deszcz meteorów

111 12 2
                                    

— Jason!

— Frank!

— Percy!

— Hazel!

Czworo przyjaciół oddało się grupowemu uściskowi i wybuchło śmiechem.

— Jak się mają wszyscy? Obóz? — spytała Hazel, a w jej złotych oczach pojawiły się iskierki radości.

— Dobrze, dobrze. Jak się sprawy mają u was? — odparł Jason.

— Nie najgorzej — rzucił Frank. Uśmiech spełzł z jego ust. — Ale słyszeliśmy, że Percy stracił pamięć, prawda? Jest lepiej?

— Teraz już tak. Dzięki temu oto Supermenowi — Jackson klepnął Jasona w klatkę piersiową.

— Ekhem — rozbrzmiało odchrząknięcie i cała czwórka odwróciła się gwałtownie. — Nie zapomnieliście o kimś?

— Reyna! — Percy rozłożył swoje ramiona do przytulenia. Reyna od niechcenia oddała gest.

— Czy wszystko gra? — zapytała pretorka. Pojawili się bez żadnej zapowiedzi.

— Och, nie, jesteśmy w odwiedzinach. — odrzekł jej były wspólnik, dzieląc z Percym krótkie spojrzenie. 

— Cóż, zatem miło nam was gościć — powiedziała uprzejmie Reyna.

— Reyna, Frank, Hazel! Jeden z koni uciekł! — wołał jakiś obozowicz za nimi.

— Po prostu świetnie, wy dwaj możecie się rozgościć, zaczyna się ściemniać! — krzyknęła Reyna w biegu. Zostali tylko we dwoje.

— Chce ci coś pokazać — zawiadomił Jason.

— Jasne. Gdzie? — spytał nonszalancko Jackson.

— Tam w górze — syn Jupitera wskazał na niebo.

— Osz ty sukinsy-

Zanim Percy zdążył skończyć, został zamknięty w ramionach Jasona. Zaczęli wznosić się coraz wyżej i wyżej.

— Dlaczeeeego tak zawsze mi się to spotykaaaa? —zajęczał Percy, gdy wzbili się na naprawdę ogromną wysokość.

— Cicho, ty przerośnięty dzieciaczku. Lepiej popatrz.

Percy niechętnie otworzył powieki.

Bezchmurne niebo ciemniało z każdą minutą mocniej, a słońce goniło za horyzontem, tylko kilka promieni światła się jeszcze przebijało. Pod nimi błyszczały malutkie światełka dochodzące z obozu. I ocean, gdzie cumowały łodzie, z których obóz nigdy nie korzystał. 

Zrobiło się chłodno, a tak daleko od ziemi było jeszcze zimniej, więc Percy był naprawdę zadowolony z bliskości Jasona.

— Pięknie — skomentował brunet.

Odpowiedział mu nerwowy śmiech Grace'a. 
— Tia.

Nieboskłon sczerniał prawie całkowicie.

— Gwiazdy. Wydają się być stąd bliższe — zauważył Percy.

— Mówisz to wszystko tylko po to, żeby brzmieć ckliwie i romantycznie. — Na wargi Jasona wpełzł cwany uśmieszek.

— A ty mnie tu wziąłeś, żeby być ckliwym i romantycznym — wytknął Jackson.

— Mogę cię w tym momencie zrzucić, wiesz o tym? 

— Nieeee, proszę nie! — zacieśnił uścisk.

— Mogę być ckliwy i romantyczny, jeśli mam na taką ochotę. Uwielbiasz to — droczył się Jason.

Na policzki Percy'ego wstąpił rumieniec. Uśmiechnął się do gwiazd, a one do niego, dając mu nową nadzieję i determinację.

— Cóż, jesteśmy tu. Tylko my.

— Tak?

— Zamierzasz mnie pocałować, czy jak?

Jason nigdy nie odpuściłby wyzwania.

Każda gwiazda spadła w eksplozji światła. Jason mocno trzymał Percy'ego w talii, gdy ten owinął swoje dłonie na jego szyi. Ich nogi splątały się ze sobą.

Wspomnienia wybuchły i rozpaliły umysł Percy'ego. Wszystko powróciło w ogromnej powodzi, gdy emocje się uwolniły, zderzyły ze sobą i eksplodowały niczym petardy.

— Spójrz na niebo — wyszeptał mu do ucha Jason, gdy się od siebie odsunęli.

— Zrobiliśmy to — powiedział Percy, a jego oczy zaczęły piec i łzawić.

Wczesnym rankiem obozowicze zgłosili obserwację deszczu meteorytów.

Jason i Percy nadal szczęśliwi spali w śpiworach na zewnątrz pod sufitem gwiazd.

Odnaleźć Gwiazdy |Jercy| tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz