12.

2.6K 131 6
                                    

Bennett 

Nie spodziewałem się, że Heather tyle ze mną wypije i razem zaśniemy na kanapie. Gdy przebudziłem się wtedy po kilku godzinach, miałem mętlik w głowie. Jej głowa leżała na mojej piersi i włosy wchodziły mi w usta. Nie miałem zbyt wiele okazji, aby spać z kobietą, ale zazwyczaj w takich sytuacjach ich włosy nie lądowały w moich ustach. Na szczęście spała twardo więc mogłem na spokojnie zanieść ją do jej sypialni. A nim sam zaszyłem się w swoim pokoju, sprawdziłem, czy mój syn śpi spokojnie. Od tego dnia minęły dwa tygodnie. Jeszcze kilka tygodni i będą święta a zaraz później nowy rok. Powinienem zapytać się Heather, jak chce je spędzić. Poprawiam się na krześle. Siedzę w gabinecie od kilku godzin i pracuję, lecz niedługo raczej zakończę na dziś. Chcę spędzić resztę tego dnia z synem. Zaczynam zapisywać i zamykać wszystkie pliki i programy, jakich używałem do pracy. Kiedy wychodzę z gabinetu, zamykam drzwi na klucz. Mimo że mam pewność, iż nikt nie włamie się do mojego domu wolę zabezpieczyć ten pokój. Zbyt wiele ważnych spraw jest w tym pokoju, abym zostawił go tak sobie. Z uśmiechem idę do pokoju syna. Już na korytarzu dochodzą do mnie śmiechy z pokoju. Staje w drzwiach i obserwuję, jak Dylan spokojnie przemierza swoją sypialnię w poszukiwaniu części do zamku, który buduje razem z ciotką. Heather chyba specjalnie je schowała przed nim. Kobieta dostrzega mnie i lekko się rumieni. Po tym, jak obudziła się w swoim łóżku i zeszła na śniadanie nie była w stanie spojrzeć mi w oczy. Dopiero po weekendzie normalnie ze mną rozmawiała. Ale dalej na jej twarzy widać zakłopotanie. Mimo to wchodzę do pokoju. Dylan w końcu znajduje cześć budowli i odwraca się zadowolony. Jak mnie dostrzega, od razu podchodzi w moim kierunki.

- Tato chodź. - bierze mnie za rękę i ciągnie do miejsca, gdzie się bawi.

Siadam na podłodze i obserwuję, z jakim entuzjazmem Dylan układa element na swoim miejscu. Jest z siebie taki dumny w momencie, gdy za drugim razem udaje mu się przymocować kawałek ściany tak, że już się nie rusza tylko stoi pewnie. Tarmoszę jego włoski i chwalę jego poczynania.

- Co powiecie na spacer jak tylko skoczycie się bawić? – pytam, podając Dylanowi ostatni kawałek.

- Jeśli pogoda pozwoli nam na wyjście to, czemu nie. – stwierdza Heather.

- Na razie nie pada. Zresztą podejrzewam, że Dylan nie miałby nic przeciwko deszczowi. Każde dziecko lubi bawić się na deszczu i w kałużach. – spoglądam na syna.

- Tak, woda! – śmieje się mały.

- Widzisz. Deszcz mu niestraszny. Tylko odpowiednio ciepło się ubrać i możemy się bawić nawet w deszczu. – uśmiecham się jak wariat.

Wiedzę po jej twarzy, że nie jest pewna tego pomysłu. Tylko że Dylan jest zachwycony tym pomysłem. Klaszcze i śmieje się, powtarzając, że chce iść na spacer. W końcu Heather kapituluje i zgadza się na wyprawę poza dom. Szybko spoglądam na okno. Nie ma słońca i dobrze widać, że niebo zasłaniają chmury, przeganiane wiatrem. Nie zapowiadali na dziś deszczu, ale jak to w Londynie wszystko może się zmienić i to bardzo szybko. Lecz gdy jest się na to przygotowanym, nie ma co się martwić.

- Skończymy budować i zaczniemy się zbierać. Jest jeszcze wcześnie więc, jak będziemy wracać, możemy zjeść gdzieś na mieście. Poza tym jednym obiadem nie byliśmy nigdzie poza domem razem. – patrzę się w jej oczy, aby cokolwiek wyczytać z jej twarzy.

Zieleń jej tęczówek lekko rozbłyskuje. Chyba przypadł jej do gustu mój pomysł. Może ma już dość ciągłego siedzenia w domu. Poza pracą nigdzie nie chodzi, tylko spędza czas z siostrzeńcem. Zdecydowanie powinienem ją gdzieś zabrać. Przypomnieć jej, że poza tym, że jest matką zastępczą dla tego dziecka, jest również kobietą, która ma swoje potrzeby. Dylan dobrze się czuje w towarzystwie Lisy. Może powinienem poprosić ją, aby któregoś wieczory zajęła się małym. Pewnie spodoba jej się ten pomysł. Kiedyś przebąkiwała, że powinienem więcej się bawić, a nie tylko pracować. Podejrzewam, że nawet sama mnie wygoni z Heather z domu. Dylan z radością i śmiechem obwieszcza, że zakończył budowę zamku. Klaszczemy oboje z Heather i mówimy, jak bardzo nam się podoba. Pogoda się nie zmieniła, więc zbieramy się do wyjścia. Dylan w swoim płaszczyku przeciwdeszczowym i kaloszach siedzi zadowolony w wózku. W końcu Heather nie musi go nigdzie nosić, jeśli chce go gdziekolwiek zabrać. A jeśli będzie padać, to pod daszkiem dodatkowo jest ukryta przezroczysta osłonka na deszczową pogodę. Dylan z pewnością nie będzie mokry. Szybko się przebieram u siebie i schodzę na dół, aby naszykować wózek. Jeszcze, kiedy jestem na w połowie schodów, słyszę śmiechy syna. Z ubieraniem go czasem jest niezła heca. Z szafy przy drzwiach wyprowadzam rydwan syna i ustawiam oparcie tak, aby mógł swobodnie siedzieć. Kiedy upewniam się, że wszystko jest, jak należy Heather, pojawia się na dole z Dylanem i jego dużą torbą. Od razu odbieram ja od niej i kładę ją w pojemniku pod siedzeniem. Ona stawia małego na podłodze, aby samodzielnie poszedł do drzwi. Dylan pewnie idzie do drzwi a my za nim. Ciocia bierze go za rękę i otwiera je na oścież, abym mógł spokojnie wyjechać. Na ulicy wsadzamy małego do wózka i ruszamy w drogę.

Wróć do mnie ✔ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz