Wczorajszy wieczór spędziłam w miłym towarzystwie Adama, przez co dzisiaj ledwo chodzę.
W pracy mamy zebranie służbowe i wszyscy zostaliśmy poproszeni o przyjazd do firmy, pół godziny przed czasem, dlatego już od czterdziestu minut próbuję przebrnąć przez, zakorkowane ulice Chicago.Punktualnie o 8:30 parkuję mój samochód na pod ziemnym parkingu. Płaszcz i szalik zostawiam na fotelu pasażera, by zaoszczędzić kilka minut, które musiałabym poświęcić na zniesienie rzeczy do biura.
Pięć minut później jestem już na odpowiednim piętrze. Pociągam za klamkę i wchodzę do pomieszczenia pełnego pracowników. Na szczęście nie tylko ja jestem spóźniona, bo Pana Wembleya jeszcze nie ma. Wzrokiem odnajduję Angelę, która stoi w towarzystwie żony szefa. –Podchodzę do nich i witam się, z oboma.
Melanie Wembley, już mojego pierwszego dnia tutaj powiedziała, że nie życzy sobie, by mówić do niej "Pani", głównie dlatego że nie czuję się lepsza ode mnie. Jest to kobieta w średnim wieku, na co może wskazywać jedynie jej data urodzenia, bo z wyglądu ma maksymalnie trzydzieści pięć lat, pełna energii i zawsze uśmiechnięta aż zaraża swoim entuzjazm. Ona i jej mąż tworzą idealną parę, czasami zazdroszczę jej tak idealnego związku.
Podczas rozmowy, podchodzi do nas, nie wiele młodsza ode mnie, Regin Wembley. Córka Melanie i Daniella. Mają także syna, ale nie miałam nigdy okazji go poznać. Regin oznajmia matce, że już czas.— Przepraszam was moje kochane, ale rodzinka wzywa. – Uśmiecha się do nas i odchodzi razem z córką. Dopiero teraz zwracam uwagę, na to jak bardzo podobne do siebie są. Obie elegancko ubrane, podobnie uczesanie. Mimo różnicy wieku, mają nawet taką samą figurę.
— Na zebraniach nigdy nie ma Melanie i Regin. To musi być jakaś wyjątkowa okazja. – Angela jak zwykle szuka drugiego dna.
— A jaka mogłaby to być okazja? Trzydziestolecie firmy było rok temu. Urodziny Wembleya trzy miesiące temu a premia, na wigilię. – Mówię i obracam swój wzrok w kierunku Pana Daniella, który poprosił wszystkich o ciszę.
— Drodzy przyjaciele, pracownicy i rodzino. -– Przeleciał po pomieszczeniu wzrokiem. – Jak pewnie wiecie lub nie, mój syn, nie dawno skończył trzydzieści lat. Stary z niego koń. – Zaśmiał się. – Razem z żoną, już od kilku lat rozważaliśmy wszystkie za i przeciw, aż w końcu zdecydowaliśmy. – Zrobił przerwę, teatralne podnosząc napięcie. – Zdecydowaliśmy, że ten stary koń, jest już w odpowiednim wieku by przejąć firmę. Synu, choć do nas. – Po tych słowach na scenę wchodzi wysoki szatyn, ubrany w garnitur. Jego wzrok pozostaje spuszczony, dopóki nie staje w centrum uwagi, obok swojego ojca.
Zbieg okoliczności, ogromny zbieg okoliczności, że podnosząc swój wzrok, spogląda akurat na mnie. Przeciętnego wzrostu, stojąca z tyłu kobietę, która niczym nie wyróżnia się z tłumu.
Jego ciemne oczy skanują mnie niczym drapieżnik swoją ofiarę. Jego pełne usta formują się w ledwie zauważalny uśmiech.
Mam wrażenie że mijają godziny, zanim jego wzrok przenosi się na resztę tutaj obecnych.Wtedy uświadamiam sobie, że mam narzeczonego.
— Witam, nazywam się Matthew Wembley. Mam nadzieję, że będę się dobrze sprawował jako szef.
W najbliższych dniach będę chciał państwa jak najlepiej poznać. – Znów na mnie spogląda, tym razem jestem pewna, że są to tylko krótkie sekundy.
CZYTASZ
Love isn't always pretty ("Nie taka ładna miłość")
RomanceDruga część "Opiekunka". Nie trzeba czytać. Lannie Dawson los dał wiele. Między innymi cudowną rodzinę, dobrze płatną pracę w firmie uznawanych Wembleyów oraz niesamowitego narzeczonego, którego kocha nad życie i jest w stanie zrobić dla niego wszy...