deszcz

120 13 0
                                    

Orkiestra symfoniczna

- fragment "Deszczu" Charlesa Bukowskiego

Jason zaczynał żałować postoju w Waszyngtonie. Nie było tak źle jak w Nowym Jorku czy we Włoszech, ale tłumy turystów go niepokoiły. Co gorsza, wielu z nich było studentami, dziećmi lub nastolatkami w szkolnych mundurkach, na wycieczkach szkolnych.

Jason trzymał się blisko Percy'ego, ani na moment nie tracąc go z oczu i chwytając go za ramię, kiedy czuł, że się rozdzielali. Materiał jego bluzy był miękki i przyjemny w dotyku. Czasami bez powodu wyciągał rękę, by złapać za rękaw Jacksona.

Jason wahał się, czy pozwolić Percy'emu na oglądanie zabytków. Percy koniecznie chciał wejść do wszystkich sklepów z pamiątkami i zobaczyć wszystkie posągi bohaterów wojennych, których nie znał. To było jak wycieczka do Waszyngtonu, na którą nie mógł się udać przez jego zachowanie.

Percy trafił do pomnika upamiętniającego Wojnę Wietnamską. Był to długi pas z ciemnego kamienia w kształcie litery V. Na ten widok spochmurniał. Musnął wyryte imiona opuszkami palców, jakby przez ten dotyk mógł odczuć ogrom cierpienia ofiar. Jason pomyślał o Hazel i Nico. Zawsze wyczuwali śmierć i ból z powodu takich rzeczy.

Ludzie robili zdjęcia i odchodzili dalej, powoli i z szacunkiem. Percy kręcił się wokół monumentu, marszcząc brwi w skupieniu. Jego oczy pozostały przyklejone do ciemnych płyt.

Jason delikatnie dotknął jego ramienia.
— Wszystko w porządku?

— Straty wojenne — rzucił Jackson.

— Tak. Gówniany sposób na śmierć, co? — powiedział Jason, przełykając głośno ślinę. Nagle zaschło mu w gardle.

— Przynajmniej nasze wojny nie toczą się między sobą. Przynajmniej giniemy walcząc z chaosem, a nie z ludźmi — powiedział Percy.

— Czy wszystko w porządku? — powtórzył Jason.

— Czy nie zasługują na pomnik?

— Co?

— Nasze straty — sprecyzował Percy. — Luke, Zoe, Bob, Bianca — przejechał językiem po górnej wardze, jakby w głębokim zamyśleniu. — Zasługują na znacznie więcej niż pomnik, ale czy to nie jest najmniej, co możemy zrobić?

— Tak — przyznał cicho Jason. — Jest.

Oboje stali, przyglądając się pomnikowi, gdy niebo pokryły deszczowe chmury. Nie ruszali się, dopóki Percy się nie odezwał.

— Chodźmy na kawę i wyjeżdżajmy. Myślę... myślę, że już tu skończyłem. — Odwrócił się, żeby przenieść wzrok na Jasona i posłał mu niepewny uśmiech, który ten odwzajemnił.

Nawet najmroczniejsze wspomnienia są częścią tego, kim jesteśmy. Percy i Jason popijali kawę, a za szybami w Sturbacksie lał deszcz. Dreszcze przebiegły im po plecach, gdy dotarł ich odgłos ciężkich kropli deszczu uderzających w ziemię, jakby samo niebo się waliło. Przygotowując się na to, co miało nadejść.

Percy pogodził się z deszczem. Jason zaproponował zakup parasola. Lub manipulowanie wodą i powietrzem, aby pozostać suchym. Jackson jednak stanowczo potrząsnął głową na nie. Oboje mogliby znaleźć sposób na wykorzystanie swoich umiejętności, by uniknąć przemoknięcia, gdyby chcieli, ale tego nie zrobili. Percy spojrzał na walące się niebo i rozpromienił się, gdyż dostrzegł na nim gwiazdę. Powiedział jej cześć.

Odnaleźć Gwiazdy |Jercy| tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz