Veronica przebudziła się późną nocą. Obok niej leżała Pansy, aby jej nie obudzić, jak najciszej wstała z łóżka i wyszła na balkon w pokoju na piętrze. Czuła się winna, ale nie z powodu zabójstwa tych dwóch mężczyzn tylko tego, iż nie potrafi nad sobą panować. Oczywiście, niby się z tym pogodziła, lecz momentami bardzo ją to przytłaczało.
Uważała, że przez swoje, czasem nieludzkie zachowania psuje to co jest między nią a Draco. Przed nim starała się nie okazywać tego strachu, jednak często płakała po kątach, bojąc się samej siebie.
Na co dzień sprawiała wrażenie zwykłej nastolatki, natomiast nikt nie wiedział co tak naprawdę siedzi w środku niej. Wenter, marzyła, aby w końcu stać się normalną dziewczyną. Bez takich problemów, które zżerały ją od środka.
Veronica, uważała, iż w środku niej mieszkają dwie osobu. Jedna to ta, która starała się być miła i pomocna, za to druga jest zupełnie szalona. Wenter nie umiałaby się pozbyć żadnej z nich, ponieważ pod pewnymi względami obu potrzebowała.
Często sama sobie zaprzeczała. Niby marzyła o zwyczajnym życiu, lecz tak naprawdę trochę jej się podobała ta nieobliczna cząstka, która siedziała głęboko w niej.
- Wiem, że pewnie teraz się zamartwiasz, odchodzisz od zmysłów. Przepraszam. Po prostu chcę, by było między nami dobrze. Wystarczy, iż pozbęde się jednej osoby, tylko jednej - dziewczyna mówiła do siebie, wpatrując się w gwiazdy.
- Dziwi mnie to, że chcesz być z taką wariatką jak ja. To bardzo ryzykowane, ale jak już kiedyś wspomniałam nigdy, przenigdy nie zrobiłabym ci krzywdy - wyjęła z kieszeni swój wisiorek.
- Ja wiem, iż sprawianie komuś bólu nie powinno być powodem do radości, niestety u mnie jest trochę inaczej - śmiała się przez łzy, naciskając w dłoni naszyjnik.Brunetka spędziła następne godziny na zamartwianiu się. Dopiero kiedy zaczęło robić się jasno to postanowiła wrócić do środka. Musiała jakoś doprowadzić się do ładu. Poszła więc do łazienki i wzięła prysznic. Mimo upływu czasu jej oczy dalej były zaszklone. W sumie cóż się dziwić długo płakała.
Później zdecydowała się zejść na dół. Tam ujrzała siedzącą na fotelu Pansy. Vee, ten cały czas nie rozumiała, czemu ta nawet nie próbowała jej zaatakować. Kiedy były trzeźwe atmosfera między nimi była niezręcznia. Nie wiedziały, o czym rozmawiać. Parkinson zwłaszcza czuła się niepewnie, ponieważ Veronica dalej nie wyjaśniła, czemu ją tu sprowadziła.
- Wszystko w porządku? - zapytała właścicielka domu, widząc przerażenie pomieszane ze smutkiem w oczach znajomej.
- Drętwota! - rzuciła zaklęcie, nie chciała już więcej czekać. Zaniosła ją do piwnicy, tej samej, w której wcześniej była przetrzymywana.
Kiedy Pansy była nieprzytomna, Vee próbowała wymyśleć co zrobi, gdy ta się obudzi. Mimo upływu czasu nie mogła nic wyśleć. Nagle jednak Parkinson zaczęła otwierać oczy.
- Co...co jest? - zapytała, widząc, stojącą przed nią Wenter. Szybko wstała na równe nogi i miała zamiar jakoś się stamtąd wydostać.
- Przyszedł moment, w którym zapłacisz za te wszystkie rzeczy, jakie mi wyrządziłaś - popchnęła ją do ściany i ręką mocno złapała jej szyję.
- Myślałaś, że ci odpuściłam? - jej ofiara starała się w jakikolwiek sposób wyrwać. Brunetka, gdy zauważyła jak Pansy oddycha coraz mniej stabilnie, postanowiła ją puścić.- Co...za-zamierzasz ze mną...zrobić? - ledwo co to z siebie wydusiła.
- Zniszczę cię - przybrała uśmiech szaleńca. Po ten wyjęła różdżkę i nakierowała ją na nastolatkę. Rzuciła jedno ze swoich ulubionych zakręcić - crucio.
CZYTASZ
Wciąż cię kocham
ContoDruga część opowiadania ,,Ślizgoni potrafią kochać". Minął już ponad rok od zakończenia bitwy o Hogwart. Wraz z początkiem lipca grupa dwunastu znajomych wyjeżdża na miesięczny wyjazd do Burbanku. Veronica Wenter mimo niepewności również przyjęła p...