Sierpniowe promyki słońca oświetlały złote piegi Freda. Raziły go po oczach i opalały jasną, przybrudzoną skórę, ale to w niczym mu nie przeszkadzało. Siedział na trawie ze skrzyżowanymi nogami i od czasu do czasu zamaczał stopy w sadzawce, która znajdowała się obok niego.
Na jego kolanach leżała sterta kartek, złączonych ze sobą wstążką. W dłoni trzymał ołówek i szkicował na kartce to, co widział.
— Errol, co o tym sądzisz? — zapytał siedzącego na jego ramieniu ptaka, pokazując mu narysowany obrazek. — Ładnie?
Errol przekrzywił głowę raz w jedną, raz w drugą stronę i podrapał się nóżką po głowie. Ostatnimi czasy stał się najlepszym przyjacielem Freda. Siedział często na jego ramieniu i obserwował wszystko dookoła. Z innymi domownikami nie miał tak przyjaznych relacji, ponieważ wszyscy traktowali go jak zwykły środek do dostarczania poczty. Fred do jakiegoś czasu też nie widział w nim nic innego jak transport. Ale zmieniło się to, gdy otrzymał pierwszy list.
— Mógłbym i ciebie narysować, ale szpetny jesteś — dodał, wracając do szkicowania. — Bez urazy, stary.
Sowa dziobnęła go w płatek ucha i podleciała na najbliższą gałąź.
— No przecież żartowałem! Nie jesteś brzydki...ale samicy to ty raczej nie znajdziesz.
Po kilku kolejnych minutach spędzonych nad kartką w zaciszu ogródka, Fred, uznał swoją pracę za skończoną.
— Errol! Chodź tutaj, mam bojowe zadanie — mruknął i podszedł do ptaka, który na jego widok odwrócił się tyłem. — Nie bądź taki. Dam ci podwójną kolację, jeśli dostarczysz ten list — Errol nadal nie raczył nawet spojrzeć na chłopaka. — Dobra, potrójna kolacja i przegłosowane.
Ptak odwrócił się, chwycił w dziób kartkę od Freda i był gotowy do lotu.
— Leć do niej.
Errol zatrzepotał skrzydłami i wzbił się w powietrze z rysunkiem dla dziewczyny.
***
George i Fred siedzieli w swojej sypialni; George leżał na łóżku, a Fred na podłodze, wbijając wzrok w sufit.
— A jak będziemy wracać od Lee to możemy...Fred? Słuchasz mnie w ogóle? — George podparł się na łokciach i skierował wzrok na brata.
— Ja? A tak, tak. — odparł Fred i oderwał wzrok od sufitu.
— Wydaje mi się, że właśnie nie. O czym myślisz?
— Niczym szczególnym. Tak jakoś...się zamyśliłem.
— O czym się zamyśliłeś? — George nie dawał za wygraną, obserwując bliźniaka podejrzliwym wzrokiem.
Fred podniósł się z podłogi, usiadł i oparł się o ścianę. Milczał przez chwilę, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.
— George...Czy ty się kiedyś zakochałeś? — spytał, przerywając tym samym ciszę, która panowała w ich pokoju.
George szerzej otworzył oczy, a później otworzył usta, ale nic nie odpowiedział. Wpatrywał się chwilę we Freda, po czym zaczął niepewnym głosem:
— Myślę, że nie. Na pewno nie. A...czemu o to pytasz?
— Chciałem wiedzieć. Tak po prostu — odpowiedział Fred, wzruszając ramionami. — A ta dziewczyna, ta blondynka, o której mi kiedyś wspominałeś? Nie podobała ci się?
— Jaka blondynka?
— Ta, na którą gapiłeś się przez cały ostatni rok. Masz dziury w pamięci? W tak młodym wieku?
— Oh, pamiętam już. Była całkiem w porządku, nawet ładna. I wydawała się sympatyczna. Ale nie podobała mi się, to mogło być tylko chwilowe zauroczenie i nic więcej.
