Vincent zaparkował na wyznaczonym miejscu, po czym wysiedliśmy z samochodu. Wzięłam głęboki oddech, zachwycając się tamtejszym powietrzem. Naprawdę zaczynałam ubóstwiać to miejsce i coś czułam, że spędzę tutaj dużo czasu. Przeszliśmy się kawałek, a potem usiedliśmy na ławce, w podobnym miejscu do tamtego razu. W parku nie było dużo osób, tak jak zazwyczaj bywało. Być może ze względu na porę dnia. Cieszyłam się z tego powodu. Nie przepadałam za tłumem ludzi, gdzie nie mogłam sobie znaleźć miejsca i czułam się zbyt otoczona.
– Więc... – zaczęłam, uśmiechając się lekko. Chciałam zacząć rozmowę, ale nie wiedziałam o czym. – Czemu masz dzisiaj taki dobry humor?
– Mam swoje powody, których nie musisz znać, słońce – odparł, prychając pod nosem. Przewróciłam oczami, ale próbowałam trzymać nerwy na wodzy. Nie chciałam zepsuć mu dnia i mi tym bardziej.
– Nie muszę, ale fajnie by było, gdybym cokolwiek wiedziała – rzekłam, znowu zaczynając ten sam temat.
– Ciesz się tym, co masz – rzucił z kpiącym uśmieszkiem na ustach, po czym pocałował mnie przelotnie w usta. Położyłam swoją nogę na jego i oparłam się wygodniej, kładąc się delikatnie na jego ramieniu.
– Co u twojej babci? Wszystko dobrze? – spytałam, próbując nie myśleć o temacie, przez który zawsze się kłócimy. Vincent zmarszczył czoło, patrząc na mnie dziwnie. – No co?
– Wszystko okej, czemu pytasz? – rzucił podejrzliwie.
– Po prostu – odrzekłam i wzruszyłam ramionami. Pokręcił głową, śmiejąc się cicho.
– Moi znajomi będą tu zaraz – powiedział w pewnym momencie i spojrzał się na swoje buty. Położyłam obie dłonie na swoich kolanach, przyglądając się im przez chwilę, a później odwróciłam wzrok.
– Co? – spytałam głośno.
– Moi znajomi zaraz...
– Słyszałam, co powiedziałeś – odparłam szybko.
– No więc? – rzucił wyczekująco, a ja uśmiechnęłam się głupio. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Po prostu myślałam, że spędzę ten czas tylko z nim, tak jak tamtym razem, bez osób trzecich. Wtedy mogłam z nim szczerze porozmawiać i miałam większe szanse, że się przede mną otworzy. Poza tym zauważyłam, że Vincent w towarzystwie po prosu znika i odzywa się bardzo rzadko.
– Nic.
– Jasne. – Prychnął, odwracając ode mnie wzrok. – Przecież wiem, że chcesz być ze mną sam na sam.
– Nie – skłamałam i uśmiechnęłam się nerwowo. Machnęłam lekceważąco ręką, ale jego mina mówiła, że jakoś go to nie przekonało. – Znam kogoś?
– Leona – odparł szybko. – Jest jeszcze Edmond i Jade. Są dosyć dziwni, ale nie musisz się ich bać.
– Mhm – mruknęłam. Nie byłam bardzo zadowolona z tego, że muszę poznawać nowych ludzi. Nie za bardzo potrafiłam się odnaleźć w ich towarzystwie, chyba że od razu łapię z nimi wspólny język. Spojrzałam na Vincenta, jednak wzrok nadal miał umiejscowiony gdzieś w oddali.
– Są spoko, nie musisz się ich bać – powiedział znowu, uśmiechając się delikatnie. Przeczesał ręką swoje włosy, przez co roztrzepały się nienaturalnie. W takich wyglądał najładniej.
– Nie boję się.
– Oczywiście – rzekł i zaśmiał się szczerze. Westchnęłam i przymknęłam powieki, chcąc w spokoju cieszyć się ciszą, ale nie było mi to dane, bo pomiędzy nami pojawił się Leo, przerywając nasz spokój.
CZYTASZ
Serendipity
RomansaTo wszystko stało się tak szybko przez moją słabą wolę i jego nieopanowane pragnienie. Cały czas mogłam słyszeć, że ma on na mnie zły wpływ, jednak wszystko było w porządku, dopóki nade mną unosił się zapach róż. Pierwsza część dylogii ,,White roses...