24.

2.1K 110 3
                                    

Heather 

Mam wrażenie, że nie wiem, co czytam. Od rana nie mogę skupić się na pracy. Nie wiem, czy ma to związek z tym, że dwie noce temu spędziłam z Bennettem cudowną, pełną namiętności noc, czy to dlatego, że Ben był następnego dnia, wyraźnie zdenerwowany w porze lunch lub ma to związek z moim siostrzeńcem, który chyba nie czuł się dziś rano za dobrze. Ben nie chciał mi powiedzieć, co się stało, a Dylan nawet nie dał mi się dotknąć rano, gdy przyszedł czas, aby go ubrać. Uparł się, że sam to zrobi. Pod koniec tygodnia będą święta i obawiam się, że Dylan może się rozchorować. Tak wiele myśli chodzi mi teraz po głowie. Cody zostawił mi wiele dokumentów na biurku do sprawdzenia, a nawet nie uporałam się jeszcze z jedną trzecią. Sfrustrowana opieram się o krzesło. Za kilka minut mój szef będzie wychodził na lunch, teoretycznie ja również powinnam wyjść coś zjeść, tylko biorąc pod uwagę stan, w jakim jest moja praca, zostanę przy biurku i będę robić swoje oraz w międzyczasie jeść. Prostuję się z postanowieniem, że wezmę się do pracy. Skupiam wzrok na dokumentach i uwagach, jakie naniósł na nie Cody.

– Piękna zbieraj się na lunch. Niedługo ktoś po ciebie się pojawi!– mówi entuzjastyczni brązowowłosy mężczyzna, stając w drzwiach do swojego gabinetu.

Spoglądam na niego, akurat zakłada marynarkę i patrzy się na mnie pogodnie. Chciałabym mieć taki sam nastrój. Jednak nie mam dziś zbyt wielu powodów do radości. Staram się jednak lekko uśmiechnąć, co po minie, jaką robi Cody, mi nie wyszło. Jego twarz staje się zatroskana. Podchodzi do mnie te kilka kroków, co nas dzielą i uważnie się mi przygląda.

– Coś się stało? – pyta w końcu,

– Nic, po prostu jestem trochę rozkojarzona. – mam nadzieję, że taka odpowiedz, mu wystarczy.

Wiem, że mi nie wierzy, ale nie ciągnie mnie już za język. Zamiast tego przechodzi za moje biurko, łapie oparcie mojego fotela i odsuwa mnie od blatu. Patrzę na niego jak na wariata. Już mam się go zapytać, o co mu chodzi, gdy na końcu korytarza dostrzegam jakiś ruch. Od razu zwracam swoją twarz w tamtym kierunku. Ben przemierza wąskie pomieszczenie pewnym krokiem i patrzy na mnie uśmiechnięty. Nie jestem w stanie nie zrobić tego samego. Uwielbiam go w garniturze, choć równie dobrze wygląda w swobodnych ubraniach, a jego ciało nagi to onieśmielający widok, który jest nieporównywalny z niczym inny.

– Porywam cię kochana na lunch. – uśmiecha się zadowolony.

– Nie wiem, czy jest to dobry pomysł. Jestem w tyle z pracą. – spoglądam przepraszająco na Cody'ego.

– Daj spokój, to może poczekać. Te poprawki nie są potrzebne na teraz. Idź i zjedz coś. Zresztą nie mam ochoty na wysłuchiwanie później od Bena, że cię wykorzystuje i nie masz nawet czasu zjeść. Dlatego natychmiast podnieś się i idź z nim na lunch. – mówi poważnie mój szef.

Cody rzuca mi ponaglające spojrzenie i nie rusza się, dopóki nie wstaję. Dopiero wtedy zadowolony zaczyna iść lekkim krokiem do wyjścia z jego części piętra. Ben czeka, aż zostaniemy sami i dopiero gdy ma pewność, że nikt nas nagle nie zaskoczy, swoim pojawieniem się, podchodzi do mnie i całuje w usta. Zarzucam mu ręce na ramiona i odwzajemniam pocałunek. Cieszę się, że tu jest, przy mnie.

– Nie planowałem nic wielkiego na lunch, ale chyba oboje potrzebujemy na chwilę wyjść z tego budynku. Zabieraj płaszcz. – mówi i lekko klepie mnie w pośladek.

Uśmiecham się lekko, bo jego zachowanie mnie bawi. Nie dyskutuję z nim, tylko wyłączam komputer. Zabieram torebkę, telefon i płaszcz i chwytam jego wyciągniętą dłoń. Trzymamy się za ręce przez cały czas, gdy idziemy przez firmę. Niektórzy na nas patrzą, inni wcale nie zwracają uwagi. Dziwi mnie jednak to, że nie przeszkadzają mi spojrzenia, jakie niektórzy rzucają w naszą stronę. Jestem szczęśliwa i nic nie jest w stanie mi tego zepsuć.

Wróć do mnie ✔ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz