Rozdział 7

56 11 0
                                    

Sam po cichu przemknęła do swojego boksu. Starała się wtopić w otoczenie i jak najmniej zwracać na siebie uwagę. Odetchnęła z ulgą, dopiero kiedy usiadła na krześle przy swoim biurku. Tego dnia Snyder miał wyjątkowo parszywy nastrój, a zawdzięczał to rewelacyjnemu artykułowi konkurencji. Przynajmniej taką opinię, przepełnioną ironią i złością wystawił właściciel Manhattan's Skylight podczas słynnego rykoszetu. Fox czuła współczucie wobec nieszczęśnika, któremu dostało się za nic. Równie dobrze Snyder mógłby obwiniać ich za globalne ocieplenie. W tym mieli równie dużo winy.

W każdym razie dziennikarka tylko słyszała o nadzwyczaj okropnym nastroju szefa. Po tym wieżowcu plotki rozchodziły się z prędkością światła, co wcale nie znaczyło, że w przypadku Snydera można było je bagatelizować. O ile w innych sprawach mogły się mylić, to w tej kwestii okazywały się boleśnie niezawodne. Za każdym razem.

Oprócz tego jakże oczywistego powodu, Sam miała jeszcze jeden, żeby nie rzucać się w oczy. Spóźniła się, ale nie aż tak rażąco jak ostatnio. Tym razem zaledwie dwadzieścia minut, a wszystko to przez Danny'ego, który postanowił zgodzić się w jej imieniu na opiekę nad kotem byłego chłopaka Amy. W zasadzie Roy i Amy nie byli razem, ale tak o nim mówiła. Nazywanie po imieniu kogoś kogo kompletnie nie znała i ani razu nie spotkała uważała za trochę dziwne.

Lubiła zwierzęta, tylko niekoniecznie w swoim domu. Właśnie z tego względu żadnego nie miała. Aż do teraz. Kot w mieszkaniu był naprawdę kłopotliwy. Od samego początku upodobał sobie półki wiszące na ścianie nad komodą w salonie. Dlatego musiała zdjąć wszystkie dekoracje, bo w przeciwnym razie by się zniszczyły. Dodatkowo musiała zmieniać piasek w kuwecie oraz pamiętać o jedzeniu i wodzie, chociaż to wcale nie było najgorsze. Kot nieustannie domagał się uwagi. Siedziała sobie na kanapie, oglądając serial na laptopie, a on wskakiwał jej na kolana przez co o mało nie puściła służbowego sprzętu. Kiedy była w łazience, miauczał żałośnie pod drzwiami. To samo zdarzyło się, gdy wychodziła do pracy. Zastanawiała się, co spotka w mieszkaniu po powrocie.

W pewnym momencie zauważyła samoprzylepną karteczkę na biurku. Spojrzała na nią z zainteresowaniem.

Przyjdź do mojego biura jak tylko zjawisz się w pracy, Samantho.

Pod krótkim tekstem widniały inicjały nadawcy, ale Sam wcale nie musiała na nie patrzeć. Już wiedziała kto to napisał. Anthony McFarlen. Nikt inny nie zwracał się do niej pełnym imieniem. Znajomi i rodzina mówili do niej zdrobnieniem, a Snyder nazywał ją "panną Fox". Jednak dla pewności zerknęła na inicjały. Miała rację. Wzywał ją mentor. Przeklęła w myślach. W jej głowie pojawiły się dwie potencjalne przyczyny takiej sytuacji. Żadna nie była optymistyczna.

Odpaliła stronę Skylight. Z rosnącą irytacją obserwowała kręcące się kółko, ale w końcu się załadowało. Miała ochotę czymś rzucić. Żaden z redagowanych przez nią artykułów nie pojawił się na stronie. Była wściekła. McFarlen wstrzymał jej publikacje. No jasne. Przypomniała sobie tę jego idiotyczną gadkę o byciu obiektywnym. To oczywiste, że nie mówił poważnie. Zwyczajnie chciał zyskać awans i to jej kosztem! Nie mogła na to pozwolić. Musiała temu zapobiec, tylko nie wiedziała jak.

Z bojowym nastawieniem skierowała się do windy. Nie odpuści tak łatwo tej sytuacji. Tu chodziło o jej karierę i przyszłość w Skylight. Wparowała do biura mentora bez pukanie. Od razu uderzył ją nieskazitelny porządek tego uporządkowanego miejsca. Zastała McFarlena pochylonego nad laptopem. Liczyła, że kiedy podniesie wzrok znad ekranu, zobaczy złość, pogardę albo satysfakcję. Niestety nic z tego. Na twarzy McFarlena nie pojawiło się nic poza skupieniem i chłodnym profesjonalizmem. Gestem pokazał jej, żeby usiadła. Fox zajęła wskazane miejsce.

KolekcjonerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz