c h a p t e r n i n e t e e n

423 27 7
                                    

Była już północ, gdy wrócili do domu. Fred wbiegł do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. Zmęczenie nie dawało mu spokoju, ale mimo to i tak nie mógł zasnąć. Przekręcił się na plecy i leżał wpatrzony w ciemność panującą wokół niego. Słyszał jedynie George'a, który wszedł do sypialni i ułożył się na łóżku obok.

Przez resztę nocy praktycznie nie zmrużył oczu. Męczyło go wiele myśli,  które nie dawały mu zasnąć. Między innymi, zastanawiał się, co stało się z dziewczyną i dlaczego mu nie odpisuje.

                                      ***

Na zewnątrz powoli świtało. Było jeszcze zimno, ale kiedy tylko wzejdzie słońce zacznie się robić cieplej.

Fred leżał na skraju łóżka z kołdrą naciągniętą na głowę. Udało mu się zasnąć na godzinę czy półtorej.

Nagle poczuł szturchnięcie, pod którego wpływem prawie spadł na podłogę. Uchylił powieki i zobaczył stojącego obok George'a.

— Dalej, wstawaj, nie mamy całego dnia — mruknął George i przewalił oczami widząc zaspaną minę brata. — Nie spałeś całą noc? Wyglądasz jak trup.

— Spałem — odparł Fred i spróbował podnieść się z łóżka. — Ale tylko godzinę.

George już go nie słyszał. Wyszedł z pokoju jak najciszej się da, a po chwili wrócił z plecakiem.

— Ubieraj się i wychodzimy. Nie narób hałasu przy tym. — rzucił do Freda po czym znów wymknął się z pokoju.

Rudzielec został sam. Klęknął na podłodze i przysunął swój plecak do siebie, wciskając w niego ostatnie potrzebne rzeczy.

Był już prawie gotowy, pozostawało mu jedynie się przebrać, nie będzie przecież wychodził w piżamie. Chwycił leżącą na krześle bluzę, ale nie nałożył jej. Coś go zatrzymywało. Poczuł znajomy skurcz w żołądku i wyrzuty sumienia, jakby jego własny mózg powstrzymywał go od pójścia razem z George'm.

Z kieszeni spodni wyciągnął kartkę i wbił w nią wzrok. Dobrze wiedział, co musi zrobić.

— Freddie? Zamierzasz iść w piżamie i kapciach? — spytał George i oparł się o framugę drzwi. — Nie spieszy ci się do wyjścia, co?

— Nie idę. — odparł Fred, zdecydowanie zbyt szorstko niż zamierzał. Odwrócił się w stronę brata i zobaczył jak zastyga. Miał otworzone usta z zaskoczenia, a jego oczy przypominały dwa wielkie orzechy.

— Żartujesz sobie? — spytał i zaśmiał się nerwowo, próbując zataić gniew.

— George, przepraszam. Nie miałem pojęcia, że tak wyjdzie, ale rozumiesz...— zaczął, jednak bliźniak nie pozwolił mu skończyć.

— Czyli nie żartujesz? Na prawdę nie idziesz? — spuścił wzrok z rezygnacją w głosie. — Co jest ważniejsze od naszej ucieczki?

— Muszę coś załatwić. Coś ważnego, co nie może czekać. Przepraszam, poważnie. Nie chciałem.

— Jasne. Rozumiem — warknął pod nosem i podszedł kilka kroków bliżej. — Chodzi o nią?

Fred spojrzał na brata z malującym się na twarzy niezrozumieniem.

— O tę dziewczynę, z którą pisałeś przez całe wakacje? Której wysłałeś kwiatki na prezent? Której sowa przylatywała do nas? Myślisz, że nie zauważyłem? — ton George'a był oschły i zimny, bardzo do niego niepodobny.

Fred zamilkł. Nie był w stanie odpowiedzieć, a co dopiero zacząć kłócić się z bratem. Szok jaki ogarnął jego ciało był nie do opisania.

Nim zdążył cokolwiek zrobić, George podszedł do niego i wyrwał mu z dłoni kartkę.

— Na tym papierku do niej pisałeś. Skąd go masz?

— Oddawaj to. — syknął przez zęby Fred i wyciągnął się ku bliźniakowi, by wyrwać mu z rąk kartkę. George cofnął się w tył, jednak jego brat był szybszy i zdążył chwycić pergamin. Oboje szarpnęli gwałtownie. Słychać było dźwięk drącego się papieru.

Zastygli.

Fred spojrzał na swoją dłoń i zobaczył rozdarty kawałek kartki. Zadrżał i upuścił go na ziemię.

— Zniszczyłeś to. — wydukał i spojrzał na George'a powstrzymując łzy.

— Nie podarłaby się, gdybyś nie próbował jej wyrwać.

— Czyli to moja wina? — zamiast bólu opanowała go furia. Gdyby mógł, rozszarpałby bliźniaka. — Idź stąd. Idź do Lee. Najlepiej, żebyś nie wracał.

George uchylił usta. Przez chwilę wyglądał, jakby miał zaraz rzucić się na Freda, ale później przybrał obojętny wyraz twarzy.

— Dobrze. Ty za to, idź do tej swojej wybranki. Obyś nie zastał jej w domu. — odpowiedział, zarzucił plecak na ramię i wyszedł z pokoju.

Fred poczuł jak kręci mu się w głowie. Z emocji mógłby zwrócić śniadanie, gdyby nie to, że jeszcze go nie jadł.

Potrzebował kilku minut, by dojść do siebie.

Gdy kilka minut minęło, mimo ciągłego bólu w klatce piersiowej i głowie podszedł do szuflady przy swoim łóżku. Zaczął gorączkowo wyrzucać z niej całą zawartość. Po chwili jego sypialnia przypominała pobojowisko; wszędzie rozrzucone były papierki po cukierkach, książki, nieużywane już przedmioty i masa pergaminu.

W końcu, po przeszukaniu każdej szuflady znalazł to, czego szukał. Koperta, przybrudzona i pożółkła, nieco lepiąca się i pognieciona. W jej rogu widniał adres.

Pole słonecznikowe, dom nr 12

Jak najszybciej zebrał z krzesła ubrania i wcisnął je na siebie. Czerwona bluza w paski, którą miał na sobie była niewyprasowana. Gdyby widziała to Molly, na pewno kazałaby mu ją zdjąć, bo przecież wstyd chodzić w pogniecionych ubraniach.

Do kieszeni wepchnął kopertę. Z ziemi podniósł podarte kawałki kartki i również postanowił wziąć je ze sobą. Wybiegając z pokoju chwycił plecak. I już go nie było.

Przelatując przez kuchnie zabrał niedojedzoną kanapkę i jabłko. Wymknął się z domu przez tylne drzwi i przeskakując przez furtkę popędził przed siebie.

Wiedział jedynie, w którą stronę ma się kierować, ponieważ obserwował, z którego kierunku przylatuje Winky. Dalej musiał zdać się na siebie i swoją intuicję.

Jeszcze nie zdawał sobie sprawy jak bardzo głupi jest jego pomysł i jak bardzo może nie wypalić.

— Mogłem zabrać ze sobą Errola, zna tę okolicę lepiej ode mnie. — mówił sam do siebie. Czuł przyjemny wiatr, który głaskał jego policzki.

— Nawet jeśli nie znajdę jej domu, będzie to jedno ze wspomnień, których nigdy nie zapomnę.

Musisz go znaleźć. Musisz znaleźć ją.

The Sunflower Field || Fred Weasley || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz