Uderzenie.
Fred spadł ze swojego łóżka i uderzył twarzą o nieprzyjemnie chłodną podłogę.
— Wstawaj, leniu, przegapiłeś śniadanie — Mruknął George klepiąc brata po ramieniu.
Fred nadal jeszcze nieprzytomny podniósł wzrok i złapał się za bolący od zetknięcia z podłogą nos. Wstał i rozejrzał się po jasnym pokoju. Wyglądało na to, że dochodzi godzina jedenasta co oznacza, że zaspał na posiłek.
— Dlaczego nigdy nie dadzą mi się w tym domu wyspać? — Wysapał pod nosem i ziewając zszedł do kuchni.
W domu nie było praktycznie nikogo, prócz George'a, który właśnie brał prysznic. Reszta domowników była w ogrodzie i pomagała porządkować rośliny Molly.
Rudzielec nadal lekko zaspany i zdenerwowany na bliźniaka za tak okrutną pobudkę, sięgnął do szafki i wyciągnął z niej pieczywo. Niezdarnie posmarował kromkę chleba masłem i próbował zaparzyć herbatę, ale ostatecznie tylko poparzył sobie palce. Opierając się o blat zjadł swoje mizerne śniadanie i wrócił do swojego pokoju żeby się ubrać.
Uchylił okno i sięgnął do szafy. Wyciągnął z niej starą, delikatnie przybrudzoną, szarą koszulkę i parę spodenek. Większość jego ubrań była w tragicznym stanie, ponieważ połowę jego garderoby stanowiły ciuchy po braciach. Reszta mimo, że jest nowa, wyglada jak worki na ziemniaki. To głównie przez to, że Fred szybko niszczy swoje ubrania czy to podczas zajęć, czy przez to, że jest niezdarą i co chwila się brudzi.
Chłopak wszedł do łazienki i opłukał twarz zimną wodą. Umył zęby i przeczesał ręką włosy, ponieważ grzebienia nie posiadał...a nawet gdyby posiadał to zapewne nie umiałby ogarnąć nim swojej rozczochranej czupryny.
Postanowił wyjść na podwórko, ponieważ nic ciekawszego do roboty nie miał. Jednak wyjście na powietrze było bardzo ryzykowne, bo jeśli zauważy go Molly, od razu zaciągnie go do pomocy przy pielęgnowaniu ogrodu, a na to tym bardziej nie ma ochoty. Musiał, więc wymknąć się ostrożnie z domu, najlepiej gankiem i zrobić to tak, żeby nie zostać złapanym przez matkę.
Zszedł po schodach, chwycił jabłko z miski stojącej na parapecie kuchennym i wymsknął się z domu.
Na dworze było ciepło, jeszcze cieplej niż poprzedniego dnia. Fred bardzo lubi upały, ale czasem, gdy słońce świeci zbyt mocno, gorąc staje się nieprzyjemny. Jeszcze bardziej od upałów, Freddie lubi deszcz. Zwłaszcza taki wieczorny, gdy może wyjść, położyć się na trawie i pozwolić, by krople moczyły jego ubrania. Możliwe, że to właśnie dlatego jego wszystkie ciuchy są w tak tragicznym stanie.
***
Minęło kilka godzin. Był już czas obiadu, a wręcz obiadokolacji. Było chłodniej niż w południe, ale nadal ciepło. Jednak ta pogoda zdawała się przyjemniejsza. Napewno, gdyby nie późna pora, rudzielec zostałby jeszcze na zewnątrz, ale powoli robił się głodny.Fred doszedł do domu i po cichu uchylił drzwi. Kiedy wchodził poczuł jak stawia but na jakąś kartkę, dlatego spojrzał pod nogi. Na wycieraczce leżała biała koperta. Znowu.
— Nowa wiadomość od nieznajomego? Ciekawe. — powiedział do siebie i podniósł papier z ziemi. Wszedł do domu i zamiast wejść do kuchni i coś zjeść postanowił, że skieruje się do swojej sypialni. Wszedł na górne piętro i usiadł przy biurku. Rozerwał ostrożnie kopertę, tak, żeby nie naruszyć zawartości. Ze środka wyjął list, bardzo zbliżony do tego, który dostał wczoraj.
List był podniszczony, ale nie aż tak podniszczony jak wcześniejszy. Kartka wydawała się jaśniejsza i mniej brudna, a atrament bardziej ciemny. Otworzył list i zaczął czytać.
Cześć!
Mam wrażenie, że się ochłodziło, ale może to dlatego, że do mojego pokoju nie wpada już światło słońca. Wiesz, że ostatnio na moim parapecie usiadł kot? Był taki ładny, rudy z łatką na nosku. Chciałam go pogłaskać, ale przez szybę się przecież nie da.
Dlaczego tak długo nie wracasz? Nie odpisujesz? Nie dostałaś moich wcześniejszych listów?
Do zobaczenia i odpisz mi, proszę.Tym razem podpisu nie było wcale. To dziwne, że ktoś nie podpisuje się w swoich listach, prawda?
— Jak można pomylić adres i to już drugi raz? Jestem pewien, że wczorajszy list był od tej samej osoby. — powiedział Fred i odłożył list na bok.
Może nie powinien zabierać tych wiadomości? Nie są do niego i może ktoś czeka żeby je dostać, a nadawca nawet nie wie, że wysyła je pod zły adres. Cóż, wiemy napewno to, że ciekawość chłopaka jest bardzo duża i że nawet jeśli listy nie są do niego to i tak chce je czytać.
Przyglądając się w zamyśleniu kopercie zauważył coś, czego wcześniej nie widział. W rogu papieru umieszczony był malutki rysunek słonecznika. Został wykonany ołówkiem, bo gdy tylko Fred przetarł obrazek palcem zaczął się rozmazywać. Nie żeby miał on większe znaczenie, ale na poprzedniej kopercie go nie było.
— Dlaczego zainteresował mnie jakiś głupi kawałek kartki? I czemu ja zabieram te listy, przecież ja ledwo czytać potrafię — mruknął do siebie i zdał sobie sprawę jakie to wszystko jest dla niego absurdalne.
List drugi...

CZYTASZ
The Sunflower Field || Fred Weasley ||
FanfictionNie powinno się zwlekać z powiedzeniem tego, jakim się jest na prawdę, nie bać się braku akceptacji czy odrzucenia oraz nie kłamać na temat swojej daty ważności. A wszystko zaczęło się od jednego listu... Listu, który już na zawsze zmienił sposób p...