— Rozumiem. — Mruknął cicho Fred i odwrócił wzrok.
— A ty...? Zakochałeś się kiedyś?
Serce zaczęło szybciej bić w klatce rudzielca. Poczuł jak jego policzki zaczynają parzyć i robią się czerwone. Pomyślał o niej. O wszystkich rozmowach, które z nią przeprowadził. O każdym uśmiechu, który wywołała na jego twarzy. I o każdym uczuciu pustki, które odczuwał, gdy otrzymywał od niej listy.
— Nie...chyba nie — odparł i przełknął głośno gulę, zalegającą w jego gardle. — To chyba jeszcze za młody wiek.
— Niekoniecznie. Większość chłopców w naszym wieku ma w głowie tylko dziewczyny. I odwrotnie.
Fred zamilkł. Wiedział, że jego brat mówi prawdę. W szkole duża część dziewczyn ubiegała o jego uwagę, a on za każdym razem odpowiadał im tylko miłym uśmiechem.
***
Fred: Dostałaś rysunek?
Ona: Dostałam. Wisi już na mojej ścianie, tam, gdzie reszta twoich szkiców.
Fred uśmiechnął się pod nosem. Chciałby kiedyś zobaczyć tę ścianę, tę z jego pracami. Z resztą nie tylko ścianę, chciałby kiedyś po prostu spotkać się z nią, usłyszeć barwę jej głosu, która jego zdaniem musi być delikatna i przyjemna dla uszu.
Fred: Niedługo koniec wakacji. Cieszysz się na powrót do szkoły?
W tym momencie, chłopak, zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia do jakiej szkoły chodzi. Niewykluczone, że to Hogwart.
Przywołał w swej pamięci wszystkie uczennice, które widział w Hogwarcie. Żadna z nich nie pasowała mu do nieznajomej. Zawsze wyobrażał ją sobie jako dziewczynę o miodowych oczach, gęstych, ciemnych włosach, które opadają na ramiona i zgrabnej sylwetce. Przypisywał jej też dołeczki w policzkach i proste, białe zęby.
Ona: Tak właściwie...to ja nie wracam do szkoły.
Fred: Jak to? Nie będziesz kontynuować nauki?
Ona: Zakończyłam ją już po drugim roku.
Fred: Nie chodzisz to szkoły w ogóle? Rany, masz wakacje cały rok. Czy jest coś lepszego w życiu niż całoroczne wakacje?
Ona: Uczę się sama. W domu.
Fred: Dlaczego?
Ona: Nie wiem czy jest sens ci to tłumaczyć. To nic takiego, serio.
Fred: Wytłumacz. Chcę wiedzieć jak to jest nie użerać się z nauczycielami na zajęciach tylko uczyć się ja własną rękę.
Ona: Kiedy indziej ci powiem. Dobranoc, śpij dobrze.
Fred oderwał się od kartki. Dlaczego nigdy nie chce mu zdradzić szczegółów ze swojego życia? Zna jej rozmiar buta, a nie wie jak się nazywa. On mówi jej wszystko o wszystkim. Dlaczego teraz role nie mogą się odwrócić? Momentami chciałby wygarnąć jej to, co o niej myśli. Ale przecież ją lubił. Nie ma co się denerwować. Chyba.
Czasami podejrzewał, że może coś ukrywać. Ale co takiego tajemniczego jest w życiu piętnastolatki?
Niech wreszcie się otworzy. Niech powie prawdę.
CZYTASZ
The Sunflower Field || Fred Weasley ||
FanfictionNie powinno się zwlekać z powiedzeniem tego, jakim się jest na prawdę, nie bać się braku akceptacji czy odrzucenia oraz nie kłamać na temat swojej daty ważności. A wszystko zaczęło się od jednego listu... Listu, który już na zawsze zmienił sposób p...