Mamy 7 sierpnia. Urocza data oraz uroczy dzień, w którym nasza nieznajoma skończy piętnaście lat. A może i więcej, bo znając jej tajemniczość mogła skłamać także co do swojej daty urodzenia.
Fred obudził się dzisiaj wcześniej niż zwykle i krzątał się po domu niespokojnie. Czekał na Errola, który dostarczyć miał prezent dla dziewczyny. Jednak Errol jak zwykle nie spieszył się z powrotem do domu i trzeba było długo go oczekiwać. Oby tylko nie wleciał w jakieś drzewo, bo wtedy nie zobaczymy go do następnego ranka.
Wreszcie, po kilkunastu, a może i kilkudziesięciu minutach oczekiwania, na niebie pojawił się mały punkcik, który sunął powoli w stronę domu Weasley'ów.
— Dłużej się lecieć nie dało, paniczu? — spytał oskarżającym tonem Fred i pozwolił zwierzęciu wylądować na swoim muskularnym barku.
Chłopak wbiegł po schodach i skierował się na strych, starając się przy tym nie obudzić reszty domowników. Dzisiaj wyjątkowo wszyscy członkowie rodziny spali, a to nie jest częste zjawisko. Zazwyczaj Molly wstaje o świcie i budzi innych brzdąkaniem naczyń, tupaniem w podłogę czy narzekaniem, że musi pracować, gdy oni smacznie śpią. Typowa matka.
— Musisz dostarczyć niezwykle cenną i wartościową rzecz — zwrócił się Fred do Errola, kiedy doszli na strych. — Uważaj jak będziesz leciał, żeby się nic nie uszkodziło, nie lataj między drzewami i trzymaj to bardzo delikatnie, bo jeśli coś się z tym stanie to osobiście przerobię cię na rosół.
Odwiązał sznurki mocujące zebrane kwiaty do belki i położył je na stoliku. Przyjrzał im się dokładnie. Wyglądały bardzo ładnie, a zarazem staro, bo suszenie nadało im efektu zwiędnięcia. Mimo to były cudne i idealnie oddawały piękno łąkowych kwiatów.
— To prezent dla...dla takiej jednej dziewczyny, znasz ją przecież — zaczął mówić, składając z kwiatów bukiet. — Myślisz, że będzie się cieszyć? Zasługuje na piękny prezent, taki który będzie jej o mnie przypominał. Nie chcę, żeby kiedyś o mnie zapomniała. Ja o niej nie zapomnę. Nie zapomnę, obiecuję. — Poczuł ciepło wypełniające jego ciało. On o niej nie zapomni, a co jeśli ona o nim tak?
Errol przekręcił swoją główką w lewo, w prawo, a potem znów w lewo. Wyglądał jakby uważnie słuchał i analizował to co mówi Fred. Wydawało się, że chce powiedzieć ,,Oh, Fred, ty jeszcze nic nie wiesz o uczuciach".
Parę minut później bukiet był gotowy. Związany dokładnie sznurkiem leżał na stoliku. Zostało jeszcze napisać krótką wiadomość z życzeniami i się podpisać, by wiedziała od kogo ten uroczy podarunek. Z drugiej strony - ona przecież to wie, nawet bez podpisu.
Fred wziął kartkę i zaczął pisać. Chciał żeby to były proste, ale napisane szczerze i od serca.
Cześć!
Nie jestem dobrym pisarzem, nawet nie zamierzam nim być. Nie zamierzam też pisać dla Ciebie wiersza, po którym ze wzruszenia zaczniesz płakać. Za to zamierzam Ci powiedzieć, że jesteś dziewczyną, która jako pierwsza wywołała na mnie takie duże wrażenie. Nie wiem jak wyglądasz. Nie słyszałem nigdy jak brzmisz. Nie znam nawet twojego imienia, a mimo to wiem, że w moim sercu znaczysz o wiele więcej niż cokolwiek. Więcej niż czekoladowe żaby, rozumiesz?
Mam nadzieję, że któregoś dnia otworzysz się przede mną i będę mógł Cię poznać.Twój Rudzielec
Miało być krótkie, a wyszła rozprawka na pół kartki. Ale to chyba nie znaczy źle.
Zwinął kartkę w rulonik, związał ozdobną wstążką i wręczył całość Errol'owi.
— Nie chcę ci grozić, bo w porządku z ciebie sowa. Ale pamiętaj: nie dostarczysz tego w nienaruszonym stanie, a jutro będziesz się kąpać w zupie, zrozumiano?
Uchylił okno na poddaszu i wypuścił ptaka na świeże powietrze. Poderwał się w górę i chwilę później nie było go widać na bezchmurnym, oświetlonym rannymi promykami słońca niebem.
***
— Mogłem się bardziej postarać. Znaleźć coś oryginalniejszego. Coś ciekawszego. Bardziej wyjątkowego. — Mówił sam do siebie przez resztę dnia. Bał się, że prezent jej się nie spodoba. Jego obaw nie uspokajał fakt, że zbliżał się późny wieczór, a nadal nie otrzymał odpowiedzi od dziewczyny.
I wtem, jakby zupełnym przypadkiem, na jego oknie pojawiła się sowa.
— Errol! — jeszcze nigdy nie ucieszył się aż tak na widok ptaka, którego jeszcze rano zastraszał, gotowaniem w garnku.
Jak najszybciej uchylił okno, wciągnął biednego Errola do swojej sypialni. Listu żadnego nie miał. Musiało to oznaczać, że jeśli dziewczyna zamierza się do niego odezwać to napisze do niego na kartce. Chyba, że kwiatki były dla niej tak okropne, że nie odezwie się już więcej.
Fred wyciągnął kartkę z szafki nocnej i zobaczył wiadomość od niej. Na jego twarzy rozlał się uśmiech, a różowy rumieniec spiekł jego piegowate poliki.
Ona: Dziękuję. Tak bardzo ci dziękuję, Fred.
Fred: Podoba ci się?
Ona: Bukiet jest przepiękny. Postawiłam go w najładniejszym wazonie jaki znalazłam, tuż obok mojego łóżka.
Fred: To wspaniale. Bałem się, że nie będziesz zadowolona, bo przecież nie przepadasz za kwiatami.
Ona: Za zwykłymi faktycznie nie. Ale suszonych nigdy nie dostałam. To ty pierwszy raz mi je dałeś i jestem zachwycona. A co do listu, który dołączyłeś: mówiłeś, że nie będziesz pisać wierszy żebym się nie popłakała. Nawet bez wiersza wzruszyłam się i zaczęły mi się pocić oczy.
Fred: Był aż tak słaby?
Ona: Wiesz o co mi chodzi, rudy.
Fred: Droczę się, nieznajomo.
Wziął głęboki oddech i oparł się o oparcie krzesła. To uczucie już od dłuższego czasu jednocześnie rozpalało jego serce i zabijało od środka. Nie wiedział nawet jak wygląda. Nie umiał jej sobie też wyobrazić. Była dla niego tak bardzo obca i znajoma zarazem.
A czy on był tak samo obcy dla niej? Dla niej był po prostu rudym kolesiem, który odpisał na jej list. I który kochał ją, nie mając o niej zielonego pojęcia.
CZYTASZ
The Sunflower Field || Fred Weasley ||
FanficNie powinno się zwlekać z powiedzeniem tego, jakim się jest na prawdę, nie bać się braku akceptacji czy odrzucenia oraz nie kłamać na temat swojej daty ważności. A wszystko zaczęło się od jednego listu... Listu, który już na zawsze zmienił sposób p...