c h a p t e r e l e v e n

379 27 3
                                    

Fred wrócił do domu nieco później niż przypuszczał, bo chodzenie po ogrodzie, gdy jest już ciemno okazało się trudne. Dodatkowo chłopak wdepnął w kałużę, której nie zauważył i nie zdziwię się jeśli będzie przeziębiony. Wchodząc do domu nie tylko był mokry po kolana, ale też pogryziony przez komary i inne owady, których nikt nie lubi.

— Prezentem dla niej jest samo moje poświęcenie i łażenie po podwórku o północy. — mruknął Fred, po czym uderzył się małym palcem u stopy o komodę stojącą w przedpokoju. Klnąc i skacząc na jednej nodze udał się do swojego pokoju. Nareszcie.

                                       ***

Rano, gdy nasz rudy kolega zabierał się do tworzenia podarunku dla dziewczyny, zdał sobie sprawę, że ma maleńki problem: nie da rady ususzyć kwiatków w tydzień. To zajmie conajmniej czternaście albo nawet dwadzieścia dni. Cóż...następnym razem trzeba myśleć o tego typu rzeczach wcześniej.

Fred wyłożył wszystkie zebrane rośliny na niewielki stolik, na strychu. Nie pozostawało mu nic innego jak wyłożyć kwiaty i ewentualnie użyć magii do przyspieszenia procesu suszenia. O ile tak się da.

Na stoliku leżała teraz masa polnych kwiatków.
Można było wśród nich znaleźć pudrowo różowe goździki, fioletowe dzwonki, jaskry koloru złocistej żółci (Fred nie zebrał ich bez powodu, były one w ulubionym kolorze dziewczyny), chaber i czosnek, który znalazł się tutaj przypadkowo.

Związał najstaranniej jak umiał rośliny i przywiesił je do belek, które znajdowały się na suficie.

— Jeśli nie będą gotowe na czas, wyślę jej koperek, który rośnie w naszym ogródku. Nawet całkiem przypomina on kwiatek, jedynie pachnie nieco podejrzanie. — powiedział chłopak i wyszedł ze strychu przez małe drzwiczki w podłodze.

Kiedy znalazł się już w swoim pokoju, chwycił kartkę, która była najczęściej używanym przez niego przedmiotem w ostatnim miesiącu. Strzegł jej jak oka w głowie i pilnował by nigdzie się nie zapodziała. Ponieważ tego dnia jeszcze nie rozmawiał z dziewczyną, stwierdził, że czas najwyższy to zrobić.

Fred: Cześć. Nie próbuj udawać, że śpisz, jest pół do dwunastej. Nawet ja nie śpię do tak późnej godziny.

Odłożył na chwilę pióro i czekał na odpowiedź. W tym czasie wyjrzał przez okno, które wychodziło idealnie na podwórko. Uwielbiał przez nie patrzeć; latem widać było z niego kolorowe grządki z kwiatami. Jeszcze lepiej wyglądało zimą, gdy na drzewach za płotem osadzała się cienka warstwa śniegu, przypominająca puch. Szybko jednak musiał przerwać swoje podziwianie widoku przez okno, bo na kartce właśnie pojawiła się wiadomość.

Ona: Wcale nie spałam. Po prostu byłam zajęta.

Fred: Dobra, nie tłumacz się. Powiedz mi lepiej dlaczego tak długo się nie odzywałaś? Obiecałaś, że napiszesz o ósmej, specjalnie wstałem o tej porze.

Ona: Wybacz, zapomniałam, że ci obiecywałam. Następnym razem będę pamiętać.

Fred nie zamierza się na nią gniewać. Nie potrafił. Zbyt bardzo przywiązał się do niej i wiedział, że często czegoś zapomina.

Fred: W twoim wieku zaniki pamięci? Niebywałe.

Uśmiechnął się sam do siebie. Za każdym razem kiedy rozmawiał z dziewczyną czuł dziwne, ciężkie mu do opisania uczucie. Uczucie to myślę, że większość z nas zna. To tak, jakby przez wasze ciało przelatywało stado motyli.

Od czasu dostania pierwszego, zupełnie przypadkowego listu nic nie było już takie same. Godziny spędzone na wspólnym pisaniu i dzieleniu się ze sobą każdym szczegółem z życia sprawiało, że Fred czuł więź, jakiej przedtem nie doświadczył. Miał zawsze nadzieję, że to jakie uczucie towarzyszy mu od początku wakacji odwzajemnia i ona.

Fred: A tak właściwie...Jak do tego doszło, że otrzymałem wtedy ten list?

Ona: Oh, to Winky pomylił adresy. Mimo, że to mądry ptak to zdarza mu się coś pomieszać.

Fred: A do kogo te listy powinny trafić? Ktoś z twojej rodziny? Przyjaciel?

Ona: Nieistotne, na prawdę. Dlaczego tak o to dopytujesz? To przecież dobrze, że trafiły do ciebie, inaczej byśmy się nie poznali.

Fred: No tak, racja, ale byłem ciekawy. A...To dosyć głupie pytanie...

Ona: Jakie?

Fred: Czy nie moglibyśmy kiedyś po prostu się odwiedzić i poznać nie poprzez pisanie? Nie sądzisz, że byłoby tak lepiej?

Ona: Nie
Ona: Znaczy nie chodzi mi o to, że nie mam ochoty cię poznać, tylko nie będzie do tego sposobności.

Fred: Dlaczego?

Ona: Wiesz, może skończmy już. Potem pogadamy, w porządku?

Coś nie tak powiedziałem? — spytał się sam siebie Fred. — Nie, raczej nie. Przynajmniej tak sądzę...

Rzucił się na łóżko i pozwolił zatopić w miękkim materacu, który za każdym razem uginał się pod nim i momentami wydawało się, jak gdyby stelaż miał przez to pęknąć.

Bez wątpienia, dziewczyna, jest najbardziej tajemniczą osobą z jaką miał kiedykolwiek do czynienia. Czuł jakby ukrywała coś i za wszelką cenę nie chciała tego zdradzić. Jakby bała się, że chłopak tego nie zrozumie. Że nie zaakceptuje prawdy, która kiedyś i tak musi wyjść na jaw.

Może wyjdzie na jaw zbyt późno.

The Sunflower Field || Fred Weasley || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz