– Kim chcielibyście zostać w przyszłości? – spytał któryś z chłopaków. Wzruszyłam ramionami, jakby ktoś się w ogóle na mnie patrzył. Napiłam się łyka piwa i spuściłam wzrok na ognisko, które przyjemnie nas ogrzewało. W tle leciała jakaś muzyka, której chyba nikt nie słuchał. Vincent przesunął swoją rękę jeszcze bardziej w bok, opierając ją o miejsce za mną. Uśmiechnęłam się lekko.
– Większość z nas idzie w przyszłym roku na studia, Brice. Na pewno każdy ma plan – odezwała się Lina. Westchnęłam ciężko. Niestety, to była prawda i niełatwo się z tym godziłam. Oprócz mnie, Manon i Nicolasa każdy w tym roku kończył ostatnią klasę, gdy my kończyłyśmy dopiero drugą. Będę za nimi tęskniła, mimo że ich dobrze nie znam.
– Tak, dlatego pytam – odparł Fizeau.
– Ja nie idę na studia. Będę pracował w warsztacie mojego ojca. Umiem naprawiać samochody i lubię to robić, więc nie ma sensu, żebym marnował dodatkowe lata na niepotrzebną naukę, skoro od razu mogę zarabiać pieniądze – powiedział Max. Ktoś zaśmiał się cicho, na co zmarszczyłam brwi. Też bym tak zrobiła, gdyby mój ojciec był normalny. Mimo że miałam dobre oceny i dużo się uczyłam, nie lubiłam tego robić. Uczyłam się, bo musiałam, a nie, bo było mi to potrzebne, czy mnie coś interesowało.
– Ja idę na prawo, jak od zawsze to było zaplanowane – burknął Kenzo, który mimo wszystko chyba nie do końca był przekonany do tego pomysłu.
– Czemu? – odezwałam się. Chłopak wzruszył ramionami.
– Moi rodzice od zawsze tego chcieli. Póki mnie utrzymują, muszę robić to, co chcą – rzekł, a ja prychnęłam pod nosem. Nie to, że sama przez całe życie robiłam dokładnie to, czego chciał mój ojciec. Jednak na pewno nie poszłabym na studia, które on by dla mnie wybrał. To byłaby przesada.
– Czemu nie pójdziesz do pracy i sam na siebie nie zarobisz? Wynająłbyś jakieś mieszkanie i nie żyłbyś na ich łasce. Jeszcze byliby dumni, że ich jedyne dziecko tak sobie radzi – powiedziała za mnie Juliette. Pokiwałam głową na znak, że się z nią zgadzam.
– Właśnie – dodałam. Kenzo pokiwał przecząco głową.
– To nie jest takie proste. Jakbym miał pracować to nigdzie, gdzie zarabiałbym dobre pieniądze, bo nie przyjmą mnie bez żadnego doświadczenia i tylko z ukończonym liceum. Prawdopodobnie pracowałbym w jakimś mało znanym barze, gdzie praktycznie nikt nie przychodzi i ledwo starczyłoby mi pieniędzy na wynajem mieszkania. Nie piszę się na takie coś. Prawo, mimo że mi się nie marzy, jest wygodniejszą opcją – wytłumaczył. Spojrzałam na innych, jednak nie przejęli się za bardzo.
– Jak chcesz, to twoje życie – rzuciłam.
– A co nasze rodzynki chcą robić? – spytał Adrien, patrząc na mnie i Manon z uśmiechem. Prychnęłam pod nosem, przewracając oczami, ale też uśmiechnęłam się lekko.
– Ja jeszcze nie wiem, mam rok na zastanowienie się. Pamiętajcie, że spontaniczne decyzje są najlepsze – powiedziałam i zaśmiałam się. Sama nie do końca wierzyłam w to, co mówię.
– A ja wiem, ale nie chcę jeszcze nic mówić. Może się coś zmieni, więc... Tak – mruknęła blondynka. Przechyliła do końca swoją butelkę i pustą postawiła obok ławki, gdzie stało już dużo innych. – To smutne, że większość z was wyjeżdża i będziemy się bardzo rzadko widywać. Będę za wami tęsknić, głuptaski.
– Ooo, przestań. Mamy jeszcze całe wakacje. Będziecie nas odwiedzać, obydwie! – rozkazała Louna, śmiejąc się pod nosem.
– Jasne – odpowiedziałam.
CZYTASZ
Serendipity
RomansTo wszystko stało się tak szybko przez moją słabą wolę i jego nieopanowane pragnienie. Cały czas mogłam słyszeć, że ma on na mnie zły wpływ, jednak wszystko było w porządku, dopóki nade mną unosił się zapach róż. Pierwsza część dylogii ,,White roses...