7.

2.1K 87 1
                                    

Budzi mnie niewyobrażalne uczucie gorąca. Zasypiając byłam gotowa na to, że w ciągu nocy może mi się zrobić zimno, jednak stało się coś zupełnie odwrotnego.
Niechętnie otwieram oczy, bo zdaje sobie sprawę, że nie ma  nawet siódmej i mogłabym sobie jeszcze pospać.
Rozglądam się po pomieszczeniu, które wcale nie przypomina mi tego w którym odpłynęłam w objęcia Morfeusza. Nie mija wcale dużo czasu, a orientuję się, że leżę w ogromnej sypialni, na ogromnym łóżku, a obok mnie spokojnie, niczym niedźwiedź zimą, śpi sobie pieprzony Matthew Wembley.
Mam ochotę krzyknąć, ale spoglądam na zegarek i orientuje się, że jest dopiero lekko po piątej.
Nie chciałabym obudzić ludzi za ścianą.
Jestem na niego taka wściekła! Co on sobie wyobraża? Zachowuje się jak małe dziecko, przenosi mnie bez mojej wiedzy i zgody do swojego łóżka w trakcie, gdy jestem nie świadoma. Ciekawe do czego jeszcze byłby zdolny.
Odchylam delikatnie kołdrę, po czym powoli spuszczam na podłogę jedną nogę. Spoglądam na mojego szefa.
Jest przystojny, tego nie można mu odmówić, ma w sobie coś czego nie jestem w stanie jeszcze zdefiniować, ale wiem że żaden inny facet wcześniej napotkany w moim życiu tego nie miał.
Z moich rozmyśleń wyrywa mnie cichy śmiech.
No tak, obudzilam go.
Łapie mnie za nadgarstek i czuje jak gładzi go kciukiem. Na ten gest przechodzi mnie dreszcz.
–Lannie, mam nadzieję że nie zamierzasz wrócić na tą kanapę, z której wcześniej spadłaś. Nie pozwoliłbym Ci tam zostać dlatego przeniosłem Cię tutaj. Przysięgam, że rączki trzymałem przy sobie - kończy, a ja mam pustkę w głowie, nie wiem co mam mu odpowiedzieć. Po prostu dalej się na niego lampie.
–Po prostu połóż się spowrotem I pośpij jeszcze trochę bo czeka nas ciężki dzień - odzywa się ponownie, ale po tym zdaniu zamyka już oczy.
Dalej trzyma moją rękę, ale już jej nie gładzi.
Po kilku kolejnych minutach postanawiam się jednak położyć. Zabieram swoją dłoń spod jego, bezwładnie leży teraz na kawałku pościeli, która stanowi również bezpieczną przerwę między nami.
Czuje jak ta ręka przysuwa się do mnie by knykciami dotknąć moich pleców.

Poranek nie był o wiele łatwiejszy, co prawda nie kłóciliśmy się, ale Matta nie dało się obudzić, musiałam go wręcz ściągać z łóżka. Ciekawe czy codziennie ma taki problem zeby wstać.
Później poszliśmy na śniadanie na którym też nic ciekawego się nie działo, jedliśmy naleśniki i popijaliśmy ciepłą kawą przy okazji przeglądając dokumenty potrzebne nam na dzisiejsze spotkanie.
Co do spraw biznesowych również odbyło się bez szwanku. Załatwiliśmy to co mieliśmy załatwić, chociaż nie było łatwo.
Zostało nam tylko odwiedzenie jeszcze jednego miejsca, gdzie mamy się spotkać z przyjacielem i niegdyś współpracownikiem starszego Pana Wembley'a.
Wchodzimy do wielkiej, eleganckiej restauracji i elokwentnym wystrojem.
Podchodzimy do stolika przy którym siedzi siwy już mężczyzna, wraz z na oko trzydziestoletnią kopią samego siebie.
Kiedy jesteśmy już blisko, obaj wstają.
– Część wujku Ross - mówi Matt i podaje rękę starszemu– Hej Malcolm - wita drugiego nieco mniej entuzjastycznie. – To jest Lannie, moja prawa ręka w pracy i koleżanka. - Spogląda na mnie i delikatnie się uśmiecha.
Bardzo delikatnie, ale ten uśmiech wystarcza by w moim brzuchu pojawiło się dziwne uczucie. Nie wiem czy to stres, głód czy może faktyczne motylki w brzuchu.
Odwzajemniam ten gest.
– Witaj piękna kobieto - odzywa się do mnie Pan Ross i wyciąga rękę w moją stronę.
–Cześć - Teraz odzywa się do mnie Malcolm, również wyciąga rękę w moją stronę, jednak zamiast ja uścisnąć przykłada do swoich ust i zostawia na niej delikatny pocałunek.
Natomiast stojący za mną Matt właśnie w tym momencie kładzie mi rękę na lędźwiach i zaciska palce.
– Może usiądziemy? - Mówi patrząc z kamienną mina na Malcolma, który wciąż trzyma moją dłoń.
–Dobry pomysł - mówię, gdy nikt inny przez dłuższą chwilę się nie odezwał.

Reszta kolacji minęła nam raczej w spokoju, rozmawiali o rodzinie, wspominali dawne czasy, zadawali mi pytanie odnośnie mojej rodziny, chcąc mnie poznać.
Jedyne co mnie irytowało i nie dawało się skupić to ręka Matthew na moich plecach która nie zmieniła swojego położenia. Została tam nawet kiedy jadł.
A mnie z każdym razem jak tylko ruszył palcami chociażby o milimetr, przechodził niewyobrażalny dreszcz po całych plecach.
Zabrał dłoń dopiero jak wychodziliśmy na zewnątrz, poczułam wtedy pustkę na swojej skórze i chciałam by zrobił to jeszcze raz.

Love isn't always pretty ("Nie taka ładna miłość")Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz