Rozdział 4. Hogwart

163 19 81
                                    

- Witam moich ukochanych uczniów na dzisiejszej lekcji! - zawołała wesoło Rose, trzymając w ręce zawinięty w rulonik pergamin. 

Granger-Weasley ubrana była w zieloną, długą szatę. Jej krótkie, rude włosy złapane były w klamrę z tyłu głowy. Na głowie miała szpiczastą tiarę, która opadała jej na oczy, przez co cały czas musiała ją podnosić. Jednak nawet przez to jej entuzjazm nie opadł i dalej z uśmiechem wpatrywała się w swoją klasę, która z niej chichotała.

Wcześniej Dominique zaprowadziła Lilkę do jednej z ławek, gdzie jedenastolatka zasiadła razem ze swoim starszym bratem, Jamesem, który również, tak jak reszta, ubrany był w swoją szatę z Hogwartu; w wypadku Jamesa była ona z Gryffindoru. Dla młodej Potter również znaleziono jakąś szatę: był to nieco na nią za długi, stary mundurek Rose z domu Godryka Gryffindora. Chociaż Lily zawsze zdawało się, że jeśli byłaby w Hogwarcie, trafiłaby do Hufflepuffu, nie narzekała; to, w jakich kolorach i z jaką przyszywką był jej mundurek akurat nie bardzo ją obchodziło. 

Rose odchrząknęła, chociaż wcale nie pomogło to w uspokajaniu klasy. W końcu Teddy powiedział ,,Przestańcie, panna Granger-Weasley chce już mówić!" i choć gdy to wypowiadał dusił w sobie śmiech, te słowa pomogły i klasa w końcu ucichła. 

- Dziękuję, panie Lupin - rzekła Rosie z powagą. - Jak pewnie państwo wiecie, ale lepiej przypomnę, bo niektórzy z was chorują na sklerozę, jak przy oddawaniu prac domowych, nazywam się Minerwa McGonagall - James zawołał cicho ,,Uwielbiamy cię, Minnie!", co Minnie zignorowała - i dzisiejsza lekcja, zapewne na wasze szczęście, nie będzie dotyczyła transmutacji. 

- Szczęście, wielkie szczęście! - powiedziała z udawaną ulgą Dominique, a jej siostra, ubrana w swoją szatę Ravenclawu zaczęła się z niej śmiać. 

- W takim razie o czym dziś porozmawiamy, pani profesor? - zapytał całkiem poważnie Louis, jednak z wielkim uśmiechem na ustach. On ubrany był w mundurek z borsukiem na piersi - ten pożyczony był od Teddy'ego. James zaczął udawać, że rozgląda się uważnie po sali, po czym stwierdził cicho podejrzanym głosem:

- Coś za dużo rudzielców na tej lekcji... 

- Powiedział pan Wcale-Nie-Jestem-Rudy - odparła Lily, śmiejąc się z brata.

- Moje włosy nie są rude, tylko kasztanowe, mała dynio - prychnął James Syriusz, niby obrażony. 

- Mała dynio? Co to za przezwisko? - zapytała Lily, zażenowana. James już chciał odpowiedzieć na jej pytanie, jednak Rose zmierzyła go surowym wzrokiem, więc tylko wystawił język swojej siostrze, na co ona odpowiedziała tym samym gestem.

- Dzisiaj, panie Weasley, porozmawiamy o osobach, które nie posiadają magii - rzekła uroczystym głosem Rosie, kątem oka, lekko przestraszona, obserwując reakcje jej małej kuzynki. 

Lily na ostatnie słowa zamarła. Znowu poczuła to dziwne, nieprzyjemne ukłucie w okolicy klatki piersiowej. Zanim znowu zaczęła normalnie oddychać minęło kilkadziesiąt sekund. Wiedziała, że jej kuzyni nie chcą zrobić jej na złość, oparła więc głowę na brodzie i skupiła się na Rosie, na znak, że słucha. Mała nauczycielka z ulgą wypuściła powietrze z płuc i kontynuowała swój wywód:

- Drodzy uczniowie, jakie osoby nieposiadające magii znacie? - spytała profesor McGonagall, patrząc po klasie. Hugo, w starej szacie Ravenclawu Albusa, uniósł dłoń do góry. - Tak, panie Weasley? Zna pan odpowiedź?

- Nie, nie znam - Hugo zachichotał. - Ale czy nie powinna pani najpierw sprawdzić listę obecności?

- Nigdy nie widziałam tak niewychowanego ucznia, który by upominał nauczyciela jak ma uczyć - prychnęła Rose, jednak nie mogła udawać obrażonej; zaraz więc parsknęła cicho śmiechem, co starała się ukryć kaszlem. - Ale jeśli tak pan bardzo tego chcę, to sprawdzę ową listę - dodała, rozprostowując pergamin, który trzymała wcześniej w ręce. 

Bez magii ▪ ScorilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz