Rozdział 12

60 10 1
                                    

Sam była z siebie dumna. Z radością wpatrywała się w ekran swojego służbowego laptopa. Po raz kolejny, nie wiadomo który wodziła wzorkiem po tekście, opublikowanym, nawiasem mówiąc. Była zadowolona nie tylko z powodu samej publikacji, pierwszej od czasu programu mentorskiego, ale też ze względu na treść. Podobała jej się. Była dokładnie taka, jak sobie wyobrażała. Częściowo ostrożna, bez jawnej dezaprobaty. Jednak miała w sobie to coś, ostrzejsze smaczki, które tak lubiła. Nie byłaby sobą, gdyby nie wstawiła przynajmniej kilku takich elementów. Podsumowując, miała ochotę skakać ze szczęścia, na co oczywiście nie odważyła się w miejscu publicznym.

Tego dnia w pracy spotkało ją jeszcze jedno, pozytywne zaskoczenie. Mianowicie w swoim boksie zastała małą karteczkę samoprzylepną, nie zawierającą polecenia. Od razu wiedziała, kto był nadawcą. McFarlen.

Dobra robota. Trzymaj tak dalej.

Pod spodem widniał krótki podpis złożony z inicjałów. Miała rację. Jej intuicja bywała niezawodna. Problem w tym, że ciągle podpowiadała jej, iż na rzekomym samobójstwem Amy kryje się coś więcej. Sprawa wydawała się Sam tak zagmatwana, że póki co nie widziała jakiegokolwiek wyjścia. Świadomość własnej nieudolności ciążyła nad nią niczym ciemna chmura burzowa, mogąca w każdej chwili rozpętać ulewę oraz wypuścić pioruny. Ona nie była przygotowana na taką ewentualność. Nie miała kurtki, parasolki, ani dachu nad głową. W pobliżu nie widziała też żadnego miejsca, w którym mogłaby się skryć. Z całych sił starała się odpędzić podobne myśli i skupić na pozytywach. Miała przed sobą właśnie jeden z nich - artykuł. Drugim mogła być niewątpliwa poprawa stosunków z mentorem.

Miała powody do radości i to powinny być jej priorytety. Zrzuciła na pasek stronę internetową Skylight, podłączyła pendrive Lorie i zaczęła przeglądać tematy oraz materiały do artykułów. Znalazła kilka niezbyt porywających zagadnień związanych na przykład z otwarciem nowej restauracji czy budową centrum handlowego w miejscu placu zabaw, na co rodzice dzieci z tamtej okolicy wyrazili jawny sprzeciw. Ta druga sprawa była całkiem słuszna, chociaż miała wątpliwości czy grupa rozwścieczonych rodziców zdoła powstrzymać deweloperów. Zajmie się tym w następnej kolejności. Teraz szukała czegoś, co ją zainteresuje.

Jej uwagę zwrócił dość zadziwiający temat. Zaczęła przeglądać materiały. Dziki lokator, głośno obwieszczający, że jest bezdomny od dwudziestu lat, ubiegał się o prawa do pewnej rudery na obrzeżach miasta. Twierdził, że mieszkał w tym miejscu równiutko dwadzieścia lat. Z powodu prawa zasiedzenia uznał to miejsce za własne. Kiedy rudera trafiła do nowego właściciela, z uporem maniaka siedział w środku, nie chcąc się wyprowadzić. Oznajmił, że głód mu nie jest straszny, a domu, do którego ma pełne prawa nie opuści. Podobno właściciel chciał go stamtąd wypłoszyć w niezbyt legalny sposób, ale zainterweniowali mieszkańcy, którym zrobiło się żal bezdomnego. W końcu zaczęto mu przynosić jedzenie i picie. Dziki lokator przesiedział w ruderze tyle czasu że właściciel posunął się do środka ostatecznego. Zaoferował mu sporą sumę za opuszczenie domu. Obecnie bezdomny pracował w dużej korporacji i sporo zarabiał.

Sam uważała tę historię za abstrakcyjną. Jednak gdy poszperała w internecie, znalazła potwierdzenie tego, co się właśnie dowiedziała. Ludzie bywali bardzo pomysłowi. Kto by pomyślał, że w taki sposób można wyjść z trwającej dwadzieścia lat nędzy? Fox zabrała się za pisanie tego artykułu. Postanowiła przedstawić dzikiego lokatora jako bystrego, aczkolwiek pokrzywdzonego przez los człowieka, który po latach upomniał się o to, co było mu należne. W tym przypadku historię można było dostosować według własnego uznania, bo taki temat nikogo nie obrazi.

Fox pisała. Na chwilę zapomniała o otaczającym ją świecie, skupiając całą swoją uwagę na artykule. Nie zerkała na godzinę, ani nie rozpraszała się innymi myślami. Pisanie ją relaksowało. Pozwalało jej na chwilę odciąć się od rzeczywistości. To była dla niej najlepsza odskocznia. Nawet alkohol i narkotyki nie działały na nią w ten sposób. Błogi spokój przerwał jej Jack, wchodząc do jej boksu z szerokim uśmiechem.

KolekcjonerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz