14. Nie ufaj nieznajomym

336 10 3
                                    

Vincent zaparkował na wyznaczonym miejscu, po czym wysiedliśmy z samochodu. Wzięłam głęboki oddech, zachwycając się tamtejszym powietrzem. Naprawdę zaczynałam ubóstwiać to miejsce i coś czułam, że spędzę tutaj dużo czasu. Przeszliśmy się kawałek, a potem usiedliśmy na ławce, w podobnym miejscu do tamtego razu. W parku nie było dużo osób, tak jak zazwyczaj bywało. Być może ze względu na porę dnia. Cieszyłam się z tego powodu. Nie przepadałam za tłumem ludzi, gdzie nie mogłam sobie znaleźć miejsca i czułam się zbyt otoczona.

– Więc... – zaczęłam, uśmiechając się lekko. Chciałam zacząć rozmowę, ale nie wiedziałam o czym. – Czemu masz dzisiaj taki dobry humor?

– Mam swoje powody, których nie musisz znać, słońce – odparł, prychając pod nosem. Przewróciłam oczami, ale próbowałam trzymać nerwy na wodzy. Nie chciałam zepsuć mu dnia i mi tym bardziej.

– Nie muszę, ale fajnie by było, gdybym cokolwiek wiedziała – rzekłam, znowu zaczynając ten sam temat.

– Ciesz się tym, co masz – rzucił z kpiącym uśmieszkiem na ustach, po czym pocałował mnie przelotnie w usta. Położyłam swoją nogę na jego i oparłam się wygodniej, kładąc się delikatnie na jego ramieniu.

– Co u twojej babci? Wszystko dobrze? – spytałam, próbując nie myśleć o temacie, przez który zawsze się kłócimy. Vincent zmarszczył czoło, patrząc na mnie dziwnie. – No co?

– Wszystko okej, czemu pytasz? – rzucił podejrzliwie.

– Po prostu – odrzekłam i wzruszyłam ramionami. Pokręcił głową, śmiejąc się cicho.

– Moi znajomi będą tu zaraz – powiedział w pewnym momencie i spojrzał się na swoje buty. Położyłam obie dłonie na swoich kolanach, przyglądając się im przez chwilę, a później odwróciłam wzrok.

– Co? – spytałam głośno.

– Moi znajomi zaraz...

– Słyszałam, co powiedziałeś – odparłam szybko.

– No więc? – rzucił wyczekująco, a ja uśmiechnęłam się głupio. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Po prostu myślałam, że spędzę ten czas tylko z nim, tak jak tamtym razem, bez osób trzecich. Wtedy mogłam z nim szczerze porozmawiać i miałam większe szanse, że się przede mną otworzy. Poza tym zauważyłam, że Vincent w towarzystwie po prosu znika i odzywa się bardzo rzadko.

– Nic.

– Jasne. – Prychnął, odwracając ode mnie wzrok. – Przecież wiem, że chcesz być ze mną sam na sam.

– Nie – skłamałam i uśmiechnęłam się nerwowo. Machnęłam lekceważąco ręką, ale jego mina mówiła, że jakoś go to nie przekonało. – Znam kogoś?

– Leona – odparł szybko. – Jest jeszcze Edmond i Jade. Są dosyć dziwni, ale nie musisz się ich bać.

– Mhm – mruknęłam. Nie byłam bardzo zadowolona z tego, że muszę poznawać nowych ludzi. Nie za bardzo potrafiłam się odnaleźć w ich towarzystwie, chyba że od razu łapię z nimi wspólny język. Spojrzałam na Vincenta, jednak wzrok nadal miał umiejscowiony gdzieś w oddali.

– Są spoko, nie musisz się ich bać – powiedział znowu, uśmiechając się delikatnie. Przeczesał ręką swoje włosy, przez co roztrzepały się nienaturalnie. W takich wyglądał najładniej.

– Nie boję się.

– Oczywiście – rzekł i zaśmiał się szczerze. Westchnęłam i przymknęłam powieki, chcąc w spokoju cieszyć się ciszą, ale nie było mi to dane, bo pomiędzy nami pojawił się Leo, przerywając nasz spokój.

SerendipityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz