W pewnym momencie Sam po prostu zrobiła zdjęcie Emily podczas zabawy z kotkiem. Jakoś tak... Nie mogła się powstrzymać. Wyglądała tak uroczo. Kot to inna sprawa. W każdym razie nie wyglądał jakby chciał uciec, a to już coś. Po prostu nie był do tego przyzwyczajony. Ani w mieszkaniu Roya, a tym bardziej u niej nie miał do czynienia z dziećmi. No chyba, że o czymś nie wiedziała. Szczerze mówiąc, nawet nie miała okazji poznać poprzedniego właściciela.
Nagle poczuła wibracje. Szybko sięgnęła po telefon, który znajdował się w tylnej kieszeni jeansów.
- Halo- mruknęła, nawet nie spoglądając na wyświetlacz.
- Próbuję się do ciebie dodzwonić od jakichś trzech godzin- zauważył Danny z pobrzmiewającą pretensją w głosie.
- Sporo się dzisiaj działo- odparła Sam, przewracając oczami. Najpierw zasmucona Maddie, potem Jack, który rzucił na sprawę zupełnie nowe światło, tajemnicza stronka internetowa, a na koniec córka McFarlena.- Zresztą, obecnie zajmuję się dzieckiem.
- Ty? Dzieckiem?- zdziwił się rozmówca.- Wszystko z nim lub nią w porządku?
Dziennikarka była oburzona. Jak on mógł w ogóle insynuować, że coś miałoby stać się dziecku pod jej opieką?! Przecież nie była potworem! Może jedynie brakowało jej doświadczenia.
- Oczywiście. Emily ma się świetnie i właśnie bawi się z kotkiem. Umiem zająć się dzieckiem, tak dla twojej wiadomości.
- Tylko żartowałem. Czyje to dziecko i co robi u ciebie w mieszkaniu? Nie chcę być wścibski, ale...
- Jesteś. Wiem, taka już twoja natura- dokończyła za niego, co było drobną zemstą za żart.- To córka mentora.
- Tego demona? Lodowego potwora w ludzkiej skórze?
Fox ponownie przewróciła oczami. Nienawidziła jak ktoś wykorzystywał jej słowa przeciwko niej, chociaż nie pamiętała, żeby kiedykolwiek nazwała go tak... Radykalnie.
- Nigdy go tak nie nazywałam, ale owszem, to jego córka. Nie mam czasu teraz na rozmowę o niczym. Masz coś nowego? Zrobiłeś własną sekcję nowej ofiary?
Całkiem urocza, dodała w myślach, zerkając na blondyneczkę, która machała patykiem ze sznurkiem. Kot podążał za nią, co chwilę skacząc do góry.
- Tak. Dobrze to ujęłaś. To kolejna ofiara tego samego zabójcy. Musimy się spotkać.
- Też tak uważam, ale dzisiaj nie dam rady. Mam plany.
Właściwie miała pomysł, który mógł znacząco posunąć ich śledztwo. Rzecz jasna, Danny nie podzielałby jej entuzjazmu. Dlatego zamierzała opowiedzieć mu o tym dopiero po fakcie. Wtedy nie będzie mógł nic z tym zrobić. Pozostanie mu w spokoju przyjąć informacje, choć przeczuwała, że bez afery się nie obejdzie. Jednak nie zamierzała się tym przejmować. To nie będzie pierwsza, ani ostatnia sprzeczka.
Umówili się na jutro na lunch w azjatyckiej knajpce, którą już raz odwiedzili w podobnych okolicznościach.
Sam przyłapała się na tym, że co chwilę zerkała na małą. Uznała, że to normalne. W telewizji aż roiło się od sytuacji, kiedy to rodzic lub opiekunka spuszczali dziecko z oczu, a ono magicznie znikało. Jak wspomniała, nie miała żadnego doświadczenia. Do tej pory dzieci były jedynie czymś, co raczej widziała jedynie z daleka. To logiczne, że bała się o Emily. Nie chciała, żeby cokolwiek sobie zrobiła. Nie była też pewna jak zachowa się kot, dlatego wolała kontrolować sytuację.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Fox aż podskoczyła z zaskoczenia. Zamyśliła się. Podeszła do drzwi i otworzyła je. Tak jak się spodziewała, ujrzała Anthony'ego w ciemnym, dopasowanym garniturze. U niej w mieszkaniu. Czy to dziwne, że uważała tę sytuację za niecodzienną? Po co w ogóle zwracała uwagę na takie szczegóły? Przecież on tylko przyjechał po swoją córkę!
CZYTASZ
Kolekcjoner
Bí ẩn / Giật gânSamantha Fox myślała, że przeprowadzka do Nowego Jorku otworzy jej drzwi. Sprawi, że jej kariera nabierze tempa. Gorzko się rozczarowała, gdy okazało się, że na początku jej praca będzie składała się jedynie z redagowania tekstów z gotowych materiał...