to pierwszy raz, gdy Fred zdecydował się utrzymać coś w tajemnicy.
— Do zobaczenia, Winky. — powiedział i skierował się do wyjścia. — A i łaskawie wstrzymaj swoje potrzeby do rana, bo ja nie zamierzam po tobie sprzątać. — dodał i wyszedł.
Kiedy tylko wszedł do domu od razu chwycił kartkę i pióro i zaczął pisać list, który odeśle do nieznajomego albo nieznajomej.
Tylko jakie to będzie miało skutki?
CZYTASZ
The Sunflower Field || Fred Weasley ||
FanfictionNie powinno się zwlekać z powiedzeniem tego, jakim się jest na prawdę, nie bać się braku akceptacji czy odrzucenia oraz nie kłamać na temat swojej daty ważności. A wszystko zaczęło się od jednego listu... Listu, który już na zawsze zmienił sposób p...